- Gdyby nie Kresowianie, gdyby nie Sybiracy, nasze województwo nie byłoby takie piękne. Najpiękniejszą polszczyzną mówimy w województwie lubuskim - uważa Zygmunt Stabrowski z Urzędu Miasta w Zielonej Górze.
Niewykluczone, niewykluczone...
Spotkania z Kresowianami, z Sybirakami to żywa lekcja historii. Lekcja wyjątkowa, której nie znajdzie się w żadnym podręczniku. Relacje z tego, co działo się w Polsce przed, w czasie i tuż po II wojnie światowej, można usłyszeć od uczestników tamtych wydarzeń. Ludzi, którzy w swoim życiu przeszli tyle, że... aż strach pomyśleć, co by było, gdyby ktoś z nas musiał przejść to samo.
Środowe spotkanie opłatkowe w Palmiarni było bardzo uroczyste - z barszczykiem z uszkami, smażonym karpiem, śledzikiem, pierogami z kapustą i grzybami. Czy w takich chwilach Sybirakom przypominają się święta Bożego Narodzenia spędzone na zesłaniu?
Pytamy Irenę Pawłowską (rocznik 1936), która na Sybir została wywieziona 10 lutego 1940 z rodzinnego Drohobycza, wraz z mamą Julią oraz rodzeństwem: Bronisławem, Zofią, Adamem, Marią i Edwardem, który miał wtedy ledwie dziewięć miesięcy. Niedługo później, już w Kazachstanie, malutki Edzio zmarł, a pozostałe dzieci trafiły do sierocińców. - Nie było żadnej wigilii, żadnych świąt - macha ręką pani Irena.
Pytamy Jerzego Jozanisa (rocznik 1929), zesłanego 13 kwietnia 1940 z folwarku Paszki na Wileńszczyźnie, razem z babcią Anną, mamą Marią, rodzeństwem: Ireną i Marianem oraz wujostwem: Janem i Zofią. - Wigilii to właściwie nie było, chociaż jak mama jeszcze żyła i babcia jeszcze żyła, to starały się te święta jakoś upamiętnić, mieliśmy choinkę - wspomina pan Jerzy. Zanim na Syberii pochował babcię, mama została aresztowana za odmowę przyjęcia radzieckiego obywatelstwa i trafiła do łagru, tam zmarła...
Pytamy panią Stanisławę (rocznik 1930), wywiezioną 10 lutego 1940 ze wsi Polesie na Wileńszczyźnie, wspólnie z rodzicami: Teresą i Stanisławem oraz rodzeństwem: Czesławą, Witoldem, Helą, Lucią i Januszem. - Jaka wigilia? Przecież dawali nam tylko 15 deko chleba. Był głód i chłód. Ale przynosiliśmy choinkę, robiliśmy jakieś ozdoby. Czego sobie życzyliśmy? Żeby się najeść chleba do syta i wrócić do Polski - odpowiada pani Stanisława.
- Myśmy już zdążyli pozapominać, co było na Syberii, ale „Gazeta Lubuska” ciągle nas o to pyta, nie pozwala zapomnieć, spisuje i publikuje te nasze opowieści. I bardzo dobrze! - uśmiecha się Marian Szymczak (rocznik 1937), szef Koła nr 8 Związku Sybiraków w Zielonej Górze. I składa życzenia Sybirakom: - Na co dzień dajecie świadectwo hartu ducha. Życzę Wam radości z przeżytych lat.
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?