Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W małżeństwie przeżyli już 47 lat. I wciąż są zakochani!

Natalia Dyjas
Halina i Aleksander Jakubowscy z Zielonej Góry są już małżeństwem prawie 47 lat.
Halina i Aleksander Jakubowscy z Zielonej Góry są już małżeństwem prawie 47 lat. Mariusz Kapała / GL
Miłość? Każdy ma inną definicję tego słowa. O to, jak przeżyć w niej kilkadziesiąt lat małżeństwa, spytaliśmy zielonogórzan: Halinę i Aleksandra Jakubowskich. Po tylu latach wciąż w sobie zakochanych...

Zacznijmy od początku... Jak się Państwo poznali?

Halina Jakubowska: Byłam jeszcze w ogólniaku! Strasznie to było dawno temu (śmiech). W 1967 roku.

Aleksander Jakubowski: A ja już wtedy studiowałem w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Zielonej Górze. Poznanie się może było mało romantyczne.

HJ: Mąż studiował na WSI, tak jak moja siostra. Razem przygotowywali jakieś zadanie na zajęcia z rosyjskiego. Wtedy zobaczyłam męża po raz pierwszy. A potem przed Wielkanocą przyszedł, kiedy... trzepałam dywan. I zaprosił mnie do kina.

AJ: Co to był za film? Nie pamiętam.

HJ: I tak to się zaczęło. Mąż trenował siatkę. A ja dla niego chodziłam na mecze. Potem musiałam się dowiadywać, kto wygrał, bo nigdy nie wiedziałam, czy goście wbili punkt, czy gospodarze... Potem był wychowawcą na kolonii nad morzem. Odwiedziłam go. Był taki piękny, opalony! I wtedy już wiedziałam, że się zakochałam. Tak minęło pięć lat. Oświadczył mi się w sylwestra. Oficjalnie. Z kwiatami dla mamy. Ślub był jesienią. Urodziły się nam córki, potem wnuki. A staż mamy długi. Nie wiem, czy ludzie aż tyle żyją! Leci już 47 rok w małżeństwie plus prawie 5 lat wcześniej. Nikt mnie tak dobrze nie zna!

Jaka jest recepta na tak długi związek?

HJ: Rozmawiamy. Nawet przez wiele lat ze sobą pracowaliśmy. Spędzamy ze sobą dużo czasu. Mamy podobne zainteresowania. Nauczyłam się jeździć na nartach, byśmy razem mogli tak spędzać czas. Fajnie nam ze sobą. Jak trzeba, to oglądam z mężem mecze siatki. Już teraz wszystko o niej wiem! Razem chodzimy na zajęcia na Uniwersytet Trzeciego Wieku.

AJ: Chodzimy na tańce do UTW... I tak to życie emeryta powoli płynie.

A ciche dni się zdarzały?

AJ: Może raz.

HJ: Raczej ciche godziny. I też z jakiegoś głupiego powodu. Teraz to bym się tylko głośno roześmiała.

Od razu widać, że po prostu bardzo się lubicie.

HJ: Po tylu latach! Teraz widzę, jakim mąż jest nieprawdopodobnym dziadkiem. Zawsze jest oklejony wnukami.

Ale chyba jakieś kłótnie się zdarzały...

HJ: Oj, raz mi pokrywka spadła w kuchni (śmiech). Ale to nie były kłótnie.

Nawet o te przysłowiowe skarpetki na podłodze?

AJ: Też nie! Bo ja z domu wyniosłem szacunek do porządku. Ale poszedłem na kompromis. Dużo trenowałem. Warunek był taki: jak zespół wejdzie do drugiej ligi, to gram. Jak nie wejdzie, to zajmujemy się razem domem. Drużyna do drugiej ligi nie weszła...

A jakie mają Państwo najmilsze wspomnienia z tych wszystkich lat?

AJ: Chyba naszą największą przyjemnością były wakacyjne wyjazdy z przyczepą. Na początku z dziećmi. I to po całej Europie.

HJ: Kraje Beneluksu, Francja, Hiszpania... Jeździmy do Chorwacji. Dobrze jest podróżować, poznawać wciąż nowych ludzi. Jakoś tak się dzieje, że gdzie się nie zatrzymujemy, tam zawsze są wokół nas młodzi. Chcą z nami rozmawiać, spotykać się. To bardzo miłe. Spotykamy się wciąż z olbrzymią serdecznością od ludzi.

Po tylu latach w małżeństwie mają Państwo jakąś swoją definicję miłości? Czym ona jest w codziennym życiu?

HJ: Miłość musi się chyba łączyć z przyjaźnią. My cały czas wciąż się siebie uczymy nawzajem. Owszem, w pierwszych latach się docieraliśmy. Ale potrafiliśmy sobie ustępować. Kroczek w tył i za chwilę zrobię go do przodu. I nie wolno się poddawać. Teraz, kiedy patrzę, jak młode małżeństwa się rozpadają po jakichś drobnych sprzeczkach... Gdybyśmy my się rozstali z powodu błahostki, bylibyśmy już chyba z 30 razy po rozwodzie. Nie obrażać się, nie gniewać się, wyjaśniać sobie parę spraw. Chyba. Tak myślę... Nie mijać się w domu, nie chować problemów za plecy, myśląc, że one same się rozwiążą. Ale zmierzyć się ze wszystkim, co się zdarzy.

AJ: Myślę, że to też kwestia różnych charakterów.

HJ: Ja byłam zaraza, a on spokojny!

AJ: A definicja miłości? Dwa słowa: zaufanie plus przyjaźń.

A gdybyście mieli dać jakąś radę młodym?

HJ: To chyba, żeby ze sobą rozmawiali! Dali sobie czas. Potrafili przeprosić. Czasem schowali dumę do kieszeni. Ah! I odłożyć tablety i komputery. Jak małżeństwo leży w łóżku, a razem z nimi dwa tablety, to jest coś strasznego. W takich przypadkach na miłość nie ma już czasu.

AJ: I przede wszystkim trzeba sobie ufać.

ZOBACZ TEŻ: Walentynki w Lubuskim Centrum Winiarstwa w Zaborze. Nie przegap!
NIE KUPUJ TYCH PREZENTÓW Z MIŁOŚCI. PRZYNOSZĄ PECHA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W małżeństwie przeżyli już 47 lat. I wciąż są zakochani! - Gazeta Lubuska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto