Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Eksmisja po 40 latach w kolejowym mieszkaniu? - Siedzę, jak na rozdrożu - mówi pani Helena z Zielonej Góry

Mariusz Kapała
Mariusz Kapała
Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Wideo
od 16 lat
– Starych drzew się nie przesadza – mówi pani Helena. Ma 74 lata, dwa stare psy, jednego trochę młodszego i trzy koty, a jeszcze więcej strachu o przyszłość swoją i ich. Czeka na eksmisję z mieszkania w kolejowym budynku, w którym mieszka od 40 lat.

Był styczeń 1983 roku, kiedy wówczas 34-letnia Helena zamieszkała w kolejowym budynku w Zielonej Górze. Całe życie zawodowe przepracowała na kolei. Najpierw była konduktorem, potem m.in. nastawniczym w Gądkowie. Pracowała też w Czerwieńsku na stacji paliw w wagonowni, a później na posterunku ruchu obok domu.

– Pracowałam na zmiany, 12 na 24. Kontaktu z ludźmi żadnego, bo z jakim cudem? Co było robić po pracy? Czytałam książki – opowiada. Ponad 500 książek jest już spakowanych.

– Zawsze lubiłam czytać, i to różne książki. Proszę zobaczyć, ile miejsca zajmowały – mówi, pokazując zdjęcia regałów sprzed pakowania do przeprowadzki. Segmenty w pokoju na parterze też już opróżniła. Rzeczy są przed domem w workach.

Helena Wiśniewska mieszka w budynku przy torach w Zielonej Górze. Z trzech psów za siatką, szczeka jeden, on jeszcze widzi, dwa pozostałe to seniorzy. Trójka kotów też nie jest pierwszej młodości. Każde z nich było podrzutkiem. Na koniec miejscowości przez ostatnie lata ciągle ktoś podrzucał to psa, to kota, a kiedyś nawet cały koszyk kociąt. Dom stoi przy lesie, z drugiej strony są tory. Akurat mknie intercity do Poznania.

– Nie jest tutaj za głośno? – pytamy. – Nie jest – uśmiecha się pani Helena. Po 40 latach pracy na PKP i mieszkania przy torach nie zwraca uwagi na te dźwięki.

Na ogródku ziemia czeka na grządki. O planie eksmisji pani Helena wiedziała, więc z żalem, ale już nie zajęła się ziemią. – Tutaj nie było nic. Te wszystkie drzewa owocowe i krzewy sama sadziłam – opowiada. – Przez te lata zapełniłam piwnicę przetworami z tym wszystkim. Gromadziłam drewno, węgiel na opał.

40 lat pracy na kolei

O domu, w którym mieszka wprost mówi, że to ruina. Remontów nie było przez 40 lat. – Gdy podłoga w kuchni zgniła, wylałam beton. Jakbym odsunęła segmenty, tam w ścianie są dziury. Gdyby mnie było stać, to bym zrobiła więcej, kafelki duperelki, ale miałam grosze, co jeszcze mogłam zrobić? – pyta.

– Kiedyś pojechałam do urzędu po pomoc. To się dowiedziałam, że na gminnej mapie tego budynku nie ma. Pytałam, czy ja w jakimś zaczarowanym ogrodzie mieszkam – opowiada. – Na mapie mały budynek posterunku ruchu był, a dużego mieszkalnego nie.

Pani Helena już kilkanaście lat temu chciała wykupić dom od PKP. – Walczyłam o wykup. W 2012 r. była decyzja, że mają mi sprzedać. Tak kombinowali, że nie sprzedali. Wzięłam rzeczoznawcę na własny koszt. Wycenił. Ale oddział PKP w Zbąszynku nie wyraził zgody – opowiada. – PKP zameldowało mnie w prywatnym domu w Zbąszynku, a wymeldowali mnie stąd. Wtedy chyba trzy miesiące nie płaciłam czynszu. Skoro mnie wymeldowali, to dlaczego miałam płacić? Po kilku latach wystąpili do sądu o eksmisję, bo trzy miesiące zalegam. A nawet nie wiedzą, jak ten budynek wygląda. Piszą, że dach pokryty jest dachówką, a tu jest papa.
Dług miał najpierw wynosić 13 tysięcy złotych, po latach urósł. Ale okazało się też, że zielonogórzanka przez 10 lat płaciła nadwyżkę czynszu.

– Wystąpiłam o powtórne pomiary powierzchni, okazało się, że opłacałam o sześć metrów więcej. Chyba za dużo o wszystko walczyłam – stwierdza. – W wieku 74 lat chcą mnie eksmitować, mimo, że większość życia przepracowałam u nich. Próbują mnie zniszczyć. Liczę na sprawiedliwość. Ale człowiek jest bezradny. Walczyłam. I co? Muszę wszystko pakować. Jedynie dzięki uprzejmości pana prezydenta Zielonej Góry, będę miała się gdzie wyprowadzić, przydzielił mi mieszkanie.

– Co będzie z trzema psami i trzema kotami? – pytam, ale nie poznaję odpowiedzi. Pani Helena wie, że one w małym lokalu się nie zmieszczą.

Karuzela pism

– Nie spodziewałam się, że zakład, w którym uczciwie pracowałam, tak mnie potraktuje. Z urlopów nie korzystałam. Nigdzie nie jechałam. Dwójkę małych dzieci wychowywałam samotnie. Żeby na nie zarobić, w urlopy jechałam na plantacje truskawek. A jak byłam na miejscu, to i tak mnie do pracy wołali, że sąsiadka, to pomoże – opowiada o swoim poświęceniu. – Co było najgorsze w tej sprawie? Jakiś mój proceduralny błąd. A przecież ja nie jestem prawnikiem do jasnej Anielki. Napisałam już tyle pism, do sądu, komornika, rzecznika praw obywatelskich, senatorów, nawet do Prezydenta RP i Premiera RP, do wszystkich świętych.

„Jestem osobą starszą, biedną. Pomimo przeszło 40 lat pracy w PKP, próbuje się mnie pozbawić mieszkania, w którym mam cały swój dobytek i zwierzęta domowe, którymi się opiekuję, ratując je przed bezdomnością” – pisze pani Helena do wiceministra Waldemara Budy.

W liście z sierpnia 2022 r. wspomina też, jak było z apelacją od wyroku sądu w sprawie eksmisji. Chodzi o ten proceduralny błąd: „Została odrzucona z powodu braku opłaty (100 zł). To nie z mojej winy nie było opłaty, zrozumiałam, że jestem z niej zwolniona”.
W liście zielonogórzanka wyliczyła też, że po zajęciu komorniczym, zostaje jej 1091 zł emerytury kolejowej, a stałe opłaty wynoszą 1300 zł.

W lutym tego roku Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich zwróciło się do Sądu Rejonowego w Zielonej Górze z zapytaniem o to, na jakim etapie znajduje się postępowanie sądowe.

Z pytaniami o szanse na pozostanie pani Heleny w domu przy torach, powody eksmisji oraz ewentualne plany PKO, co do przyszłości budynku, zwróciliśmy się do spółki PKP Nieruchomości, Oddział w Poznaniu. Jeszcze nie dostaliśmy odpowiedzi. Ale w grubej teczce pism, które pani Helena zgromadziła w tej sprawie w ciągu ostatnich lat, jest odpowiedź na jej prośbę o pomoc skierowaną do Ministerstwa Aktywów Państwowych. Ministerstwo zwróciło się o wyjaśnienia do PKP i w piśmie z lutego 2022 roku je przytoczyło. Z tego pisma wynika, że PKP proponowało rozłożenie zadłużenia na raty. W tym czasie zbliżało się do 20 tys. zł. A wobec braku terminowych opłat, skierowano sprawę należności do sądu. Ten przyznał spółce rację, a wobec dalszego braku spłaty, PKP skierowały należności na drogę postępowania egzekucyjnego. Stąd włączenie się w sprawę komornika. Wobec dalszego braku spłaty zadłużenia, spółka rozwiązała umowę najmu ze skutkiem na dzień 31 lipca 2020 r. PKP SA wyjaśniło też Ministerstwu Aktywów Państwowych, że wobec braku reakcji na wypowiedzenie umowy, Sąd Rejonowy w Zielonej Górze nakazał opróżnić i opuścić zajmowany lokal, jednocześnie przyznając prawo do lokalu socjalnego.

– Mówią, że ja się nie zastosowałam, a czy oni się zastosowali, do tego, na co zwracałam uwagę? – pyta pani Helena.

I pokazuje pisma w sprawach nadpłaty przez lata za dodatkowe sześć metrów kwadratowych, których nie było, czy też wniosku o wykupienie lokalu. Kobieta wnioskowała też o zmniejszenie czynszu do czasu wykonania koniecznych napraw w budynku, które nie mieszczą się w katalogu drobnych nakładów, które ponosi najemca. To m.in. cieknący dach, zużyta instalacja elektryczna i brak kanalizacji. W liście mieszkanka podkreśliła, że kwota w wysokości 530 zł za wynajem mieszkania w tak trudnych warunkach jest skandaliczna. Nie doczekała się remontów.

Pismo, które otrzymała z Ministerstwa Aktywów Państwowych, przesłane też do wiadomości kancelarii premiera kończy zdanie: „PKP SA dokłada wszelkich starań, aby sprawy były rozstrzygane z poszanowaniem praw wszystkich zainteresowanych stron, ze szczególnym uwzględnieniem praw lokatorów, ale też ich obowiązków”.
Zielonogórzanka liczy na zmianę przepisów, które umożliwią przejęcie lokali kolejowych przez gminy, a następnie wykupy przez osoby, które przez wiele lat je zajmowały.

Czynności wstrzymane

Gdy oddawaliśmy ten artykułu do druku w Gazecie Lubuskiej, nadeszła odpowiedź od spółki PKP. – Z naszych informacji wynika, iż sąd na ten moment wstrzymał czynności egzekucyjne w tej sprawie, w tym eksmisję z lokalu – poinformował Bartłomiej Sarna z wydziału współpracy z mediami w Biurze Komercjalizacji, Komunikacji i Promocji spółki Polskie Koleje Państwowe SA.

– Siedzę, jak na rozdrożu. Rzeczy w połowie już wywiezione – mówi pani Helena, kiedy dzwonimy z dobrą informacją. Jeszcze nie dostała pisma w tej sprawie. – Dzwoniła do mnie asystentka komornika, powiedziała, że oni dostali pismo z sądu, że wszystko jest wstrzymane – przyznaje. – Na razie ogródkiem się zajmę się, bo nic tam nie zrobiłam, i będę czekała, co dalej, się wydarzy.

Czytaj też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto