Harry – kibic żużla – mieszkał w NRD. Był rok 1989. Finał Drużynowych mistrzostw świata miał się odbyć w angielskim Bradford. Miał auto i mógł już tam pojechać.
Przez kontynent jechało mu się w miarę normalnie. Czasami widział na autostradach jakiegoś pechowca oczekującego drogowej pomocy, ale jego trabi nie zawodził. Jechał gdzie mu kazał.
Szaleństwo zaczęło się w Anglii. Nie dość, że rejestracja egzotyczna to i samochód jak nie samochód. Na stacjach benzynowych ludzie go otaczali, podpytywali co to jest, robili zdjęcia. Na drogach kierowcy i pozdrawiali i zwalniali, żeby chwilę dłużej popatrzeć na to co przejeżdża.
Bradford leży powyżej środkowej Anglii przeto zdumionych na drodze Harrego było wielu. W samym Bradford było najgorzej. Nie mógł się opędzić od ciekawskich.
Kilka godzin spokoju miał na samych zawodach. W drodze powrotnej ponownie występował w roli autostradowej i postojowej ciekawostki. Kilka osób oferowało kupno jego autka. Nie skorzystał z okazji. Wrócił do domu ze sprawdzonym druhem.
Harrego poznałam dwa lata później po jego angielskiej przygodzie. Nie miał już trabanta. Jeździł po Europie wzdłuż i wszerz. Szykował się na wyjazd do Australii. Oczywiście na żużel. Ale pierwszą wyprawę wspominał z sympatią. Za sprawą swojego starego auta.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?