Autor:

2017-02-10, Aktualizacja: 2017-02-10 15:17

Para chłopaków z Polski weźmie ślub dzięki hejterom

Jakub i Dawid, para, która zasłynęła własnymi teledyskami do piosenek Beaty Kozidrak czy Roxette, weźmie w tym roku ślub na portugalskiej Maderze. Tamtejszy urząd stanu cywilnego postanowił zrobić wyjątek i zrezygnować z części wymaganych zazwyczaj od obcokrajowców dokumentów. Skłoniła go do tego skala homofobii i hejtu, z jaką para gejów zetknęła się w Polsce. Z Jakubem Kwiecińskim rozmawialiśmy m. in. o prezencie ślubnym od zespołu Roxette, atakach w sieci i Beacie Kozidrak.

Dostaliście niedawno w prezencie ślubnym szampana od samego Pera Gessle z zespołu Roxette. Byliście zaskoczeni?

To wszystko było dla nas ogromnym zaskoczeniem. Miesiąc temu dostaliśmy zaproszenie, żeby wręczyć nagrodę na QX GayGala w Sztokholmie (impreza organizowana przez magazyn "QX", podczas której wręcza się nagrody członkom społeczności LGBT i tym, którzy ich wspierają - przyp. red.). Zostaliśmy tam zaproszeni jako goście honorowi. Strasznie boję się latać, więc miałem wątpliwości, czy w ogóle brać w tym udział. Powiedziałem do Dawida: "Po co my tam lecimy? Przecież w Szwecji nawet pies z kulawą nogą się nami nie zainteresuje!" Ostatecznie jednak się zdecydowaliśmy. Na scenie byliśmy strasznie zestresowani. W pewnym momencie pojawił się na niej Per z Roxette z butelką szampana i życzeniami dla nas z okazji ślubu. Cała sala wstała i biła nam brawo. Byliśmy bardzo wzruszeni.

To było Wasze pierwsze spotkanie z Perem? Wiem, że zespołowi bardzo spodobał się Wasz teledysk do ich piosenki.

Tak, to było nasze pierwsze spotkanie. Po wręczeniu nagród przez 20 minut rozmawialiśmy z nim i z jego żoną w garderobie. Przekazał nam serdeczne pozdrowienia od Marie, wokalistki Roxette, z którą niedawno rozmawiał. Nie mogliśmy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Emocje były ogromne.



I jak ona się czuje? Z powodu stanu jej zdrowia zespół zdecydował się niedawno zawiesić działalność.

Per mówił, żeby się o nią nie martwić, że jest OK. Zdecydowali się zawiesić działalność Roxette, bo Marie po prostu nie może się forsować.

Zostaliście też zaproszeni do udziału w nowym klipie Roxette.

Tak, zespół poprosił, żeby fani z całego świata (w tym również my) przysłali do nich fragmenty swoich teledysków. Moim zdaniem nie wyszło to tak super, jak sobie wyobrażaliśmy, ale klip jest już w sieci.



Wasza popularność rozpoczęła się latem ubiegłego roku od nagrania własnego teledysku do utworu Roxette. Pokazaliście w nim, że jesteście parą. Nie żałowaliście, że klip ujrzał światło dzienne i stał się takim hitem?

Ta nasza przygoda z teledyskami kręci się już pół roku. A wszystko zaczęło się przez przypadek, na wakacjach nad Bałtykiem. Kiedy klip do piosenki Roxette pojawił się na YouTubie i zaczął żyć własnym życiem, napisało o nim wiele zagranicznych portali. Zaczęliśmy dostawać gratulacje i pozdrowienia z różnych stron świata. Za granicą pomyśleli, że Polska jest tolerancyjnym krajem. Ale kiedy napisały o nas rodzime media, zalała nas fala hejtu. "Geje do gazu! Szkoda, że nie ma już obozów koncentracyjnych" - takie komentarze to jeszcze pół biedy, bo pojawiły się też pogróżki, że "oni nas znajdą i załatwią", żeby nasi sąsiedzi dali im znać, gdzie mieszkamy, itd. Były też oskarżenia, że jesteśmy oszustami i tylko udajemy gejów. To było chyba najgorsze.



Nie załamało Was to?

Załamało. Któregoś dnia przyszedłem do domu, a Dawid siedział przy komputerze zaryczany i czytał te wszystkie koszmarne komentarze.

