Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

15 lat temu odszedł Rafał Kurmański, wielki talent i nadzieja żużla w Zielonej Górze. Miał być następcą Tomasza Golloba (ZDJĘCIA)

Redakcja
Tomasz Gawałkiewicz
Rafał Kurmański. Pracowity talent, bardzo dobry chłopak. Imponował walecznością i techniką. Był wielką nadzieją kibiców z Zielonej Góry. W czwartek, 30 maja, przypada 15. rocznica śmierci jednego z najbardziej utalentowanych żużlowców Falubazu.

„Przez całą karierę reprezentował ZKŻ Zielona Góra. W lidze polskiej debiutował w 1999. Zdobywca złotego (2001) i brązowego (2002) medalu młodzieżowych mistrzostw Polski par klubowych, brązowych medali młodzieżowych drużynowych mistrzostw Polski (2000, 2003) oraz wicemistrzostwa Europy juniorów (2001). W 2003 wystąpił z dziką kartą na Grand Prix Europy w Chorzowie...” - nie, z Wikipedii nie dowiemy się, jakim żużlowcem naprawdę był Kurmański ani jakim mógłby być dziś.

Jak mechanik i pomocnik

- Pracowity talent, bardzo dobry chłopak - wspomina Andrzej Huszcza, legenda klubu z Zielonej Góry, nieraz jeździł w parze z „Kurmankiem”. - Pamiętam, jak przyszedł bardzo młody, jak nam pomagał, chodził, brudził się przy tych motorach, w oponach siedział. Jak inne dzieci biegły do piaskownicy, to on do klubu. Traktował to już jako obowiązek, lubił pracować. Nawet nie trzeba było go prosić. Jak przyjeżdżałem i miałem wyciągać motory z busa, to od razu przylatywał i pomagał. Działaliśmy jak dobry mechanik i pomocnik, który wie, jaki klucz ma podać. I tak został przy tym żużlu.

Ilekroć rozmawiamy o Kurmańskim, mój redakcyjny kolega Paweł Wańczko przywołuje XIV wyścig meczu w Gnieźnie. I datę 29 września 2002. Krzysztof Jabłoński i Jarosław Łukaszewski z Pulsu Startu prowadzą 5:1, na drugim wirażu teoretycznie jadą parą. „Jabłko” jeszcze ogląda się w lewo, żeby sprawdzić, gdzie jest kolega. A ten nerwowym ruchem głowy już pokazuje mu, by spojrzał w drugą stronę, bo tam szykuje się niesamowity atak. Na reakcję jest jednak za późno. Genialnie rozpędzony pod bandą „Kurmanek” za jednym zamachem wyprzedza obu rywali. ZKŻ quick-mix Zielona Góra wygrywa i wraca do ekstraligi.

Jak przyjeżdżałem i miałem wyciągać motory z busa, to od razu przylatywał i pomagał. Działaliśmy jak dobry mechanik i pomocnik, który wie, jaki klucz ma podać.

- Kurmański imponował mi przede wszystkim walecznością i techniką. Nie wiem, od kogo nauczył się tak ładnie jeździć - przyznaje Paweł Wańczko. - Było widać, że żyje tym, co robi, że angażuje się w to na maksa. Była to nie tylko praca, ale coś najważniejszego w życiu. Poza tym jeździł w porządku; ryzykownie, ale nie narażał zdrowia innych żużlowców. Na pewno miał talent. I budził sympatię. Nie przypominam sobie, żeby ktoś kiedyś na niego gwizdał, a takich zawodników jest niewielu.

- Bardzo myślał na torze - dodaje Andrzej Huszcza. - Jak jechał, to miał tyle spokoju... Przy takiej szybkości zwykle nie ma czasu na myślenie, bo trzeba dobrze wejść w wiraż i za chwilę wyjść, a u Rafała ten czas jakby się wydłużał. Pamiętam taki mecz w Rybniku. On jechał pierwszy, ja trzeci. Zobaczył mnie gdzieś kątem oka i w pewnym momencie tak umiejętnie przyblokował rywala, a ja od razu to wykorzystałem. Niesamowity luz miał w tym wszystkim.

Szedł w ślady mistrza

- Technika i wachlarz umiejętności Kurmańskiego to była ekstraklasa - nie ukrywa Maciej Noskowicz, dziennikarz Radia Zachód. - To był gość, który równał się z Tomaszem Gollobem, jeśli chodzi o nieprzymykanie gazu, technikę, ataki. Jak atakował, to z precyzją, serduchem, ale też rozsądnie. Jeśli gdzieś wjeżdżał, to nie dlatego, że był wariatem, tylko wiedział, że jest w stanie to zrobić. Gdy pojawiał się na torze, to wiedziałem, że coś będzie się działo, że posypią się iskry, ale w sensie pozytywnym. Jak na tak młody wiek, to nie wiem, czy ta technika nie była lepsza niż u Golloba, u którego w czasach juniorskich widać było brawurę, a u Kurmańskiego niezwykłą dojrzałość.

