Finał zbojkotowany. Żużlowcom należą się brawa!
Tak się ułożyło, że w Wielki Piątek zakotwiczyłem niecałe 100 km od Piły. Korciło mnie, oj, korciło, żeby w Wielką Sobotę wyskoczyć na finał Złotego Kasku. Uległem jednak naciskom młodzieży i wybrałem podróż o połowę krótszą - na Maltę do Poznania. I całe szczęście, bo po wypadzie do Piły plułbym sobie w brodę do dziś. Złoty Kask został odwołany/przełożony w atmosferze - no, może nie skandalu, ale smrodu, i to sporego. Żużlowcy jak jeden mąż odmówili startu. „Pod bandą wystawał [betonowy] krawężnik (...), ale też z band wystawały gwoździe i nie domykała się brama” - to słowa Piotra Śwista, który w sobotę na stadionie w Pile robił za reportera/eksperta Polsatu Sport (ten cytat, i pozostałe także, za „Przeglądem Sportowym”). Wiem, zwolennicy teorii spiskowych przypomną mi, że pan Piotr w nie najpiękniejszych okolicznościach przyrody pożegnał się z klubem z Piły, więc mógł być nadgorliwy. Telewizja ma jednak ten atut, że przekazuje nie tylko fonię, ale także wizję - a obraz nie pozostawiał wątpliwości.