Ale mimo to nie usunęliście klipu z sieci.

Kiedy przechodziliśmy największy kryzys, pomógł nam Robert Biedroń. Napisał do nas na Facebooku, żebyśmy się nie przejmowali. Powiedział, że trzyma za nas kciuki. Powiedziałem wtedy do Dawida: "Pomyśl, co on musiał przejść przez te wszystkie lata. Ale dał radę, więc my też damy". I tak klip został w sieci. W takich chwilach człowiek dowiaduje się, na kogo naprawdę może liczyć.

Twoim rodzicom nie spodobało się, że zrobiliście taki publiczny coming out.

To prawda. Oni nigdy nie byli szczęśliwi z tego powodu, że jestem gejem. Mówili, że Dawid to świetny chłopak, ale nie jako mój partner.
Pochodzę z małego Żyrardowa i dla rodziców mój związek z chłopakiem to jest wstyd. Bo przecież, "co ludzie o tym powiedzą". Kiedy w sieci pojawił się nasz pierwszy klip, przestali ze mną rozmawiać. Na szczęście rodzice Dawida bardzo nas wspierają. Jego mama pojawiła się nawet w naszym teledysku.


A jak zareagowali znajomi?

W większości bardzo pozytywnie. Niektórzy radzili, żeby dla naszego dobra wyciąć z klipów uściski czy pocałunki. "Ale wtedy to nie będziemy my" - odpowiedziałem. Nie chcemy nikogo szokować, tylko pokazać, że jesteśmy normalnymi ludźmi i też mamy prawo do miłości. Wiemy, że Polska nie jest jeszcze na to gotowa, ale może małymi krokami uda się coś zmienić.

Dostajecie od ludzi maile z wyrazami wsparcia, podziękowaniami?

Przychodzi kilkadziesiąt takich maili dziennie. Piszą do nas ludzie z całej Polski, że dodaliśmy im odwagi albo, że pokazali nasze klipy rodzicom i bardzo im się spodobały. To nakręca nas do działania. Morda się uśmiecha.



Nakręciliście też teledysk do piosenki „Niebiesko-zielone” Beaty Kozidrak, która udostępniła go na swoim Facebooku. Przy okazji jej też dostało się od hejterów.

Ten teledysk też powstał przez przypadek, dla żartu. Pojechaliśmy z Dawidem odpocząć do Włoch i ktoś nam podesłał płytę Beaty. Posłuchaliśmy utworu „Niebiesko-zielone” i spontanicznie nakręciliśmy do niego klip. Potem z sercem na ramieniu zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie zrobiliśmy pani Beacie krzywdy. Bo my już trochę byliśmy przyzwyczajeni do tego hejtu, a ona? Taka gwiazda! Wysłałem maila do jej menadżerki z pytaniem, czy nie żałują, że udostępnili nasz teledysk. Odpowiedziała, że nie i że pani Beacie klip bardzo się spodobał, a komentarzy hejterów nie czyta. Ma do tego dystans. My się tego jeszcze uczymy.

Postanowiliście jej podziękować.

Chcieliśmy pokazać, że ona też zrobiła coś ważnego. Zorganizowaliśmy w sieci akcję pod hasłem "Beata, dziękujemy!", która polegała na tym, że ludzie udostępniali swoje zdjęcia z takim właśnie tekstem. Odzew był bardzo pozytywny. W akcji wzięło udział 2 tys. osób, więc w całej tej sprawie jest też happy end.

Staliście się rozpoznawalni. Portale określają Was mianem "sławni geje". Nie przeszkadza Wam to?

Faktycznie, zdarza się, że ludzie nas rozpoznają, np. ostatnio ktoś chciał sobie zrobić z nami zdjęcie na lotnisku. Szczerze powiem, że jestem już po trzydziestce i mam dystans do tego całego celebryctwa. "Sławni geje" - nie cierpię tego! Niczego wielkiego nie zrobiliśmy, nie jesteśmy gwiazdami. Ale m. in. dzięki temu wszystkiemu udało nam się załatwić zgodę na nasz ślub na Maderze. Chociaż wnerwia mnie, że tyle jest z tym wszystkim zachodu.

© archiwum prywatne


Zanim opublikowaliście swój pierwszy teledysk w sieci spotkaliście się z jakimiś przejawami homofobii? W codziennym życiu?

Nigdy jakoś specjalnie nie afiszowaliśmy się z tym, że jesteśmy gejami. Nie nosiliśmy tęczowych ciuchów, nie całowaliśmy się publicznie. Oczywiście zdarzało się, że ktoś nas wyzwał od pedałów, ale poza tym nic złego nas nie spotkało. Chociaż muszę przyznać, że w tej kwestii widać różnicę między Polską a np. taką Szwecją. W takim Sztokholmie można się całować w tramwaju i nikogo to nie dziwi. Nie mówię, że chciałbym to robić non stop, ale tam czuje się po prostu wolność. Na ulicach jest pełno "freaków". I to jest piękne.

W jednym z wywiadów opowiadałeś, że ktoś kiedyś chciał cię leczyć z homoseksualizmu...

Kiedyś nie byłem szczęśliwy z tego powodu, kim jestem. W liceum miałem nadzieję, że homoseksualizm mi przejdzie. Przez rok miałem nawet dziewczynę i źle się z tym razem czuliśmy. Zaproponowała, żebym poszedł do lekarza, że może da się to wyleczyć. Po jednym spotkaniu psycholog stwierdził: "Nie ma szans, jesteś gejem i to ci nie przejdzie. Tego się nie leczy!" Natura wygrała. Potem, na studiach, znajomi zaprowadzili mnie do pewnej siostry zakonnej, która też miała mnie uleczyć. Nic z tego nie wyszło.

Z czasem wszystko się jednak zmieniło, poznałeś Dawida i dziś jesteś szczęśliwym człowiekiem.

To prawda. Teraz nie chciałbym niczego zmieniać. Jak się człowiek zakochuje, to świat wydaje się lepszy.


© archiwum prywatne



Gdzie się poznaliście?

Poznaliśmy się z Dawidem w klubie, przez znajomych. Jesteśmy parą już prawie osiem lat.

Kto się komu oświadczył?

Nie było takich klasycznych oświadczyn jak u heteroseksualnych par. Samo tak jakoś wyszło. W przypadku ślubu dwóch chłopaków to poważna sprawa, wymaga mnóstwa zachodu, dokumentów... Najpierw chcieliśmy wziąć ślub w Sztokholmie, ale nam odmówili, bo nie dostaliśmy w Polsce zaświadczenia o możliwości zawarcia małżeństwa, które jest wymagane za granicą. Taką samą odpowiedź dostaliśmy z urzędu na Maderze. Wtedy nasza koleżanka, która mieszka w Portugalii, dowiedziała się, że w wyjątkowych sytuacjach mogą tam odstąpić od tej procedury. Opisała naszą sytuację w Polsce, falę hejtu, która na nas spłynęła i urząd stanu cywilnego zgodził się dać nam ślub. Jakby na złość hejterom.

Macie już termin?

Mam nadzieję, że to będzie czerwiec lub lipiec. Musimy jeszcze załatwić wszystkie dokumenty, przetłumaczyć je u tłumacza przysięgłego, zdobyć wymagane pieczątki... Potem pojedziemy osobiście na Maderę i złożymy podpisy.

A macie już plan, jak Wasz ślub będzie wyglądał?

To będzie bardzo kameralna uroczystość. Na miejscu będzie nam towarzyszyć tylko moja siostra i rodzice Dawida. A potem w Sandomierzu, gdzie się poznaliśmy i gdzie jeździmy co roku jak te emerytki, zaplanowaliśmy wesele. Tam już będzie więcej gości.

Czego Wam zatem życzyć na nowej drodze życia?

Żeby w medialnych nagłówkach przy tekstach o naszej parze nie pojawiało się słowo "geje". Na początku nas to bolało: "Dlaczego nie piszą po prostu para chłopaków? Geje od razu wzbudzają sensację" - mówiliśmy. Teraz już wiemy, że geje lepiej "się klikają".
A nam się marzy, żeby geje byli w Polsce codziennością. I żeby ten ślub na Maderze był też kiedyś ważny w naszym kraju. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy politycy tak bardzo boją się związków partnerskich. Przecież to nie oznacza, że jedna posłanka PiS-u będzie musiała od razu poślubić inną! Dlaczego oni wchodzą z butami w nasze życie?! Dlaczego przeszkadza im to, że inni są szczęśliwi?


Życzę Wam zatem spełnienia marzeń. I dziękuję za rozmowę.

Mariola Szczyrba, dziennikarka naszemiasto.pl
Zdjęcie główne: archiwum prywatne