Porównanie do Golloba? Andrzej Huszcza nie sądzi, żeby było na wyrost. - Na torze, na którym innym nie szło, Tomek wjeżdżał tam, gdzie było najgorzej, i jeszcze najlepiej stamtąd wyjeżdżał - zauważa. - U Rafała było to samo. Na torze dziury, w które wpadali wszyscy, a on nie, jakby płynął na tym motorze.

Przypominał mi też Rifa Saitgariejewa, bo nie przymykał manetki. Facet nie miał nic do stracenia, bo jak nie żużel, to co? To była jedyna ścieżka, którą mógł pójść w dobrą stronę. Żył dla żużla.

- Z podobieństw do Golloba to na pewno jazda Kurmańskiego po zewnętrznej. Lubił poszaleć po dużej. Ech, te szarże pod płotem - zachwyca się Paweł Wańczko. - Potrafił brawurowo wejść w łuk. Przypominał mi też Rifa Saitgariejewa, bo nie przymykał manetki. Facet nie miał nic do stracenia, bo jak nie żużel, to co? To była jedyna ścieżka, którą mógł pójść w dobrą stronę. Żył dla żużla.

- Wielka nadzieja kibiców z Zielonej Góry. W tamtych latach klubowi nie wiodło się po mistrzowsku, ale jak Kurmański „kroił” Golloba w Bydgoszczy, to wszyscy mówili, że to jest ten gość. Taki obrazek mam w głowie z rozmów z chłopakami z osiedla - wspomina Maciej Noskowicz.

- Przy takim rozwoju byłby bardzo wysoko. Bo cały czas szedł w górę. Byłby najlepszy! - nie ma wątpliwości Andrzej Huszcza. - No kurdę, dla mnie to niepojęte. Nie wiem, nie rozumiem...

Życie miał przed sobą

Spotykam się z panem Leszkiem, żeby porozmawiać o złowieszczej nocy z 29 na 30 maja 2004. Wtedy policja zatrzymała Kurmańskiego, który nietrzeźwy kierował busem. Stracił prawo jazdy. Pan Leszek jest taksówkarzem. Równo 15 lat temu był ostatnim szoferem „Kurmanka”...

- Mogło być przed północą, gdy dostałem zlecenie na Kraszewskiego. Pojechałem. Kurmański stał tam z kimś - wspomina pan Leszek. - (...) Jechaliśmy już w stronę stadionu, gdy na wysokości Polskiej Wełny zapytał, czy w pobliskim hotelu będą wolne pokoje. Odpowiedziałem, że na pewno. (...) Przed hotelem próbowałem jeszcze zagadać: Słuchaj, widzę, że masz problem, co się stało? Powiedział, że w klubie nikt go nie rozumie, że policja zabrała mu prawo jazdy. Tłumaczyłem, że to jeszcze nie koniec świata, że to nie przekreśla życia. Ale nie chciał rozmawiać. Dałem mu numer telefonu do siebie. Mówiłem, że jeżdżę do rana, że jak będzie chciał, to przyjadę, pogadamy. Wróciłem na postój i opowiedziałem o tym chłopakom, ale jakoś specjalnie się nie zainteresowali. Na drugi dzień usłyszałem od kolegi: Wiesz co, Kurmański się powiesił. Od razu pojechałem na policję.

Może gdyby bardziej się otworzył... Ale przecież ja byłem dla niego zupełnie obcy. Może gdyby wtedy porozmawiała z nim jakaś bliska osoba, to by się to nie wydarzyło? Na pewno by się nie wydarzyło...

- Nie miał pan później wyrzutów? - pytam pana Leszka.

- Miałem - przyznaje. - Ale co ja mogłem zrobić? Pójść do recepcjonistki i powiedzieć, że gość ma myśli samobójcze? Stać pod oknem? Pilnować? Gdybym miał wtedy telefon do byłego prezesa klubu, zadzwoniłbym nawet w nocy, byłbym spokojniejszy. Ale nie miałem... Szkoda, bo to był młody chłopak, życie miał przed sobą. Może gdyby bardziej się otworzył... Ale przecież ja byłem dla niego zupełnie obcy. Może gdyby wtedy porozmawiała z nim jakaś bliska osoba, to by się to nie wydarzyło? Na pewno by się nie wydarzyło...

Zobacz też: Stelmet Falubaz Zielona Góra - Speed Car Motor Lublin (54:36). Podziękowania kibiców Falubazu po wygranym meczu

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 15 lat temu odszedł Rafał Kurmański, wielki talent i nadzieja żużla w Zielonej Górze. Miał być następcą Tomasza Golloba (ZDJĘCIA) - Gazeta Lubuska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto