Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marta miała tylko 38 lat. Odeszła tak nagle... Bliscy ruszyli ze zbiórką na rzecz dwójki jej dzieci. By maluchy miały szansę na lepsze życie

Redakcja
Pani Marta z synkiem Jeremiaszem i córką Jaśminką.
Pani Marta z synkiem Jeremiaszem i córką Jaśminką. Archiwum rodziny pani Marty
– To jest dla nas tak wielka tragedia, że nie wiemy, jak się odnaleźć w tej rzeczywistości – mówi Katarzyna Fesz-Pawlik. Jej siostra Marta, wszystkim znana po prostu jako „Wiśnia”, odeszła nagle. Teraz jej bliscy organizują zbiórkę dla dzieci zielonogórzanki. By miały lepszy start…

- To była najlepsza siostra, jaką mogłam sobie wymarzyć – mówi Katarzyna Fesz-Pawlik.

Marta, wielu zielonogórzanom znana jako „Wiśnia”, była mamą dwójki dzieci: Jaśminki, która ma zaledwie 6 miesięcy i 7-letniego Jeremiasza.

Kobieta zmarła niespodziewanie, z dnia na dzień. Nic nie zapowiadało tragedii.

"Powiedziała, że czuje, jakby brała ją grypa"

- Przyjechałam do Zielonej Góry 10 kwietnia – opowiada jej siostra, pani Katarzyna. - Spędzałyśmy z Martą i dziećmi czas na działce, świetnie się bawiłyśmy. Nic nie wskazywało na to, żeby Marta się źle czuła. Kolejnego dnia siostra powiedziała mi, że czuje się tak, jakby ją brała grypa, pojawiła się u niej gorączka. Wystraszyłam się, martwiłam, żeby to nie był koronawirus. Marta, żeby nie zarażać innych, poszła na oddział zakaźny pobrać wymaz.

Po dwóch dniach oczekiwania i nerwów okazało się, że wynik testu jest ujemny. Ten wynik ucieszył bliskich pani Marty. Spadł kamień z serca, że to jednak nie koronawirus, którego teraz tak wszyscy się boją. Pani Katarzyna mówi, że to uśpiło, niestety, ich czujność. Zielonogórzanka święta jednak spędziła w łóżku, dalej nie czując się najlepiej. Rano przyszedł wynik, a w nocy zielonogórzankę zabrało już pogotowie. Kobieta straciła przytomność jeszcze przy ratownikach medycznych. Diagnoza? Udar krwotoczny.

- Jako siostra, ale i osoba wierząca, nadal wierzyłam w cud – mówi pani Katarzyna. Bliskim udało się jeszcze odwiedzić w szpitalu zielonogórzankę. – Tak, jakby czekała, by nas pożegnać… I odeszła. Nagle.

"Od zawsze wiedziałam, że była dobrym człowiekiem"

Ze względu na epidemię, kobietę uwielbianą przez bliskich i przyjaciół, mogła pożegnać zaledwie garstka osób. Pogrzeb odbył się jeszcze wtedy, gdy zgodnie z przepisami uczestniczyło w nim tylko pięć osób. I tak przyszło kilkadziesiąt. Rozproszyły się po cmentarzu, by nie łamać przepisów.

- Wiem, że gdyby nie było tych obostrzeń, to u Marty byłby cały cmentarz ludzi. Takim była człowiekiem – mówi jej siostra. – Teraz wciąż odzywają się do mnie kolejne osoby, wspominają ją, płaczą.

To, że była dobra, wiedziałam od zawsze, ale nie spodziewałam się, że była ważna dla tylu ludzi.

Księża, obecni na pogrzebie, mieli problem, by pożegnać zielonogórzankę bez wzruszenia. Jeden z nich wspominał, że pamięta Martę, pędzącą na rowerze, z irokezem na głowie.

- I faktycznie Marta taka była. Szalona, wesoła, pełna energii, kreatywna. Kochała dzieci i miała wielkie serce. Zawsze gotowa nieść pomoc, taki wulkan pozytywnej energii – mówi jej siostra. – W lutym skończyła 38 lat.

Dzieci straciły mamę, jej mąż – najlepszego przyjaciela. – Oni mieli wspaniałe, szczęśliwe życie – mówi siostra „Wiśni”. - Jaśminka, w jednej chwili, została bezlitośnie odciągnięta od swojej mamy, która była dla niej... wszystkim. Karmiona tylko piersią, najbezpieczniej czuła się w ramionach Marty.

Pani Katarzyna wciąż podkreśla, że Marta była niezwykłą mamą. Nieustannie zachęcała dzieci do różnych aktywności, dawała im wolność i najlepsze, szczęśliwe dzieciństwo.

- Marta była psychologiem w Zespole Szkół Edukacyjnych nr 9 w Zielonej Górze, obecnie przebywała na urlopie macierzyńskim – mówi jej siostra. – Dodatkowo prowadziła też zajęcia z sensoplastyki w Centrum Bliskości. Jak Jaśminka miała z miesiąc, to Marta już ją taplała w tych mazidłach. Marta była też po pedagogice i psychologii, miała fantastyczne podejście do dzieci. Była taką mamą, która pozwalała dzieciom się realizować, nie martwiła się, że się wybrudzą, dawała im wolną przestrzeń – mówi K. Fesz-Pawlik. - Dla Marty najważniejsze było ich dobro.

Rodzina zielonogórzanki postawiła sobie teraz za cel, by dać Jeremiaszowi i Jaśmince poczucie miłości i bezpieczeństwa.

- Pomysł zbiórki na lepszy start dla Jeremiasza i Jaśminki wyszedł od naszej babci – mówi Katarzyna Fesz-Pawlik. - Ja nawet w tym wszystkim o tym nie myślałam. Uznałam, że to dobry pomysł, zwłaszcza, że mąż Marty został teraz sam.

Tutaj znajdziesz link do zbiórki: Pomoc na start dla dzieci Marty "Wiśni"

Do pomysłu zaczęli dołączać kolejni. Z myślą o tym, by Jeremiasz nadal mógł chodzić na tańce, które tak lubił, by mąż pani Marty nie został sam w potrzebie. Zaczęły się pojawiać kolejne kwoty. I kolejne. Tyle osób chce pomóc, choćby w taki sposób.

- Miłość Marty została w nas – pisze na zbiórce jej siostra. - Będziemy nią obdarowywać dzieci każdego dnia.

Tylko, jak przetrwać teraz, gdy Marty, tego wulkanu energii, już nie ma?

- Jesteśmy razem, to nam dodaje siły – mówi pani Katarzyna. – Ale to jest dla nas tak wielka tragedia, że nie wiemy, jak się odnaleźć w tej rzeczywistości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto