Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czułem, że się zapadam w sobie... Czy męska depresja różni się od kobiecej?

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby...
Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby... Pixabay
Nie rozumiał, co się z mim dzieje i właściwie, dlaczego to go spotkało. Ma wspaniałą żoną, dwójkę cudownych dzieci, dobrą pracę, dom, przyjaciół… Tymczasem łzy same cisnęły się do oczu. Nie mógł spać, jeść, normalnie rozmawiać. Czuł jakąś dziwną pustkę. Ogarniała go coraz większa rozpacz.

Czeka na mnie wysoki uśmiechnięty mężczyzna. Nie wygląda na swoje lata. Jak się potem okazuje, żegluje, jeździ na nartach, pływa, biega, jeździ na rowerze. Prowadzi zdrowy tryb życia.
- Wojtek jestem – przedstawia się i wyciąga rękę na przywitanie.

Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby...

Czułem, że się zapadam w sobie... Czy męska depresja różni s...

Kobieca, męska depresja – czy jest jakaś różnica?

Chcę, by opowiedział mi o męskiej depresji. Bo choć to ta sama choroba, to jednak w inny sposób dotyka ona mężczyzn niż kobiety. Mężczyznom trudniej przyznać się do tego, że mają problem. Że sobie nie radzą. Trudniej z tym pójść do lekarza czy specjalisty. Nic więc dziwnego, że dużo częściej niż panie popełniają samobójstwa.

- Moja rodzina widziała we mnie człowieka sukcesu. W szkole byłem najlepszy, studia we Wrocławiu ukończyłem z wyróżnieniem. W pracy szybko piąłem się po szczeblach zawodowej kariery – opowiada zielonogórzanin. – Życie prywatne? Byłem żonaty, z moją wielką miłością poznaną na studiach. Mieliśmy syna i córkę. I piękny dom z ogrodem. Dobre samochody. Wakacje spędzaliśmy w zagranicznych kurortach.
A jednak z czasem życie zaczęło coraz bardziej boleć. Nie wiadomo, czemu.

Zrobię sobie drinka i przejdzie…

- Myślałem, że to po prostu gorszy dzień. Że załapałem jakiegoś doła. Ale zrobię sobie drinka i przejdzie – mówi Wojciech. - W pracy na początku nikt nie poznał, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Zawsze byłem uśmiechnięty, dowcipny, choć wewnątrz coraz bardziej pełen niepokoju. Dopiero w domu byłem nieobecny. Zrobiłem się płaczkiem. Łzy same cisnęły się do oczu, gdy oglądałem jakiś film, słyszałem smutną opowieść. Było mi jakoś dziwnie przykro. Nie potrafiłem się cieszyć tym, że ja i cała rodzina nie narzeka na zdrowie. Że dzieci przynoszą szóstki ze szkoły. Że zmieniliśmy samochód, meble. Że pójdziemy na koncert ulubionego zespołu czy mecz koszykówki.
Żona zauważyła, że zrobił się smutny, przygnębiony.
- Chyba masz za dużo czasu i zaczynasz wymyślać – mówiła. – Weź się do roboty. Za dużo leniuchujesz i stajesz się taki rozmemłany…
Próbował się zająć czymś dodatkowym. Sprzątaniem w garażu. Pomalował pokój. Dał się namówić przyjacielowi i razem z nim chodził na siłownię. Wydawało mu się, że jest lepiej. Że ćwicząc resetuje głowę.
- Dam radę. Przecież jestem facetem. Nie będę się rozczulał nad sobą. Mam rodzinę i jestem za nią odpowiedzialny – tłumaczył sobie i wierzył, że takie rozmowy z samym sobą mu pomagają. Ale nie pomagały. W nocy nie mógł spać. Nawet jeśli zasnął, budził się co godzinę, dwie. Wstawał, chodził po domu. Piżama była mokra od potu. Zmieniał ją. Raz, drugi, a czasem i trzeci. Gonitwa myśli nie pozwalała zasnąć po raz kolejny. Bał się o pracę. O żonę. O dzieci. O siebie samego. O przyszłość, która go przerażała.

Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby...
Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby... Pixabay

Czułem, jakbym siedział na bombie

Nie potrafił się skupić także w ciągu dnia. Ani w pracy, ani w domu.
- Czułem się, jakbym siedział na bombie. Nerwy, niepokój paraliżowały moje zachowanie. Albo byłem wycofany, albo zbyt agresywnie reagowałem na wszystko. Bo właściwie wszystko zaczęło mnie irytować – wspomina Wojciech. – Myślałem, że jak jeszcze bardziej rzucę się w sport, to przejdzie. Nie przeszło. Psycholog? Psychiatra? To nie dla mnie – powtarzałem sobie. Po pierwsze nie jestem wariatem. Po drugie i tak się nie otworzę przed kimś obcym. Rodzina też nie pomagała. Albo lekceważyła problem, uznając, że coś wymyślam. Że nie chce mi się pracować. Że skoro jestem facetem, to powinienem być silny i twardy. Albo też po pewnym czasie uznała, że mam jakiś problem. Ale na pewno sobie z nim poradzę, gdy zaczną mnie straszyć rozwodem. Słyszałem więc, że mają mnie dość. Że żona odejdzie i zabierze dzieci. Nie będę ich widywał, bo jestem jakiś popieprzony. To miało mnie zmobilizować, bym wziął się w garść i zaczął żyć jak na głowę rodziny przystało. Nie pomogło…

Dla firmy przestałem być użyteczny

Myślał, że jest do niczego. Zawala kolejne zlecenia w pracy. Nie radzi sobie w domu. Nie jest dobrym mężem czy ojcem. Bo jak słyszał w rodzinie: Skupiony jest na sobie zamiast na najbliższych.
- Nie chciałem taki być. Ale nie potrafiłem wyjść z tej szklanej bańki, w której się dusiłem – podkreśla. – Czułem jakąś pustą rurę w swoim organizmie. Zmuszałem się, żeby coś zjeść, ale jakoś nawet największe smakołyki trudno przechodziły przez gardło. Związane niczym drutem kolczastym..
Z czasem coraz bardziej nie radził sobie w pracy. Kiedy zawalił kolejne zlecenia, szef dał mu ostrzeżenie. Potem pojawiały się kolejne wpadki. Kolega próbował go kryć, mimo że bardzo się starał, bo cenił i szanował Wojtka, prawda wyszła na jaw.
- Byłem „nieobecny”, choć codziennie przychodziłem do pracy – przyznaje Wojciech. – Dla firmy przestałem być użyteczny. Przestało się liczyć, co zrobił wcześniej, jakie odnosił sukcesy i ile pieniędzy zarobił dla firmy swoimi projektami.
W końcu usłyszał od szefa: - Tak dalej być nie może, musimy się pożegnać…
- Nawet mnie bardzo to nie zabolało. Przestało mnie to interesować. Wmawiałem sobie, że jakoś sobie poradzę. Kolejne kłamstwa – opowiada. – Ten kolega z pracy, Paweł, przychodził codziennie. Przekonywał, że mam problem. Że muszę coś z tym zrobić. Że jego brat miał depresję i on widzi u mnie podobne symptomy.
Nie chciałem jego pomocy, choć czułem, że coraz bardziej zapadam się w sobie. Myślałem nawet o samobójstwie. Przygotowałem tabletki. Miałem je połknąć, gdy do pokoju weszły moje dzieci… To myśl o nich mnie ostatecznie powstrzymała. Przeraziłem się sam sobą. Że nie myślę logicznie…

Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby...
Depresję może wywołać szereg czynników, do których zaliczamy m.in.: stres środowiskowy , uwarunkowania genetyczne, przewlekłe choroby... Pixabay

Psycholog, psychiatra, szpital

Jakiś czas to trwało, zanim zechciał o tym z Pawłem poważnie porozmawiać. Facet nie jest taki wylewny jak kobieta... A jednak z czasem się otworzył.
- Zaufałem Pawłowi i jego bratu. To Paweł zapisał mnie na wizytę i zawiózł mnie swoim samochodem do psychiatry. I rozpoczęło się moje leczenie… - wspomina Wojciech. – Nie było łatwo. Wciąż miałem poczucie, że wszystkich zawiodłem. Widziałem, że żona się oddala, choć starała się mnie wspierać. Nie wiedziała jak, ale na swój sposób robiła co mogła…
Psycholog, psychiatra, szpital. Leczenie farmakologiczne, psychoterapia… W jego przypadku sama psychoterapia to było za mało. Konieczne okazało się wsparcie farmakoterapią, stosowanie przez dłuższy czas antydepresantów i leków psychotropowych.
Bez tego pewnie, by mnie tu dziś nie było. Bez tych wielu godzin rozmów, maglowania pewnych tematów, nie „przerobiłbym” tematów z dzieciństwa, młodości, które też miały wpływ na moje zachowania. Bo nie bez znaczenia było to, że jestem DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików), że rodzice zawsze chwalili mojego starszego brata, któremu ja – mimo licznych sukcesów – nie mogłem dorównać. Stąd ciągłe poczucie niskiej wartości i potrzeba udawadniania sobie, że jestem w czymś dobry. Stąd potrzeba zarabianie więcej i więcej, zatracanie się w czasie, bo przecież trzeba zapewnić rodzinie jak najlepsze warunki.
- To nie jest tak, jak z przeziębieniem, że weźmiesz tabletki i po tygodniu jesteś zdrów jak ryba. Leczenie trwało bardzo długo. Jak dla mnie za długo. Bo moja żona nie wytrzymała tej mojej słabości. Odeszła do faceta, który był silny. Fizycznie i psychicznie. Dzieci nie wiedzieć kiedy wyrosły i stały się samodzielne – wspomina Wojciech. – Na szczęście mam z nimi dobry kontakt. I wielkie wsparcie. To dobre relacje z nimi pomagały mi coraz bardziej stawać na nogi.

Pracuję, by żyć – a nie żyję, by pracować

To moje dzieci przekonały mnie, żebym nie starał się o zatrudnienie w podobnej do mojej poprzedniej firmy. Nie patrzył na zarobki. Ale żeby praca sprawiała mi satysfakcję, była moją pasją.
Tak też się stało.
- Pracuję teraz w biurze podróży. Organizuję wycieczki, oprowadzam po ciekawych zakątkach świata i ciągle się uczę. Mam satysfakcję, że mogę ludziom sprawiać radość i zaszczepiać w nich chęć podróżowania, zwiedzania, odkrywania nowych miejsc, poznawania ludzi – opowiada Wojciech. – Stałem się innym człowiekiem, zrelaksowanym, zawsze uśmiechniętym, sypię dowcipami jak z rękawa. Przy okazji mogę też realizować swoją inną pasję – robienie zdjęć. Miałem już jedną wystawę. Szykuje się kolejna. Może wydam jakiś album z ciekawostkami? Mam wiele pomysłów, wielu sprawdzonych przyjaciół… No właśnie przyjaciół. Podczas leczenia poznałem dużo osób, które zmagały się wcześniej z tym problemem co ja. Wspierały mnie i bardzo dużo mi to pomogło. Tak jak i wpisy na forach internetowych, na które wchodziłem. Do depresji przyznawali się i opowiadali o swoim wychodzeniu z niej znani aktorzy, piosenkarze, kabareciarze, pisarze, sportowcy. Skoro bokser czy zapaśnik może być słaby, to i nie jest nic dziwnego, że i mnie mogło to dopaść. Ale i ja mogę być silny – tak sobie mówiłem – i tak jak wszyscy oni wrócić do normalnego życia. Nie tego sprzed depresji, lecz tego lepszego, innego. Bo depresja pozwoliła mi się zatrzymać w tym szalonym biegu, posłuchać siebie samego, swoich potrzeb i iść za swoim głosem. Nie znaczy to, że nie ma teraz gorszych dni, zdarzają się. Wiem jednak, jak sam sobie pomóc i wiem, że mam wokół siebie osoby, które nie pozwolą mi, bym zwątpił w siebie, bym zapadał się w sobie. Bo rozumieją jak nikt, że facet nie jest ze stali, a depresja nie jest wymysłem, z którego można wyleczyć się siłownią czy wieczornym drinkiem.
Zobacz wideo: spotkanie z Marcinem Łokciewiczem

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto