Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wstyd mi po tym medalu. Złotym, ale czerwonym od krwi

Redakcja MM
Redakcja MM
Nowy... herb... (grafika - Sylwia Friedel)
Nowy... herb... (grafika - Sylwia Friedel) Ilustracja Redakcji MM
Bo też nakręcałam atmosferę wokół żużla. Że jest jak religia. Wierzyłam w nią. Przegapiłam moment, gdy słowo przeciw Falubazowi zaczęło być jak zamach na świętość. Cóż... To moje miasto, ale już nie mój żużel.

Do niedzieli, przed finałowym meczem z Unią, byliśmy najfajniejszymi kibicami w Polsce. Pomysłowymi, angażujący się w akcje społeczne, pozytywnie zakręconymi. Od poniedziałku 3 października jesteśmy kojarzeni z rozszalałymi kibolami. Tylko że nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że ta przemiana zdarzyła się tej tragicznej nocy. Wniosek? Kibole byli już wcześniej.
Tylko albo nie tak widoczni...
Albo nie chcieliśmy ich widzieć. My. Zaczadzeni magią Falubazu. My dziennikarze też. Ja również. W tym zaślepieniu przegapiłam moment, gdy każde słowo i czyn nie po linii świętego klubu zaczęły być traktowane jako zamach na sacrum.
Kiedy tak się stało? Każdy odpowiada inaczej. Nikt pod nazwiskiem. Ze strachu. Bo wyłażą na wierzch fakty, a może tylko mity, o naszym podziemiu kibicowskim. Podobno w mieście ma być nawet kilkaset osób utożsamiających się z bojówką Falubazu, która liczy ok. 50 hoolsów. To skrót od "hooligans” - ludzi uważających się za kibiców - chuliganów. To ludzie którzy kibicują ukochanej drużynie, ale i pilnują barw oraz wszczynają awantury z kibicami innych drużyn oraz ustawiają do pionu własnych. Choćby tych, którzy dopingują niemrawo, choć są w tzw. młynie (sektor szalikowców).Hools ma własny kodeks. Jego pierwsze i najważniejsze przykazanie brzmi: twoim największym wrogiem jest policja.
Zielonogórski prokurator Alfred Staszak twierdzi, że Zielona Góra nie ma problemu z pseudokibicami. Ale tzw. kręgi policyjne sygnalizują, że są coraz bardziej bezradne wobec coraz mocniejszych kiboli. Nasi nie robią zadym. Na meczach. A poza nimi? W październiku zeszłego roku cała Polska mogła przeczytać takie nagłówki, jak "Skandal w Zielonej Górze. Atak kibiców Falubazu”. Zdarzył się po meczu Zastalu z Treflem Sopot. Do autokaru gości weszła spora grupa osób z butelkami. Krzyczeli "Falubaz!”. Wyrwali mikrofon trenerowi. Drugiego szarpali i klepali po twarzy. Były groźby. Wyzwiska. Trener Aleksander Walda opowiadał potem, że grał w różnych miejscach, czasami dużo bardziej "zapalnych”. Ale nigdy nie czuł się tak zagrożony, jak w Zielonej Górze…
My tego nie czuliśmyBo w mieście było spokojnie. Ale nie na stadionie. Ogólnopolskie media mówią, że tam to bojówka siłą dyktuje rodzaj dopingu i opraw na meczach. Rządzi tzw. ultrasami (grupą kibiców, dla których priorytetem jest drużyna i jak najefektowniejsza działalność na jej rzecz).Ale to głównie ci ultrasi przyszli w maju na słynny test trybuny K. Tam właśnie mieści się młyn, w którym może zasiąść 6 tys. osób. Aby próba badawcza była ważna, miało przyjść ich co najmniej 1.000. Było z 300…
Wtedy po raz pierwszy zwątpiłam w tę fanatyczną miłość do klubu. Ale tłumaczyłam sobie: co innego umierać za Falubaz, co innego za spartaczoną trybunę.
Potem nie rozumiałam dużego gniewu zielonogórzan wymierzonego w kibiców żużla, gdy zakłócili emitowany przez telewizję Festiwal Piosenki Rosyjskiej. Dla mnie był to element ich walki o swoje. Tyle że część mieszkańców - po raz pierwszy chyba tak głośno i dobitnie - powiedziała, że Falubaz to też kibole. Psujący dobre imię Zielonej Góry.
Inni, w tym i ja, incydent w amfiteatrze traktowaliśmy jedynie jako kolejną odsłonę rozgrywek na linii ul. Podgórna (a tam magistrat z prezydentem Januszem Kubickim) - Wrocławska 69 (stadion z prezesem Falubazu Robertem Dowhanem). Bo przecież kibice i klub byli jednym z elementów politycznej rozgrywki między tymi niedawnymi przyjaciółmi.
Zdemolowane miasto i mitW końcu ideał sięgnął bruku. I innych rzeczy, które leciały na policjantów po śmiertelnym potrąceniu młodego kibica przez radiowóz. Bilans tej tragicznej nocy to jednak nie tylko zniszczone miasto. To też rozniesiony na strzępy mit świętego Falubazu. Nieważne, jakie będą ustalenia dotyczące szczegółów wypadku i zadymy. Już nic nie zmieni tego, co poszło w Polskę. Nie przekreśli słów premiera o bandytach. Magia prysła. Dla całej Polski - nie tej chuligańskiej - kibice Falubazu są kibolami. Niektórzy z nich chcą nas przekonać, że to czas próby, kto jest prawdziwym fanem. Że policja powinna wiedzieć, że jeżeli jednemu z "nas” stanie się krzywda, pójdzie za nim całe miasto.Nie poszło. Bo od wymierzania sprawiedliwości są prokuratora i sąd. Nie ulica. Bo wściekłość i nienawiść wobec policjanta jest równoznaczna z napadem na poczucie bezpieczeństwa tych, dla których żużel nie jest religią, dla której warto umierać. Ale sportem, dla którego można żyć.
Jesteśmy już po pogrzebie zmarłego 23-letniego kibica. Wkrótce przycichnie medialna wrzawa wokół zamieszek. Bo będą kolejne newsy. Ale zostanie Falubaz. Z ogromnym problemem, który nierozwiązany zabije w końcu nawet wspomnienie po dawnej magii. Bo gdy już raz publicznie i dobitnie pokazali swoją siłę ci, co w zadymie widzą istotę kibicowania, nikt sam z siebie w mieście o tym nie zapomni. Kibic będzie się bał, że może mu się coś stać. Kibol będzie pamiętał, że przećwiczył sposób manifestacji swojego niezadowolenia. Zarzewiem kolejnego dramatu może być dosłownie wszystko.
Co trzeba zrobić?Odważnie rozliczyć się z tego, co się stało. Policja bez chronienia swoich. Bez skupiania się na rozdrapywaniu własnych ran i liczeniu zniszczonych radiowozów. Organizatorzy z uderzeniem się w piersi i przyznaniem, że feta powinna być na stadionie. Owszem, łatwo być mądrym po dramacie. Ale i przed nim mieliśmy prawo cieszyć się z medalu w bezpiecznych okolicznościach.Klub nie może oficjalnie "odbębnić” tak straszliwej tragedii lakonicznym oświadczeniem prezesa.Mówmy o tym, że trzeba zakończyć doping w młynie oparty na skandalicznych wyzwiskach. Nie może tak być, że cały stadion, na którym siedzą i dzieci, śpiewa pod dyktando młynowego o ku..., szmatach, psach, ch…. Złe słowa też budzą demony: na stadionie, i poza nim.
Nasz Czytelnik Bogusław_ZG zauważa, że 20-30 lat temu sektorowy "dyrygent” byłby wyprowadzony ze stadionu, razem z klakierami, za pierwsze wulgarne okrzyki w kierunku przeciwnika. Dziś gości przyjezdnych zamyka się w klatce. Na wyzwiska nikt nie reaguje. "Po meczu oficjele klepią takiego po plecach i dziękują za wspaniały doping. W tym tłumie na ulicy też pewnie taki "dyrygent” krzyknął: Bić gliniarza! Kiedyś zawołają: Lać emeryta! A władze dalej będą z nimi prowadziły bezstresowe dialogi, by nie drażnić chuligana” - stwierdza Bogusław_ZG.
Wielu by chciało, żebyśmy na derbach w końcu usłyszeli tylko doping za swoją drużyną, a nie przeciwko sąsiadom. Ale teraz najbardziej potrzebujemy głosu tych, którzy w mieście z żużlem jak religią są głównymi kapłanami. Dlaczego milczy nasz kapitan Piotr Protasiewicz? Dlaczego największy z największych, chodząca legenda, Andrzej Huszcza mówi, że jest za wcześnie? Dlaczego stowarzyszenie kibiców "Tylko Falubaz” wydało oświadczenie dopiero we wtorek w nocy i wyłącznie na temat niezakłócania pogrzebu?
Magia może wrócićTo nie znaczy, że zapomnimy o młodym kibicu potrąconym przez radiowóz. Bo to była śmierć niepotrzebna. Przejmująca. Łapiąca za gardło. To nie oznacza też, że nie rozliczymy winnych. Ale potrzebna jest odnowa w duchu tego Falubazu, w który wierzą nie kibole, a kibice. Drużyny słynącej z ducha, wspaniałych opraw i pomysłów, niesamowitego stowarzyszenia kibiców.
Nie uciekniemy od dyskusji, co się stało i dlaczego. Od osobistych refleksji, że być może winna jest cała otoczka stworzona wokół naszego żużla. Pobłażanie wobec niektórych wybryków. Przez nas dziennikarzy, ale i wobec nas. Bo byli tacy atakowani za szarganie świętości Falubazu. "Miejmy nadzieję, że po kilku długich rozmowach z pismakami sytuacja ulegnie zmianie na dobre” - to zdanie fanatyka pod adresem moich kolegów po fachu było w gazetce "Tylko Falubaz”. Uściślijmy: te długie rozmowy obejmowały m.in. groźby karalne. Klub się od nich odciął. Ale skoro te wspominki pojawiły się w opłacanym przez niego oficjalnym wydawnictwie, jak uwierzyć?
Wyznawcy utwierdzali się w przekonaniu, że wszystko im wolno. W końcu przyszła pora na "psy”. To musiało się tak skończyć. Bo święta wojna polega na tym, że kto nie jest z nami, ten przeciwko nam.Prawdziwy kibic
To nie jest ten, kto demoluje stadion, nie lubi pismaków, policji i "pikników” na trybunie K. Kto żąda wolności słowa, ale sam nie chce za nie odpowiadać. Kto wyższą koniecznością usprawiedliwia wulgarne i agresywne zachowanie. Kto barwy Falubazu nazywa świętymi tylko po to, by mieć pretekst do świętej wojny.
Nie oczekujmy, że zrozumieją to ci, którzy rzucali płytami chodnikowymi i skatowali kobiety tylko dlatego, że nosiły mundur. Ale muszą zrozumieć to władze naszego miasta, klub, zawodnicy i stowarzyszenie kibiców. Bo może rzeczywiście za 15 lat nikt nie będzie pamiętał, że zdobyliśmy złoty medal w cieniu tragedii. Ale my sami będziemy pamiętali. Jeżeli się z tym właściwie nie rozliczymy, to, co zabije ducha drużyny, już zaczyna kiełkować.
Trzeba doprowadzić do sytuacji, gdy każde słowo czy działanie wbrew myśli Falubazu nie będzie traktowane jako zamach na świętość. Zrozumieć, że fanatyzm wylał się daleko poza młyn i przeniósł nas z W69 gdzieś w mentalne okolice okrytych niesławą piłkarskich stadionów. Przecież "ci ludzie”, jak mówi o agresorach Dowhan, nie wracali sobie z nocnej wycieczki. Prezes podkreśla, że Falubaz nigdy nie będzie utożsamiać się z kimś, kto staje po stronie zła.
Tyle że po tej tragicznej nocy trzeba czegoś więcej niż słów. Bo inaczej z tego, czym latami był Falubaz też zostaną tylko słowa. Nowej przyśpiewki, jaką ktoś ułożył sobie o naszym klubie.
Idzie tak: "Tak się bawią, tak się bawią ban-dy-ci!”
***Tekst jest felietonem Katarzyny Borek, który ukazał się w tygodniku zielonogórskim.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wstyd mi po tym medalu. Złotym, ale czerwonym od krwi - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto