Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnie dni Grünbergu -(ciąg dalszy) W lutym 1945, dni 4 - 8 [tekst© Zdzisława Piotrowskiego]

Szambelan Lubuski
Szambelan Lubuski
rozmyślam o historii miasta
rozmyślam o historii miasta foto A. Macewicz
Regulamin portalu „mmzielonagora.pl" DOZWALA więc publikuję Mój - AUTORSKI tekst odtwarzający niektóre dni w niemieckim jeszcze mieście które przygotowuje się do „oswobodzenia" przez Armię Czerwoną. Akcja się dzieje na pograniczu więc są „słowa" wtedy używane.

                                                                                                                       4 luty - niedziela   -Guten Abend Liebe Pharrer- pozdrowił proboszcza Gottwalda starszy pan stojący we drzwiach plebani.   - Guten Abend Herr Doktor Zaun- odwzajemnił powitanie gospodarz. - Proszę do środka. Fräulain Halina pomoże zdjąć Mantel i przygotuje nam gorącej herbaty-.   Halina odebrała od doktora kapelusz, powiesiła go na stojącym w przedpokoju wieszaku w lustrem. Teraz odebrała palto podbite futrem. Powiesiła tak aby futro mogło się przewietrzyć. Laskę pan doktor zatrzymał. Wszedł do gabinetu proboszcza wycierając jeszcze raz nogi we flanelową szmatę rozłożoną na wycieraczce z trawy morskiej.   Ksiądz gestem ręki wskazał głęboki klubowy fotel przy okrągłym stoliku w głębi gabinetu, z dala od okna. Gość usiadł i za chwilę Halina wniosła dzbanek okryty „kołderką" zabzpieczającą przed szybkim wystudzeniem. Halina postawiła na stoliku dwie filiżanki.   - Widzę, że dobrodziej ma zastawę z manufaktury w Sorau- zauważył gość oglądając z ciekawością spód filiżanki. – Podobny komplet z tej zacnej firmy zawiozłem dwa lata temu do Wuppertalu, jako prezent na jubileusz moich rodziców-.   - Danke Schöne- podziękował Halinie która nalała herbaty do obu filiżanek i znowu okryła dzbanek ciepłą „kołderką". Włożył kostkę cukru i powoli mieszał herbatę.   - Przyszedłem do księdza dobrodzieja w potrzebie nie tyle religijnej ale towarzyskiej- zaczął rozmowę. – W tym niebezpiecznym czasie moja małżonka z dziećmi pojechała do rodziny, do Wuppertalu a ja zostałem na posterunku, jako technolog chemii w tutejszej fabryce i jako strażnik naszego małżeńskiego dorobku. Ale w domu jakoś dziwnie pusto. Nie przywykłem chodzić do piwiarni, zresztą o czym będę rozmawiał z ludźmi topiącymi smutek i przerażenie w kolejnych kuflach piwa?   - Zaszczyca mnie pan doktor swoją wizytą- zrewanżował się grzecznie ksiądz Gottwald. Wyobrażam sobie samopoczucie ojca licznej rodziny gdy wracać musi do pustego mieszkania. Wiele rodzin rozłączyła ta nieszczęsna wojna. Najpierw synowie poszli podbijać Polskę i Francję, potem coraz starsze roczniki rezerwistów opuszczało swoje żony i dzieci aby na froncie rosyjskim grać w loterię ze śmiercią-.   - W mojej fabryce też się przerzedziły szeregi pracowników. Wiele maszyn obsługują kobiety, nadzorcami są starcy którzy powinni już odpoczywać na emeryturze. Przy ciężkich pracach przeładunkowych zatrudnieni są cudzoziemcy, jeńcy wojenni i ludzie z ulicznych łapanek w czeskich i polskich miastach. Co rusz to nachodzi nas gestapo kontrolując czy nie ma sabotaży, czy przymusowi robotnicy nie przygotowują buntu-.   - Znam ten ból- konwersował ksiądz. – Do mnie też przychodzą funkcjonariusze policji politycznej. Widzę ich na nabożeństwach ale przecież nie rozmodlonych. Szpiegują. Pilnują mnie, co mówię na kazaniach. Przychodzą też oficjalnie, do zakrystii albo do biura i interesują się o czym rozmawiam z Polakami. Owszem, Polacy jako katolicy przychodzą na msze i przystępują do spowiedzi-.   - Ale przecież księdza obowiązuje tajemnica spowiedzi- zauważył doktor Zaun.- To też im mówię, że spowiedź to jest rozmowa wiernego i jego Bogiem a kapłan jest tylko pośrednikiem i nie mógłbym zdradzić tajemnicy nawet gdyby ona była straszna. Ale gestapo istniejące głów-nie na obywatelskich donosach nie może tego zrozumieć. Straszą mnie-.   - Przecież księdza dobrodzieja szanują także protestanckie władze miejskie- zauważył doktor.   - Dziękuję. Cieszę się poważaniem superintendenta ewangelickiego, nie miałem kłopotów z porozumieniem się z burmistrzem miasta ale Nazi ciągle mi pamiętają, że odprawiałem raz w miesiącu nabożeństwa dla Stowarzyszenia Rzemieślników Polskich, gdy jeszcze żył prezes Kazimir Lisowski. Nazistom nie podoba się, że ja Niemiec nauczyłem się polskiej mowy aby móc wygłosić po polsku kazanie, aby wysłuchać polskiej spowiedzi-.Ksiądz dolał gościowi jeszcze jedną porcję herbaty, podsunął półmisek z kawałkami piernika.
