Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Interwencje cz. II

Inicjatywa dla Zwierząt
Inicjatywa dla Zwierząt
Kolejne interwencyjne historie pokrzywdzonych zwierząt

O ludzkiej ignorancji, bezmyślności i okrucieństwie niestety wiele można pisać. Nawet dzieci zdają sobie sprawę z tego zjawiska – podczas zajęć w szkołach każde chce powiedzieć coś na ten temat.  Najwyraźniej przemoc wobec zwierząt jest zjawiskiem często spotykanym w naszym społeczeństwie. My jako Stowarzyszenie broniące praw tych, które nie mogą się o nie upomnieć, staramy się zapobiegać temu zjawisku… Znęcanie się nad zwierzętami w świetle prawa to nie tylko bicie, kopanie, katowanie, to także niezapewnienie im właściwych warunków bytowania, odpowiedniego jedzenia i zawsze stałego dostępu do czystej wody. To również niepodjęcie leczenia zwierzęcia, które jest chore czy z jakiegoś powodu cierpiące. W tym artykule właśnie tę kwestię chcemy poruszyć: z naszego doświadczenia wynika, że ludzie często nie leczą swoich zwierząt tym samym skazując je na ból, cierpienie czy inny dyskomfort, czyli znęcają się nad nimi.
Brak leczenia jako znęcanie się nad zwierzętami
Na wsi, całkiem niedaleko Zielonej Góry, żył sobie owczarek szkocki - collie. Piękny pies! Jak wyglądało jego życie trudno orzec, choć można się domyślić, że ciężko by było nazwać je sielanką. Jego pan, już starszy człowiek, ma skłonność do nadużywania alkoholu. Po co mu pies, tego nie wiadomo… jest wieś, podwórko, musi być też pies na wyposażeniu gospodarstwa. Dogodne warunki bytowania takie jak choćby buda, to zbędny luksus… pies nie posiadał żadnego schronienia przed upałem, zimnem czy deszczem. Pewnie dostawał czasem jeść i pić, ale raczej wtedy, gdy właścicielowi się o tym przypomniało, niż wtedy, kiedy pies tego potrzebował.  Ale nie dlatego zostaliśmy wezwani.  Pies od dłuższego czasu leżał bez ruchu w tym samym miejscu i zakłócał spokój mieszkańców przeraźliwym wyciem.  Całe szczęście wolontariuszki „Inicjatywy dla Zwierząt” przeczuwały, że może być to coś poważnego i jeszcze tego samego dnia pojechały na miejsce zdarzenia. To co zobaczyły przeszło najśmielsze oczekiwania… Wydawało im się, że pies jest martwy.  Żałośnie wyglądająca kulka sierści leżała na środku podwórka, w grzejącym słońcu i nawet nie podniosła łba, by zobaczyć kto jest na jego terenie. Dookoła psa leżały szklane butelki, a obok stała piła do drewna. Dopiero gdy podeszły bliżej poczuły smród bijący od psa i z przerażaniem odkryły, że zwierzę żyję. Z przerażeniem, bo pies miał złamaną tylną łapę, z głęboką raną, która gniła… Musiało to trwać przynajmniej kilka dni. Cierpienie, które stało się udziałem tego zwierzęcia jest niewyobrażalne. Dzień, w którym ktoś wreszcie zareagował i zgłosił sprawę, mógłby być ratunkiem dla tego psa, ale niestety – było już za późno. Zakażenie zjadło psa od środka, pozbawiając go wszelkiej siły i woli przeżycia. Ostatnie dni musiały być dla niego straszne… Mimo przewiezienia go do lecznicy nie udało się już nic dla niego zrobić. Nie przeżył nocy. Stan, w jakim go przywieziono lekarz określił jako agonalny. Nawet doświadczonych weterynarzy przeraził jego widok.
Nie wiadomo jak doszło do złamania łapy, ale wiadomo, że człowiek, który powinien dbać o swojego czworonoga nie podjął żadnych kroków, by ulżyć psu w cierpieniu. Musiał widzieć co się dzieje. Zamiast zareagować czekał, aż pies się wykończy. Ten umierał w agonii, pod nosem swojego pana, który stał się dla niego katem… Nie tylko pana – sąsiedzi mieszkający dookoła na pewno widzieli, że dzieje się coś bardzo złego. Zareagowali dopiero, gdy krzywda jaka działa się psu zaczęła zakłócać ich codzienną prostą egzystencję – przeraźliwie wycie nie dawało możliwości udawania, że nic się nie dzieje. Ten piękny pies umarł w agonii. Cierpiał niewyobrażalne męki i ból przynajmniej kilka dni, dni w ciągu których nie był w stanie schować się do cienia, zmienić pozycji, napić się wody czy coś zjeść… Winę za to ponosi człowiek. jego pan, który miał się nim opiekować i o niego troszczyć, którego pies pewnie bardzo kochał, jak wszystkie psy kochają swoich właścicieli, nawet jeśli ci są ich oprawcami.
Inny pies – Śliniak, miał więcej szczęścia choć i on przeszedł złamanie łapy. Jednak to nie jego właściciele poczuli się w obowiązku pomóc psu. Sami by go nie wyleczyli i pewnie podzieliłby los wyżej wspomnianego owczarka, ale na szczęście znalazła się dobra kobieta, która otoczyła go opieką i postawiła na nogi. Jednak pies został na uwięzi u swoich właścicieli i wiódł tam nędzne, nudne życie psa łańcuchowego. Ponieważ to pies w średnim wieku, w dodatku nie należy do najbardziej zadbanych, zdrowie zaczęło mu trochę szwankować. Na grzbiecie zrobiła się narośl, która rosła i rosła, zaś pies stopniowo chudł. Właściciele znów nie mieli w planach leczyć psa, bo to za drogie. W ich filozofii życia pies jest po to, by wisiał na łańcuchu a nie po to, by go leczyć i otoczyć opieką, jeśli zachoruje. Pies więc trafił pod opiekę IDZ, został zdiagnozowany i jest leczony. Na szczęście to nic poważnego. U właścicieli został jednak drugi pies. Po odebraniu im interwencyjnie w asyście policji Śliniaka przemyśleli sprawę i postarali się zapewnić suczce lepsze warunki, zastosowali się do zaleceń… kto wie, może coś zmieni się w ich podejściu do zwierząt? Będziemy to monitorować. Śliniak zaś, jak już jego stan zdrowia na to pozwoli - mamy nadzieję, że trafi do nowego, lepszego domu.
Odmiennym przypadkiem jest Dudek, kolejny piesek niewyobrażalnie skrzywdzony przez człowieka. Jemu też nikt nie pomógł, choć jego tragedia była długotrwała i wiele osób o niej wiedziało. Porzucony, zostawiony na pastwę losu na działce, przywiązany metrowym łańcuchem do rozwalającej się budy czekał na… śmierć? Właścicielowi odebrano teren, a on nie zainteresował się psem. Miasto też. I tak Dudek spędził kilka lat, sporadycznie dokarmiany przez okolicznych mieszkańców. Wodę tez dostawał sporadycznie. Ogólnie kontakty z ludźmi też miał sporadycznie. Wiódł życie jak wiele psów w Polsce – nieszczęśliwy byt psa łańcuchowego. Jednak zdrowie Dudka pozbawionego  regularnego dostępu do wody i jedzenia zaczęło podupadać. Pies cierpiał i zaczął bardzo głośno wyć, co zaskutkowało telefonem do Stowarzyszenia. Kiedy na miejsce przyjechały wolontariuszki ich oczom ukazał się widok godny pożałowania… mały piesek, chwiejący się na łapkach, ledwo stał… nie miał sił się bronić ani protestować. Zaropiałe oczy, zaropiały nos cały zaklejony. Na nosku z 50 kleszczy… Pies ledwo żywy. Jak można było codziennie przechodzić obok takiego nieszczęścia i nie odczuć współczucia wobec niego? Cóż, to są pytania, które zadajemy sobie często i nigdy nie poznajemy na nie odpowiedzi. Dobrze, że ktoś wreszcie zadzwonił do nas. Zabraliśmy psa. Postawiliśmy na łapy. Był tak odwodniony, że dostawał aż ataków padaczki. Troskliwa opieka, jaką został otoczony opłaciła się, bo piesek stopniowo dochodził do siebie i wychodził ze swojej skorupy. Okazał się grzecznym i bardzo cierpliwym stworzonkiem. Historia z happy endem, bo Dudek został adoptowany i dostał nową szansę na lepsze życie.
Jest jeszcze kolejny aspekt życia zwierząt, w stosunku do którego człowieka cechuje pewna ignorancja tematu, beztroska: zapobieganie niechcianym ciążom.
Wieś niedaleko naszego miasta. Państwo mają 24 psy trzymane w skandalicznych warunkach. Zadomowiło się tam nawet stado szczurów. Kilka psów trafiło do nas, ale niestety nie mogą wszystkie. Wybraliśmy te najbardziej wg nas potrzebujące. Błoto, brud i małe psy, które żyją w jedynym wielkim stadzie, wesoło i bez żadnych ograniczeń mnożąc się. Każda suczka (a jest ich 10) co cieczkę ma młode. Ile szczeniąt przeżywa w tych warunkach? Raczej niewiele… tym bardziej, że Państwa nie stać na opiekę weterynaryjną. Zamiast pomyśleć o rozwiązaniu problemu czekają z założonymi rękoma, aż ktoś zrobi coś za nich. Psy się mnożą, a oni wykręcają się brakiem środków na sterylizację czy antykoncepcję. Nikt nie pomyśli, że można podać suce tabletki czy zastrzyk. Za rok nie będzie tam 20 psów, a 40, za dwa lata 60… i tak problem urośnie do tak dużych rozmiarów, że już nikt nie zdoła go ograniczyć. Najgorsze, że najbardziej ucierpią na tym psy… Staramy się Państwu pomóc, ale współpraca nie układa się najlepiej, bo mamy różne poglądy na dobro zwierząt… wg nas nie wystarczy ich tylko karmić... potrzebują czegoś więcej. Tymczasem problem nie zmaleje, raczej zacznie się nasilać, w końcu zabraknie pieniędzy nie tylko na leczenie, ale także karmienie.
Taka niefrasobliwość jeśli chodzi o rozród zwierząt jest naprawdę często spotykaną postawą. Ostatnio przyszedł do schroniska Pan z ciężarną suczką: „nie stać mnie na szczeniaki, weźcie ją” i zasugerował, że jak nie to on sobie „inaczej” poradzi z tym problemem. Czy to wina suczki, że się rozmnożyła czy nieodpowiedzialnych właścicieli? Naprawdę, w XXI wieku jest wiele skutecznych metod zapobiegania ciąży u zwierząt. A na ludzkiej głupocie (bo jak inaczej nazwać taką postawę?) cierpią zwierzęta, które niczemu nie są winne…
Kolejny przypadek z wielu: wizyta u starszej pani, która ma pieska i suczkę w domu. „Nie, nie muszę jej sterylizować, po co, to krzywdę zrobi jej…” i spod kuchenki wyciąga maleńką kluseczkę, pierwszego szczeniaczka tej pary. Jego nie chce oddać, będzie kolejny piesek, bo pani bardzo kocha pieski. Niewątpliwie kocha i o nie dba, ale suczka + dwa psy = wiele szczeniaków. W końcu ukochane czworonogi staną się problemem, a nie przyjemnym towarzystwem…
Wielu ludzi myśli tak, jak ta pani. Tymczasem taką postawą robią krzywdę zwierzętom. Niektórym się wydaje, że jak będą szczeniaki to nic, przecież na pewno znajdzie się dla nich domy. Owszem, najczęściej tak, ale zwolennikom tej teorii zawsze powtarzamy: wszystkie psy mieszkające w schroniskach też były kiedyś małymi słodkimi szczeniakami. Czy naprawdę chcemy by dzieci naszych suczek tak żyły? Prawdopodobieństwo, że jakaś część z nich tak skończy, albo nawet gorzej, jest spore.
Kończąc pragniemy przypomnieć i podkreślić, że zwierzęta są jak ludzie – czują. Mają nie tylko bogate życie emocjonalne, ale także fizycznie odczuwają bardzo wiele bodźców, niektóre nawet w szerszym ich spektrum niż ludzie. Trudno wyrokować, kto mocniej cierpi i dotkliwiej czuje ból, ale nie podlega dyskusji, że złamana kończyna boli wszystkich niezależnie od przynależności gatunkowej. Zwierzętom jesteśmy winni opiekę i poszanowanie. Jeśli nasz czworonóg zaczyna chorować, ma zmiany skórne, guzki, gorzej się czuje, zachowuje się inaczej niż zazwyczaj - mamy obowiązek zabrania go do lekarza weterynarii. Należy też pamiętać o profilaktyce: szczepieniach, odrobaczaniu, zapobieganiu inwazji pcheł i kleszczy... ściąganiu kamienia nazębnego, czyszczeniu uszu. Ich życie, zdrowie i dobre samopoczucie zależy od nas. Większość ludzi zupełnie naturalnie zdaje sobie z tego sprawę i nie potrzebuje żadnych filozofii by dbać o swoje czworonogi, robi to bo chce, bo tak trzeba, bo tak być powinno. Jako gatunek uważający się za nadrzędny powinniśmy ze względu na nasze człowieczeństwo i moralność zawsze dbać o dobro istot słabszych, zależnych od naszych decyzji. I zawsze – absolutnie zawsze – reagować na ich krzywdę. Skoro przygarniamy jakieś zwierzę, to jesteśmy za nie odpowiedzialni na dobre i na złe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Interwencje cz. II - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto