Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobieta-orkiestra, która wychowała pokolenia

Natalia Dyjas
Archiwum prywatne
Czasem myślę, że Gośka, to taki ziemski Anioł - śmieje się Alicja Niewiadomska.

Jest rok 1994. Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek, tuż po zakończeniu studiów, jako absolwentka pedagogiki kulturalno-oświatowej, zaczyna pracę w zielonogórskim Domu Kultury Kolejarz. Postanawia założyć grupę teatralną, więc… daje ogłoszenie w „Gazecie Lubuskiej”, z informacją, że każde dziecko będzie mile widziane.

- Nigdy nie robiłam jakichś przesłuchań. Jak ktoś chce coś robić, to już ma talent. I każdy powinien być w grupie teatralnej, bo potem się okazuje, że ci, którym się wydawało, że nic nie umieją, to właśnie potrafią najwięcej - tłumaczy instruktorka. I dodaje: - Rodzice przeczytali ogłoszenie i przyprowadzili dzieci. A potem wieść o teatrze szła coraz dalej i do grupy dołączały kolejne osoby. Na początku to była raptem czwórka uczniów podstawówki.

Z tej czwórki dzieci teatr prowadzony przez Paszkier-Wojcieszonek przez ponad dwadzieścia lat rozrósł się do czterech grup teatralnych (Pierott, Pierocik, Pypeć, a na końcu PiiiP), które zrealizowały kilkadziesiąt spektakli teatralnych i zdobyły szereg nagród na miejskich i ogólnopolskich konkursach.

Wszystko zaczęło się od recytacji

Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek sama swą przygodę z teatrem rozpoczęła jeszcze w szkole podstawowej.
- Wszystko zaczęło się od recytacji. Edward Gramont (twórca słynnego nowosolskiego teatru alternatywnego Terminus A Quo - dop. red.), usłyszał mnie podczas występu i zaproponował przyjście do swojego teatru, kiedy będę już w liceum. Od razu w Nowej Soli zgłosiłam się do grupy.

- Podobało mi się to, że wszyscy gdzieś jeździliśmy. Pamiętam, że mieliśmy takie duże wory, w które ładowaliśmy reflektory, stroje... Wsiadaliśmy do pociągu, jechaliśmy na drugi koniec Polski, żeby zagrać jeden spektakl. I wracaliśmy w nocy. To granie na scenie było takie ekscytujące, nie do zapomnienia! Dodawało skrzydeł... Przed spektaklem olbrzymia trema, a po - duma i myśl: „Jeju, ja mogłam zagrać. Ludzie przyszli i to oglądali!” To było piękne - mówi instruktorka z uśmiechem. Na studiach zaangażowała się w kabaret. W Wyższej Szkole Pedagogicznej studentów ze wszystkich lat zebrał na zajęcia fakultatywne z kabaretu ojciec Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego - Władek Sikora.

- To mnie nauczyło, żeby się nie bać i próbować różnych rzeczy - śmieje się pani Małgorzata.

Pierwsze spektakle, z... siatką maskującą w tle

Wreszcie przyszedł czas pierwszych spektakli. Zarówno instruktorka, jak i aktorzy (dziś już dorośli ludzie, z własnymi rodzinami) z rozrzewnieniem wspominają te pierwsze próby teatralne: - W przedstawieniu „Jaś i Małgosia” było użyte wszystko, co wtedy miałam pod ręką - mówi Paszkier-Wojcieszonek. I wybucha śmiechem: - Łącznie z siatką maskującą, imitującą las. I grzybkami, które były zrobione z kartonu i przyklejone do podłogi. Wtedy mi się wydawało, że tak trzeba - dodaje. Spektakli reżyserowała coraz więcej, metodą prób i błędów ucząc się, co dobrze wygląda na scenie, jakich technik reżyserskich używać. W którymś momencie instruktorka opiekowała się kilkudziesięcioma małymi aktorami jednocześnie. Grupy ewoluowały i z zespołów dziecięcych przekształcały się w młodzieżowe:

- Ale niezależnie od grupy, czy to była dziecięca, czy młodzieżowa, efekt wypracowywało się wspólnie na próbach - mówi Paszkier-Wojcieszonek. - Nie mam tylu pomysłów! Pomysły idą od ludzi!

Z Domu Kolejarza, wraz z podopiecznymi, przeniosła się do Zielonogórskiego Ośrodka Kultury, w którym działa i pracuje do dziś. Przez lata spełniała się też jako logopeda. W swej pracy z dziećmi wykorzystywała pacynki teatralne, by przekonać najmłodszych do ćwiczeń. Cierpliwie uczyła na nowo mowy tych, którzy przeszli zabieg wycięcia krtani...

Kiedy pytamy ją o najważniejszy sukces przez ta lata działalności, wcale nie wymienia nagród, których przecież uzbierało się całkiem sporo... Nie licząc tych, zdobytych na konkursach, ale również specjalnych wyróżnień, chociażby od prezydenta miasta.
- Sukcesem jest to, że mogę na ludzi, którzy przewinęli się przez teatr, zawsze liczyć. To jest piękne, że to nigdy nie była grupa przychodząca tylko na zajęcia, a potem szła do domu i nie miała ze sobą nic wspólnego. To ludzie, którzy się lubią. Utrzymują cały czas kontakt. I to jest największy sukces, że to ciągle trwa.

A Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek wychowała wielu młodych ludzi, z których część nadal kontynuuje swoją przygodę z teatrem, teraz już zawodowo. To spod jej skrzydeł wyszli absolwenci Państwowych Szkół Teatralnych: Sandra Staniszewska - aktorka teatralna i filmowa (znana chociażby z filmu „Kamienie na szaniec”), Artur Caturian (śpiewał również w grupie Erato), tegoroczny zwycięzca festiwalu Polskiej Piosenki Aktorskiej; absolwenci szkół lalkarskich, m.in.: Anna Olechnowicz (obecnie kabaret Rewers), Mal wina Kajetańczyk (gra w teatrze w Rzeszowie), Hanna Matusiak (występuje w łódzkim teatrze Pinokio), Przemysław Furdak... Paszkier-Wojcieszonek wypuściła też w świat reżyserów, teatrologów, animatorów kultury, którzy przenoszą swą miłość do teatru, na kolejne pokolenia, zakładając własne grupy teatralne. Nie sposób wymienić wszystkich tych podopiecznych.

Instruktorka? Reżyserka? Gosia to nasza matka!

- Kobieta - Anioł, ceniąca fryzjera zdecydowanie bardziej niż lekarza - tak ze śmiechem mówi o niej jej wychowanka, Kamila Winkler, która obecnie sama prowadzi grupy teatralne. - Zaszczepiła we mnie miłość do teatru, ale też do ludzi, pokazała najlepszą drogę.

- Pani Gosia to taki człowiek-encyklopedia, kobieta-orkiestra, wyreżyseruje, sama zagra, zrobi scenografię i jeszcze ogarnie administrację - dodaje Karolina Bartkowiak, obecnie studentka lalkarstwa na wrocławskiej PWST.

Aktorzy, którzy wyszli z grupy Paszkier-Wojcieszonek ze śmiechem nazywają ją drugą matką.

- Bez jej wsparcia, zapału, przyjaźni i przykładu - życia teatrem, wielu z nas nie odważyłoby się profesjonalnie zająć sztuką - mówi reżyserka Małgorzata Kazińska.

- Myślę, że dla miasta jest bardzo cenną postacią - dodaje Alicja Niewiadomska, również instruktorka teatralna. - Gosia zapoczątkowała silny ruch teatru amatorskiego dzieci i młodzieży w Zielonej Górze. Jest osobą bardzo otwartą na ludzi i przyciąga ich jak magnes. To co najbardziej cenię w niej to umiejętność słuchania, każdego człowieka o każdej porze. Czasem myślę, że Gośka to taki ziemski anioł.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto