Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Muzyczne urodziny znanego lubuskiego harmonijkarza. Jak to jest z tym bluesem? Fascynująco! Zobacz zdjęcia i wideo

Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Wideo
od 16 lat
- Cieszę się z tego amatorstwa, dzięki temu, że zawodowo zajmuje się czymś innym, mogę sobie pozwolić na to, żeby wykonywać muzykę, którą kocham - mówi Igor Łojko z Zielonej Góry, muzyk, który grał m.in. z Mirkiem Stanisławowiczem, Good Morning Blues, Katherine Davis czy Mudem Morganfieldem - synem legendarnego Muddy'ego Watersa.

Blues w Zielonej Górze. To były muzyczne urodziny

Powiedzenie „czuć bluesa” od dawna funkcjonuje języku polskim i jak wiadomo oznacza - wiedzieć, o co chodzi, czyli wyczuwać sprawę, atmosferę. Słownik Języka Polskiego PWN wyjaśnia, że "blues klasyczny to specyficzny gatunek pieśni niewolników murzyńskich, z pytaniami i odpowiedziami, z charakterystycznymi „nutami bluesowymi”. Taką muzykę, improwizowaną, raczej się intuicyjnie czuło, niż znało i rozumiało".

Z bluesem żyje się łatwiej

O odczuwaniu bluesa opowiada Igor Łojko, który w piątek wieczorem w Piekarni Cichej Kobiety w Zielonej Górze obchodził swoje 55. urodziny.

– Z bluesem to chyba jest tak, że im człowiek jest starszy, tym głębiej tego bluesa odczuwa. Jest wtedy bardziej spokojny i dojrzały. Bagaż doświadczeń na to wpływa – wyjaśnia Igor Łojko i dodaje, że blues lepiej wtedy smakuje. – Tej muzyki nie wolno grać w sposób nerwowy.

Muzyk tłumaczy, że czasem jest potrzebna młodzieńcza świeżość. – Coraz bardziej przyjemnie mi się gra tego bluesa głębiej. Może dlatego, że to muzyka ludzi dojrzałych, ale młodzi też potrafią pięknie go grać i odczuwać, ale w inny sposób. Myślę, że większe zrozumienie występuje z biegiem czasu – podkreśla.

Zielonogórzanin przez całe życie związany jest z bluesem. Mimo, że grał ze sławami tej muzyki, podkreśla, że gra amatorsko, bo nie utrzymuje się z muzyki.

– Dzięki bluesowi dużo łatwiej jest mi żyć – zdradza. – Cieszę się z tego amatorstwa, dzięki temu, że zawodowo zajmuje się czymś innym, mogę sobie pozwolić na to, żeby wykonywać muzykę, którą kocham i robić to lepiej bądź gorzej, ale to mnie raduje, a z wiekiem coraz bardziej.

Harmonijki słynnej Seydel

Pasjonat bluesa pierwszą harmonikę przywiózł ok. 1986 roku z ówczesnego NRD. To była Country and Western, słynnej Seydel – najstarszej firmy produkującej te instrumenty.

– Im bardziej prymitywny instrument, tym bardziej wymagający. Zaczynałem grać na skrzypcach, wiolonczeli, ale to harmonijka mi podeszła. Moi mistrzowie to Ryszard 'Skiba' Skibiński, Paul Butterfield.

Zielonogórzanin ceni też bluesa z lat 30- 40. ubiegłego wieku.

– Uwielbiam słuchać surowych dźwięków. Brzmią prosto, ale zagrać to, jest bardzo trudno. Harmonijka to prosty instrument – wyjaśnia. – Co mnie do niej przyciąga? Być może ta pasja w odkrywaniu różnych technik wydobywania dźwięków z tego instrumentu. Za każdym razem coś nowego się odkrywa. Ten instrument ma ok. 5 tysięcy lat, jak wtedy brzmiały, trudno powiedzieć. Pierwsze ze stroików bambusowych wyprodukowali Chińczycy. To jest taki magiczny instrument.

Grał z gwiazdami

Igor Łojko przez dłuższy czas grał z Good Morning Blues – zespołem, który współtworzył w Zielonej Górze na początku lat 90. Muzycy wykonują własne wokalno-instrumentalne utwory oraz standardy gatunku rhythm and blues.

– Bardzo fajnie nam się grało. Graliśmy w składzie pięcio- i czteroosobowym. Były to bardzo fajne, czasy – wspomina. – Miałem przyjemność grania z naprawdę fantastycznymi muzykami. Parę lat pograłem z Obstawą Prezydenta.

Blues to muzyka, którą, tak jak podkreśliliśmy, się czuje, dlatego Igor Łojko, kiedy miał okazję grać zagrać z muzykami z Chicago, bez trudu znalazł z nimi muzyczne porozumienie.

– Z Katherine Davis fantastycznie się grało w Zielonej Górze. Język znaleźliśmy po dwugodzinnej próbie, albo nawet krótszej – opowiada.

Warto dodać, że Katherine Davis wychowała się na muzyce takich legend bluesa i jazzu jak Ella Fitzgerald, Pearl Bailey, Nancy Wilson, czy Dinah Washington.

Ciarki na plecach

Na koncercie w Toruniu zielonogórzanin grał z Mudem Morganfieldem – synem legendarnego Muddy'ego Watersa.

– Przed koncertem było ha, ha, ha, chi, chi, chi, a przed samym wejściem Mud spoważniał i krótko powiedział: „Będziecie dobrze grać, to będziecie grać solówki, bo nikogo nie dopuszczę”. I wszyscy graliśmy solówki – wspomina muzyk. – To najstarszy syn Muddy'ego Watersa. On gra repertuar taty, a to utwory, na których człowiek się wychował. Ma barwę głosu, jak jego ojciec. Miałem wrażenie, jak bym z jego ojcem grał. Pamiętam do tej pory, jak ciarki po plecach przechodziły. Znaleźliśmy się tam bez większych kompleksów. Łączą nas dźwięki bluesowe, i nie ważne, że my jesteśmy z Zielonej Góry, a Katherine i Mud z Chicago.
Obecnie zielonogórzanin gra z Blues Friends. – Fantastycznie się nam gra – przyznaje.

Na urodzinach było muzycznie, oczywiście bluesowo. Igor wystąpił z The Blues Friends w składzie: Beata „Żaba” Małecka - śpiew, Jan Węgłowski - gitara, śpiew, Mariusz Bednarski – gitara, Ryszard Zembrzuski – perkusja i Krzysztof Łachacz – gitara basowa.
– Jaki plan ma jubilat na kolejne lata? – dopytujemy. – Będę grał dopóki mi się kasa nie skończy – uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto