Jest rok 1994. Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek, tuż po zakończeniu studiów, jako absolwentka pedagogiki kulturalno-oświatowej, zaczyna pracę w zielonogórskim Domu Kultury Kolejarz. Postanawia założyć grupę teatralną, więc… daje ogłoszenie w „Gazecie Lubuskiej”, z informacją, że każde dziecko będzie mile widziane.
- Nigdy nie robiłam jakichś przesłuchań. Jak ktoś chce coś robić, to już ma talent. I każdy powinien być w grupie teatralnej, bo potem się okazuje, że ci, którym się wydawało, że nic nie umieją, to właśnie potrafią najwięcej - tłumaczy instruktorka. I dodaje: - Rodzice przeczytali ogłoszenie i przyprowadzili dzieci. A potem wieść o teatrze szła coraz dalej i do grupy dołączały kolejne osoby. Na początku to była raptem czwórka uczniów podstawówki.
Z tej czwórki dzieci teatr prowadzony przez Paszkier-Wojcieszonek przez ponad dwadzieścia lat rozrósł się do czterech grup teatralnych (Pierott, Pierocik, Pypeć, a na końcu PiiiP), które zrealizowały kilkadziesiąt spektakli teatralnych i zdobyły szereg nagród na miejskich i ogólnopolskich konkursach.
Wszystko zaczęło się od recytacji
Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek sama swą przygodę z teatrem rozpoczęła jeszcze w szkole podstawowej.
- Wszystko zaczęło się od recytacji. Edward Gramont (twórca słynnego nowosolskiego teatru alternatywnego Terminus A Quo - dop. red.), usłyszał mnie podczas występu i zaproponował przyjście do swojego teatru, kiedy będę już w liceum. Od razu w Nowej Soli zgłosiłam się do grupy.
- Podobało mi się to, że wszyscy gdzieś jeździliśmy. Pamiętam, że mieliśmy takie duże wory, w które ładowaliśmy reflektory, stroje... Wsiadaliśmy do pociągu, jechaliśmy na drugi koniec Polski, żeby zagrać jeden spektakl. I wracaliśmy w nocy. To granie na scenie było takie ekscytujące, nie do zapomnienia! Dodawało skrzydeł... Przed spektaklem olbrzymia trema, a po - duma i myśl: „Jeju, ja mogłam zagrać. Ludzie przyszli i to oglądali!” To było piękne - mówi instruktorka z uśmiechem. Na studiach zaangażowała się w kabaret. W Wyższej Szkole Pedagogicznej studentów ze wszystkich lat zebrał na zajęcia fakultatywne z kabaretu ojciec Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego - Władek Sikora.
- To mnie nauczyło, żeby się nie bać i próbować różnych rzeczy - śmieje się pani Małgorzata.
Pierwsze spektakle, z... siatką maskującą w tle
Wreszcie przyszedł czas pierwszych spektakli. Zarówno instruktorka, jak i aktorzy (dziś już dorośli ludzie, z własnymi rodzinami) z rozrzewnieniem wspominają te pierwsze próby teatralne: - W przedstawieniu „Jaś i Małgosia” było użyte wszystko, co wtedy miałam pod ręką - mówi Paszkier-Wojcieszonek. I wybucha śmiechem: - Łącznie z siatką maskującą, imitującą las. I grzybkami, które były zrobione z kartonu i przyklejone do podłogi. Wtedy mi się wydawało, że tak trzeba - dodaje. Spektakli reżyserowała coraz więcej, metodą prób i błędów ucząc się, co dobrze wygląda na scenie, jakich technik reżyserskich używać. W którymś momencie instruktorka opiekowała się kilkudziesięcioma małymi aktorami jednocześnie. Grupy ewoluowały i z zespołów dziecięcych przekształcały się w młodzieżowe:
- Ale niezależnie od grupy, czy to była dziecięca, czy młodzieżowa, efekt wypracowywało się wspólnie na próbach - mówi Paszkier-Wojcieszonek. - Nie mam tylu pomysłów! Pomysły idą od ludzi!
Z Domu Kolejarza, wraz z podopiecznymi, przeniosła się do Zielonogórskiego Ośrodka Kultury, w którym działa i pracuje do dziś. Przez lata spełniała się też jako logopeda. W swej pracy z dziećmi wykorzystywała pacynki teatralne, by przekonać najmłodszych do ćwiczeń. Cierpliwie uczyła na nowo mowy tych, którzy przeszli zabieg wycięcia krtani...
Kiedy pytamy ją o najważniejszy sukces przez ta lata działalności, wcale nie wymienia nagród, których przecież uzbierało się całkiem sporo... Nie licząc tych, zdobytych na konkursach, ale również specjalnych wyróżnień, chociażby od prezydenta miasta.
- Sukcesem jest to, że mogę na ludzi, którzy przewinęli się przez teatr, zawsze liczyć. To jest piękne, że to nigdy nie była grupa przychodząca tylko na zajęcia, a potem szła do domu i nie miała ze sobą nic wspólnego. To ludzie, którzy się lubią. Utrzymują cały czas kontakt. I to jest największy sukces, że to ciągle trwa.
A Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek wychowała wielu młodych ludzi, z których część nadal kontynuuje swoją przygodę z teatrem, teraz już zawodowo. To spod jej skrzydeł wyszli absolwenci Państwowych Szkół Teatralnych: Sandra Staniszewska - aktorka teatralna i filmowa (znana chociażby z filmu „Kamienie na szaniec”), Artur Caturian (śpiewał również w grupie Erato), tegoroczny zwycięzca festiwalu Polskiej Piosenki Aktorskiej; absolwenci szkół lalkarskich, m.in.: Anna Olechnowicz (obecnie kabaret Rewers), Mal wina Kajetańczyk (gra w teatrze w Rzeszowie), Hanna Matusiak (występuje w łódzkim teatrze Pinokio), Przemysław Furdak... Paszkier-Wojcieszonek wypuściła też w świat reżyserów, teatrologów, animatorów kultury, którzy przenoszą swą miłość do teatru, na kolejne pokolenia, zakładając własne grupy teatralne. Nie sposób wymienić wszystkich tych podopiecznych.
Instruktorka? Reżyserka? Gosia to nasza matka!
- Kobieta - Anioł, ceniąca fryzjera zdecydowanie bardziej niż lekarza - tak ze śmiechem mówi o niej jej wychowanka, Kamila Winkler, która obecnie sama prowadzi grupy teatralne. - Zaszczepiła we mnie miłość do teatru, ale też do ludzi, pokazała najlepszą drogę.
- Pani Gosia to taki człowiek-encyklopedia, kobieta-orkiestra, wyreżyseruje, sama zagra, zrobi scenografię i jeszcze ogarnie administrację - dodaje Karolina Bartkowiak, obecnie studentka lalkarstwa na wrocławskiej PWST.
Aktorzy, którzy wyszli z grupy Paszkier-Wojcieszonek ze śmiechem nazywają ją drugą matką.
- Bez jej wsparcia, zapału, przyjaźni i przykładu - życia teatrem, wielu z nas nie odważyłoby się profesjonalnie zająć sztuką - mówi reżyserka Małgorzata Kazińska.
- Myślę, że dla miasta jest bardzo cenną postacią - dodaje Alicja Niewiadomska, również instruktorka teatralna. - Gosia zapoczątkowała silny ruch teatru amatorskiego dzieci i młodzieży w Zielonej Górze. Jest osobą bardzo otwartą na ludzi i przyciąga ich jak magnes. To co najbardziej cenię w niej to umiejętność słuchania, każdego człowieka o każdej porze. Czasem myślę, że Gośka to taki ziemski anioł.
Zobacz też: Lubuskie rekordy. Z czego słynie nasz region?
Instahistorie z VIKI GABOR
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?