                                                                                                                               6 luty -wtorek   -Guten Abend, to znowu ja- mówił doktor Zaun. – Przyniosłem księdzu   - Gość tak zacny jest mile widziany a gdy w tych ciężkich czasach przychodzi z tytką pełną słodyczy to jest wręcz uwielbiany.Znowu usiedli w klubowych fotelach proboszczowego gabinetu. Halina podała herbatę. Postawiła też półmisek aby doktor wyłożył przyniesione słodkości.   - My stare konie tego nie zjemy. Pan Doktor chyba pozwoli aby obdarować słodkościami moje panie które mi pomagają na plebani.   - Oczywiście, niech Fräulain weźmie z półmiska ile trzeba. Sądzę, że my z dobrodziejem zadowolimy się posmakowaniem po jednym ciastku- zezwolił doktor Zaun.Rozmawiali chwilę o tym kto wyjechał z Grünbergu. Ksiądz w zaufaniu powiedział gościowi co usłyszał w radio ksiądz wikary.   - Czy ksiądz grywa w skata?- zapytał doktor.   - Już parę miesięcy nie grałem ale reguł nie zapomniałem i chętnie przy kartach oderwę się od smutnych myśli o sytuacji politycznej.Przesunęli fotele aby wygodniej opierać łokcie na blacie stolika. Pan Zaun wyjął z kieszeni marynarki talię w skórzanym etui. Potasował.
                                                                                                                                7 lutego środaIdący do pracy wcześnie rano usłyszeli jakieś dziwne odgłosy. Nie były to jednak odgłosy nadciągającej burzy, i nie były to grzmoty. Ci co mieli doświadczenia frontowe wyjaśniali, że to artyleryjska kanonada. Z kierunku nadchodzących odgłosów wnioskują, że to ostrzeliwanie Festung Glogau.   - A więc wojna powróciła w nasze okolice- orzekł Herr Paul Mohr gdy mu o tym powiedział pracownik zamieszkały przy Breslauer Strasse.Pan Mohr przeprowadził inspekcję zabezpieczenia pożarowego budynku drukarni. Z mistrzem Wernerem weszli na dach aby ustalić miejsca rozlokowania beczek z wodą i kist z piaskiem.   - Trzy beczki wystarczą ale muszą być zawsze pełne wody- dysponował szef. – Przy każdej beczce po dwa albo nawet trzy wiadra. Kisty ustawić po rogach dachu. Przy każdej kiście po dwie Schippy. Koło wieżyczki jeszcze ma być drabina. Po śniadaniu zgromadzić wszystkich pracowników to ustalimy system dyżurów na dachu- zakończył.   - Meine Herrn- zaczął przemowę pan Mohr. – Nasze wojska dążąc do zwycięstwa nad Czerwoną Armią ze wschodu, dokonują strategicz-nych przesunięć linii frontu. Nie znam planów naszych generałów ale trzeba się liczyć, że lada dzień linia frontu będzie przebiegała w pobliżu Grünbergu. Może się zdarzyć, że miasto będzie pod obstrzałem ruskich armat a nawet samolotowych bombardowań. Przed bombami i pociskami burzącymi nie ma obrony ale możemy chronić naszą drukarnię przed pociskami zapalającymi. Za trzy- cztery dni rozpoczniecie nocne dyżury. Dwie osoby będą wykonywały zlecone przez mistrza prace a gdy tylko zabrzmią syreny alarmu lotniczego wtedy trzeba wejść na dach i być gotowym do ugaszenia ognia w zarodku. Praca w nocy będzie wy-nagradzana dodatkową żywnością. Proszę powiadomić o tym swoje rodziny. Czy są pytania?- zakończył przemowę szef i zwracając się do mistrza zarządził:   - Na jutrzejszy fajrant proszę sporządzić listę dyżurów. Zapewnić ciepłe okrycia. I koniecznie dokupić z pięć latarek naftowych, bo mogą być wyłączenia a nawet awarie prądu elektrycznego- zakończył szef.                                                                                  * * *   - Guten Abend- Już Halina poznawała wesoły głos pana doktora Zauna. Znowu przyszedł z wieczorną wizytą do księdza Gottwalda.   - Dla Fräulein znowu tytka słodkości. Proszę podzielić się z przyjaciółmi a nam do herbaty może Halina podać byleco- powiedział.   - Guten Abend- pozdrowił gościa ksiądz proboszcz wychodzący z piwnicy. – Przejrzałem moje zapasy flaszkowych delicji i dzisiaj zachowamy się jak prawdziwi mężczyźni. A prawdziwi mężczyźni nie mogą ciągle raczyć się herbatą. Zapraszam na kieliszek dobrego wina-Ksiądz prowadził gościa, niosąc w ręku omszałą flaszkę. Gdy gość usiadł ksiądz postawił flaszkę na środku stolika. Doktor wziął ją do ręki   - Co ja widzę. Na etykiecie jest wpisany rok 1937. Że się uchowało?   - Dostałem w prezencie dwa tuziny tego wina od Carla Raetscha z Bahnhofstrasse. Przetrzymałem najpierw pięć lat a teraz wyciągam po dwie butelki dla gości odwiedzających mnie w Geburstag-.Ksiądz wyciągał już z dębowego kredensu dwa kieliszki, na długiej nóżce. Postawił kieliszki na blacie stolika. Wziął korkociąg. Owinął butelkę płócienną serwetą i trzymając flaszkę w lewym ręku, prawą wkręcał korkociąg. Pociągnął. Dało się słyszeć głuchy huk.   - Chciałbym do końca mych dni słuchać tylko takich wystrzałów- spuentował doktor tą sytuację.Ksiądz delikatnie nalał trochę wina do swego kieliszka i ciągle trzymając butelkę w prawej rece upił odrobinę. Błogość spłynęła na jego oblicze.   - Zawsze trzeba sprawdzić, czy trunek się nie zbiesił. Wystarczy, że korek nie uszczelni szyjki i winna słodycz staje się octowym kwasem-. Teraz ksiądz nalał gościowi. Dolał do swojego kieliszka. Zatkał butelkę i odstawił ją na bok stolika. Usiadł.Prosit ...
                                                                                           czwartek 8 luty 45- słychać kanonadęWłaściciel drukarni, po kolacji wpadł na cowieczorną inspekcję firmy. Burchard zaprosił go do swojej kanciapki:   - Herr Mohr. Przyszedł do mnie mój kolega Lange, pracownik browaru. Proszę posłuchać co on mówi, to chyba ważne-.   - Guten Abend Herr Mohr. Szef Grünbergowskiego browaru, Herr Johannes Otte został w środę rano aresztowany i wywieziony. Podobno do Berlina. Już w zeszłym miesiącu wezwano go do Berlina. Pojechał z szefem produkcji. Wieźli kilka paczek dokumentów. Podobno były to receptury i dokumentacja urządzeń browarnianych. Po przyjeździe nic nie mówili ale paczek z dokumentami nie przywieźli. Teraz boimy się co z nami będzie, co z browarem- smutnym głosem mówił Fritz Lange.   - Sądzę, że ruskich nie macie się co bać- uspokajał Herr Mohr. - Oni podobno gwałcą kobiety, rekwirują rowery i zabierają zegarki. Bombardują przede wszystkim zakłady mechaniczne, takie gdzie można wyrabiać jakąkolwiek broń. Jeśli jacyś głupcy z Volkssturmu nie podpalą czy nie wysadzą browaru w powietrze to Ruskie krzywdy nie zrobią.Bardzo szanuję Frau Otto. Powiedz jej, że gdyby musiała opuścić browar to znajdzie schronienie w moim domu. Zresztą, ja osobiście jutro wybiorę się z wizytą do Frau Otto- zakończył Herr Mohr.                                                    * * * [jeśli będzie zainteresowanie to ciąg dalszy zostanie opublikowany] 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ostatnie dni Grünbergu -(ciąg dalszy) W lutym 1945, dni 4 - 8 [tekst© Zdzisława Piotrowskiego] - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto