Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ewa Wachowicz: "Pociągają mnie mężczyźni, którzy dobrze gotują" [Rozmowa NaM]

AG
Ewa Wachowicz
Ewa Wachowicz Archiwum prywatne
Z Ewą Wachowicz, prowadzącą program "Ewa gotuje" i jurorką show "Top Chef", rozmawialiśmy o rajdach samochodowych, kulinarnych snach i ulubionych afrodyzjakach.

Zaczynała od występów jako mała krakowianka na wiejskich weselach. W 1992 roku zdobyła tytuł Miss Polonia. Rok później została rzecznikiem prasowym rządu. Pracowała też jako spikerka w Telewizji Polsat i na antenie tej stacji prowadziła teleturniej „100 procent dla stu”. W końcu postanowiła zostać producentką i założyła własną firmę. Teraz? Po prostu gotuje. To właśnie dlatego ciągle się uśmiecha.

Ostatni weekend spędziła Pani aktywnie, bo wspinając się na Babią Górę. Jaki był najwyższy szczyt, który Pani zdobyła?
Kilimandżaro. Byłam tam dwa razy. Oprócz niego zdobyłam trzy szczyty w ramach Korony Wulkanów Ziemi: Elbrus w Rosji, Pico de Orizaba w Meksyku i Damavand w Iranie. 21 września wyruszam na wyprawę do Papui Nowej Gwinei na szczyt Giluwe.

Oprócz wspinaczki lubi Pani też rajdy samochodowe. Obie pasje łączy ryzyko. To Pani sposób na fascynujące życie?
Życie jest jednym wielkim ryzykiem. Ja po prostu lubię, kiedy sprawia nam ono niespodzianki. Mamy dwa wyjścia: albo będziemy bać się wszystkiego, przyjmować życie takie, jakim jest i delikatnie obchodzić każdy zakręt, albo weźmiemy je w dłonie i zobaczymy wszystkie jego barwy.

To dlatego Pani ryzykuje?
Ja rzeczywiście lubię chodzić po wysokich górach, ale mam za sobą też niezdobyte szczyty, m.in. Mont Blanc. Zawsze chcę wrócić z wyprawy cała. Czasem jest tak, że trzeba się wycofać. Tak samo jest z jazdą samochodem. Uwielbiam tory wyścigowe i prędkość, ale wtedy, kiedy warunki na to pozwalają. Na co dzień jeżdżę pewnie, ale nie w sposób rajdowy.

Jaką najwyższą prędkość udało się Pani rozwinąć?
280 km/h, ale to nie było w Polsce.

Żeby uprawiać sport trzeba mieć dobrą kondycję, a Pani podobno nie zna słowa dieta.
Bardzo nie lubię tego słowa, choć jego źródłosłów jest pozytywny, bo oznacza zdrowe odżywianie, jednak współcześnie rozumiemy je jako wykluczenie czegoś. Jesteśmy na diecie białkowej, nie możemy jeść węglowodanów, na diecie bezglutenowej nie spożywamy produktów zawierających gluten. Jestem przeciwnikiem wykluczania, ale zwolennikiem prawidłowego odżywiania się. To, jakie mamy pory roku, w jakim klimacie żyjemy, determinuje, co mamy jeść.

Ostatnio dość modna jest dieta pozbawiona glutenu.
Jestem przeciwnikiem diety bezglutenowej. Produkty zawierające gluten zostały bardzo mocno zmodyfikowane. Pszenica sześć lat temu zawierała około 16 proc. glutenu, obecnie to 38 proc. Nagle w chlebie mamy dwa razy więcej tego składnika. Nic dziwnego, że nasz organizm się buntuje. Nie chodzi jednak o to, żeby coś całkowicie eliminować. W życiu musi być harmonia, a polega ona na tym, że spożywamy wszystko w odpowiednich proporcjach.

Polacy jedzą rozsądniej?
Okres zachłyśnięcia się Zachodem mija. Wracamy do polskiej tradycji. W latach 70., kiedy ja chodziłam do szkoły, nie istniała otyłość. Co wtedy jedliśmy? Polską żywność, bardzo dobre, regionalne potrawy. Potem nastała era mocno przetworzonych produktów. Fast food, gotowe dania... Teraz to wszystko idzie do lamusa. Mamy w rodzinach osoby, które przygotowują domowe soki, kompoty, lemoniady czy przetwory. Coraz chętniej po nie sięgamy. To są najlepsze rzeczy na świecie!

Wychowała się Pani w rodzinie rolniczej, w domu na wsi. To stąd miłość do ekologicznego i regionalnego jedzenia?
Wychowałam się na warzywach z ogródka, ziemniakach z własnego pola, pszenicy, którą siał tato. Te wszystkie produkty były naturalne, może dlatego umiem je docenić. W naszym domu pilnowało się posiłków: śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek. Tylko przy kolacji mama mówiła: „możecie nie jeść, albo przygotujcie sobie sami”.

Jaki smak zapamiętała Pani z dzieciństwa?
To zależy, z której pory roku. Pamiętam smak wakacyjnych zup owocowych, pierogów z wiśniami, czereśniami, borówkami, truskawkami, ziemniaków z kwaśnym mlekiem. Zimą pachniało zupą ogórkową na małosolnych ogórkach, kurczakiem pieczonym w śmietanie, kaczką z jabłkami, rosołem. Pamiętam też żurek ze skwarkami, to często było nasze śniadanie.

Jako mała dziewczynka występowała Pani w stroju krakowskim na weselach, na których grał Pani dziadek. To doświadczenie pomogło opanować tremę podczas konkursu Miss Polonia?
Moja mama pisała wierszyki, a ja byłam maskotką, która składała życzenia młodej parze na weselu. Od dziecka byłam przyzwyczajona, że występuję przed ludźmi, nauczono mnie otwartości. Dlatego na pewno było mi łatwiej stanąć na wybiegu w kostiumie kąpielowym podczas wyborów miss.

Potem Pani kariera nabrała tempa. Była Pani najmłodszym rzecznikiem prasowym rządu. Pojawiły się nawet dowcipy o numerze telefonu pani rzecznik: 90/60/90. Jak dziś radzi sobie Pani z krytycznymi opiniami i tzw. hejtem?
Chciałabym mieć taki numer telefonu teraz (śmiech). Czytam wszystko na swój temat, ale tylko na moim fanpage'u. Tam, większość komentarzy jest przychylna, czasem zdarzają się jakieś negatywne opinie, ale bardzo rzadko. Nie przeglądam natomiast newsów, które pojawiają się na mój temat w internecie.

A na ulicy jak na Panią reagują?
Jestem osobą publiczną i nie zmienię tego, że jestem rozpoznawana, ale najczęściej spotykam się z dużą sympatią ze strony widzów. Dziś byłam u lekarza, podeszła do mnie rehabilitantka i mówi: „Mam gęsia skórkę, pierwszy raz Panią widzę, czy mogę dostać Pani zdjęcie? Będę najszczęśliwsza na świecie”. To naprawdę miłe. Okazuje się też, że program „Ewa gotuje” ogląda spora rzesza maluchów. Potem podchodzą do mnie mamy i mówią, że kochają mnie, bo ich dzieci patrzą przez pół godziny z zachwytem w telewizor, a potem przychodzą z prośbą, żeby ugotować to samo. Mało tego, podobno jeszcze pomagają i z chęcią wszystko zjadają.

Po „Top Chefie” rozpoznawalność wzrosła?
Teraz jest moda na gotowanie i jedzenie. Szefowie kuchni stają się gwiazdami telewizyjnymi. Popularność związana z programem „Ewa gotuje” jest inna niż ta związana z „Top Chefem”. Wiele osób jest zaskoczonych, że mogę być surowa, bo przecież ja zawsze jestem uśmiechnięta i radosna, a w show Polsatu czasami wyglądam jak chmura gradowa. Wytłumaczenie jest proste. W tym programie występuję w innej roli, więc moje zachowanie musi być odpowiednie. Jeśli z potrawą jest coś nie tak, to nawet ja ze swoją pogodą ducha potrafię ocenić ją bardzo surowo.

„Top Chef” to jeden z przykładów na to, że gotowanie jest trendy. Myśli Pani, że ta moda kiedyś się skończy?
Takie mody się nie kończą. Przecież codziennie musimy coś zjeść. I to nawet kilka razy.

Wychodzi na to, że Polacy kochają gotować. Ile wspólnego ma jedzenie z miłością i seksem?
Przy jedzeniu pracują nasze zmysły: wzroku, smaku, węchu. W miłości też angażujemy wszystkie z nich. Te dwie rzeczy są ze sobą związane. Tam, gdzie pracują nasze zmysły, tam są emocje. W miłości są emocje, a w seksie pracują nasze zmysły.

Jaki najbardziej zmysłowy posiłek Pani jadła?
Zmysłowe dania zawsze są połączone z atmosferą i osobą, która je dla mnie przygotowała. Ostatnio jadłam wyśmienite ratatouille na ostro.

Zdradzi Pani swój ulubiony przepis na afrodyzjak?
Mrożone truskawki miksuję z odrobina szampana i cukru. Podaję gałkę takich lodów razem z szampanem. To zawsze miło rozpoczyna wieczór. Dobrym pomysłem są też owoce morza: krewetki, mule, ostrygi to sprawdzone afrodyzjaki.

Podobno Pani ideałem mężczyzny jest George Clooney. A mężczyzna, który gotuje, nie jest bardziej pociągający?
Mężczyzna, który dobrze gotuje, jest dla mnie najbardziej seksownym mężczyzną na świecie.

Skoro już o mężczyznach… Sny można mieć erotyczne, ale można też kulinarne. Kiedy ostatnio śniło się Pani jedzenie?
Bardzo często śni mi się jedzenie. Kiedy jestem w nowych miejscach i próbuję nieznanych dotąd przypraw, to one powracają w snach. Wtedy to ja coś z nich przygotowuję. Ostatnio śniły mi się pierogi z borówkami. To chyba dlatego, że w drodze na Babią Górę zbierałam borówki. Pierogi oczywiście ugotowałam – były nieziemskie.

Mnie najczęściej śnią się podróże. Pani część wakacji spędziła w Chorwacji. Jakie kulinarne smaki Panią oczarowały?
Mają tam genialne ryby. Jednym z najlepszych dań, które jadłam, był piotrosz - ryba pieczona w piecu z bakłażanem, cukinią, ziemniakami, cebulą i małymi pomidorkami z dużą ilością ziół. Coś pysznego!

Rozmawiała: Agnieszka Gałczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto