Mając 38 stopni gorączki, próbowaliśmy umówić się w Łodzi do lekarza. - Mogę zapisać na wizytę dopiero za dwa dni. Jest tylu pacjentów, że lekarze się nie wyrabiają. Chyba że przyjdzie pani z gorączką i przekona panią doktor, żeby panią przyjęła - przyznała recepcjonistka w niepublicznej przychodni zdrowia przy ulicy Łagiewnickiej w Łodzi.
Podobne tłumaczenia usłyszeliśmy w poradni lekarzy rodzinnych przy ulicy Wschodniej, gdzie każdy lekarz przyjmuje dziennie nawet 50 pacjentów. Problemem jest też zamówienie wizyty domowej. - Takiego nawału pacjentów jeszcze nie mieliśmy. Nie jesteśmy w stanie tego samego dnia pojechać do każdego chorego. Prosimy, żeby ci pacjenci, którzy mogą dotrzeć do poradni, stawili się tu sami - mówi nam dr Anna Olczak-Borowska, pracująca w lecznicy.
Lekarze ze Wschodniej pacjentów przyjmują z plastikową, przezroczystą maseczką, zasłaniającą całą twarz. Najbardziej zainfekowani chorzy w poczekalni dostają maseczki chirurgiczne. Co godzinę pielęgniarka dezynfekuje wszystkie klamki w poradni. Medycy deklarują, że pacjentów z infekcjami nie odsyłają na następny dzień. Co jeśli jednak lekarz internista odmówi nam przyjęcia tego samego dnia?
Po godzinach pracy przychodni możemy próbować dostać się do lekarza pomocy nocnej i świątecznej, z którym przychodnia ma podpisaną umowę. Jeśli i tam nie zostaniemy przyjęci, możemy złożyć skargę do rzecznika praw pacjenta.
- Pacjent ma prawo zostać przyjęty przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i dostać skierowanie na badania - mówi nam Witold Szmidzielski ze Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. - Każdemu choremu należy się pomoc i opieka medyczna. Wiadomo, że lekarz może przyjąć ograniczoną liczbę pacjentów. System ochrony zdrowia w Polsce jest niewydolny. Jeśli jednak odmawia nam się pomocy medycznej, każdorazowo możemy dochodzić praw przed sądem.
Zdenerwowani pacjenci zaczynają brać sprawy w swoje ręce. Wczoraj do szpitala im. W. Biegańskiego w Łodzi zgłosiło się kilkoro łodzian zaniepokojonych stanem zdrowia. Nie wykonano im jednak testów, bo lekarze po zbadaniu uznali, że nie mają grypy i odesłali ich do domu.
Nasz dziennikarz też próbował wczoraj zapisać się na testy. Takie badania, jako jeden z czterech ośrodków w kraju, przeprowadza łódzki sanepid. W szpitalu im. Biegańskiego usłyszeliśmy jednak, że jeśli nie mamy objawów grypy możemy zgłosić się na test do sanepidu, tyle że zapłacimy za niego z własnej kieszeni - 350 zł.
Tymczasem co innego mówi Zbigniew Solarz, rzecznik sanepidu. - Przeprowadzamy badania próbek pobranych w szpitalach i dostarczonych nam na specjalnym podłożu. Innych badań nie przeprowadzamy - tłumaczy.
Oprócz Łodzi, badania diagnostyczne na obecność wirusa A/H1N1 prowadzi też sanepid w Warszawie, Olsztynie i Katowicach.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?