Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Liliana od 20 lat ratuje zielonogórskie koty. W czasie pandemii ubyło tych, którzy przekazują dla nich karmę. Wspólnie możemy pomóc!

Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas-Szatkowska
Pani Liliana pomaga zielonogórskim kotom od 20 lat. Uratowała setki kocich istnień.
Pani Liliana pomaga zielonogórskim kotom od 20 lat. Uratowała setki kocich istnień. Natalia Dyjas-Szatkowska
Ci, którzy ją znają, mówią o niej: "Liliana od miejskich kotów", a czasem krócej: "Koci anioł". Ma 80 lat, od 20 opiekuje się zielonogórskimi kotami wolno bytującymi. Pani Liliana przez ten czas uratowała wiele kocich istnień. Pandemia sprawiła, że kobieta otrzymuje od pomagających mniej karmy dla swoich kocich podopiecznych. - Przecież nie zostawię ich bez opieki - martwi się zielonogórzanka.

Wszystko zaczęło się 20 lat temu od dwóch kotów spotkanych na jednej z ulic zielonogórskiego deptaka. To one zapoczątkowały wielką pomoc pani Liliany na rzecz kotów w mieście. Nigdy zwierząt nie miała, te dwa maluchy zmieniły wszystko.

- Przechodziłam kiedyś na Lisowskiego, a był taki mróz! Patrzę - siedzą dwa maleńkie kotki, trzęsą się. Wzięłam jednego za pazuchę. Powiedziałam sobie, że go nie zostawię, zabrałam go do domu, ogrzałam - opowiada pani Liliana. - Nie wytrzymałam, poleciałam po tego drugiego. Tak się zaczęło.

Dziś, po 20 latach opieki nad zielonogórskimi kotami, kobieta znana jest jako "Liliana od miejskich kotów". Inni nazywają ją też aniołem. Bo uratowała tyle kocich istnień. Nawet tych, którym inni nie dawali już żadnych szans.

- Mam pod opieką na stałe 17 kotów plus te przychodzące - opowiada pani Liliana. - Ale gdy jest okres, że pojawiają się kociaki, to zdarza się, że ludzie mi je przynoszą. Mam czasem trzy czy więcej jednocześnie. Z zamkniętymi, zaropiałymi oczami, chore. Jeden z tych uratowanych kotów, miał na sobie 24 duże kleszcze, a oprócz tego 100 małych. To był trup. Ale walczyłam o niego, znalazłam mu specjalną karmę. Jakie to było cudowne, gdy on zaczął się ruszać... W tym roku ile ich już oddałam! Najpierw je wychowuję, a potem oddaję. Najlepiej, gdy uda się znaleźć dom wśród znajomych. Wtedy wiem, że kot będzie miał dobrze. Przecież ludzie są różni.

"Trochę przeszłam, ale ludzie wreszcie uwierzyli w to, co robię"

Cztery koty na stałe mieszkają z panią Lilianą. Reszta, to zwierzaki wolno bytujące, które można spotkać na zielonogórskim deptaku. Pod opieką pani Liliany są głównie koty ze śródmieścia. W ostatnich latach udało się postawić dla nich specjalne domki, ocieplane, wygodne. Teraz już raczej nikomu nie przeszkadzają. Ale wcześniej różnie z tym bywało.

- Oj, co ja się miałam, przeszłam trochę - milknie pani Liliana. - Ale potem rozmawiałam z jedną panią redaktorką i troszkę mi to pomogło, że ludzie uwierzyli w to, co robię.

Choć odczarowanie opinii na temat kotów wcale nie było łatwe. Wciąż przecież na osiedlach zdarzają się tacy, którym to przeszkadza.

Niektórzy nazywali koty "darmozjadami". - Jakie to darmozjady? - dziwi się pani Liliana. - Przecież one ciężko pracują! W tym miejscu na deptaku, gdzie teraz mieszkają, wcześniej było tyle szczurów. W tej chwili nie ma nic.

Potem niektórzy narzekali, że koty mają pchły. A przecież pani Liliana dwa razy do roku podaje im specjalne środki, by tych insektów nie miały. Ma też klatkę, by koty wyłapywać i je sterylizować, kastrować.

- To nie są dzikie zwierzęta - podkreśla pani Liliana. - To są koty wolno bytujące.

Karmi, dba o nie w świątek, piątek czy niedzielę. "Nie mam wolnego. Przecież w niedzielę kot też zjeść musi"

Każdy dzień u pani Liliany wygląda tak samo. Wychodzi z domu o godzinie 5.20, idzie na przystanek, by dojechać na deptak. Wyrusza ze swoim wózeczkiem i torbą. W wózku czekają zapakowane dzień wcześniej: czyste, wymyte miski, karma, świeża woda. Na miejscu wszystkie koty już na nią czekają. Rozpoznają ją z daleka. Karmione są raz dziennie, miski z dnia poprzedniego pani Liliana zabiera, by je wyczyścić. Wszystko zresztą u niej lśni od czystości. Koty są zadbane, zaopiekowane, wyczesane. Każdego też trzeba pogłaskać, czy jak to mówi pani Liliana z czułością "popieścić".

- Oj, te koty z rynku wychodzą daleko po mnie! Nie mam urlopu, dzień w dzień do nich idę - opowiada zielonogórzanka. - Nikt nie chce po mnie tego przejąć. Ja już mówiłam: "ludzie, weźcie ode mnie tego trochę, przecież ja muszę odpocząć" - śmieje się pani Liliana. - Czasem spotykam sąsiadkę i mówi mi: "O, jutro niedziela, będzie pani miała wolne". Odpowiadam jej: "Pani je w niedzielę, a koty nie będą jadły?". Ale te kociaki wszystko wynagrodzą. Przecież one są takie kochane, że Boże kochany! To dla mnie nie jest obowiązek, tylko przyjemność. Rano mam energię, by wstać. Bo wiem, że one już tam na mnie czekają. Z każdym się przywitam... Gdzie one zostaną same, takie głodne?

Oprócz tego pani Liliana ma też pod swoją opieką 18-letnią kotkę, która mieszka w piwnicy. Nie wychodzi, nikomu nie wadzi. A każdy kot, który jest pod jej opieką, ma imię. Ludzkie. Bo pani Liliana mówi, że koty to bardzo mądre istoty, nigdy człowieka nie zdradzą. Jest więc Mikołaj, Dagmara, Maciuś, Kasia... Z każdym trzeba się przywitać, każdego pogłaskać.

Ile przez te 20 lat opieki nad kotami udało się ich uratować?

- Uuu, nie policzę - mówi pani Liliana. - Na pewno ponad 100 wysterylizowałam. A porozdawać? Oj, też tyle tego będzie. Teraz już jest łatwiej. Jak tylko pojawi się nowy kot w śródmieściu, zaraz działam. Staram się, żeby się do mnie przyzwyczaił. Potem dbam, by został wysterylizowany. Ale dawniej tak łatwo nie było. Koty, które trafiały pod moją opiekę, były wychudzone, zapchlone.

Pandemia sprawiła, że pomagających jest mniej

Pani Liliana przez lata pomagania zgromadziła wokół siebie grono niezwykłych ludzi, którzy wspierają ją w opiece nad zwierzętami, jak tylko mogą. Przynoszą karmę, przekazują specyfiki na kleszcze, kupują żwirek. Organizują zbiórki, bazarek, licytacje. Problem w tym, że przez pandemię część osób zrezygnowała z pomocy. Zamknęliśmy się w domach, ograniczyliśmy wychodzenie, niektórzy stracili pracę. Do pani Liliany zaczęło docierać mniej karmy i specyfików dla kotów. Pojawiła się obawa, że dla zwierząt zabraknie jedzenia.

- A przecież ja kotom nie powiem, że jeść nie dostaną - mówi kobieta. - Ja tam sobie dam radę, ale mi chodzi o koty. Jak będę mieć pomoc dla kotów, to będę mieć wszystko.

Jedną z osób, która zaangażowała się w pomoc, jest pani Agnieszka. To ona napisała na zielonogórskiej grupie Widzialna Ręka, przejmujący post o pani Lilianie i jej niesamowitej działalności. Posypała się lawina komentarzy. Na apel z prośbą o pomoc zareagowało już wiele osób. Ale wciąż przyda się kolejne wsparcie.

Kotom potrzebne przede wszystkim jest:

  • karma - sucha Smilla lub Josera bezzbożowa i mokra Felix, Smilla lub Animonda (do tego przyzwyczajone są koty),
  • żwirek Benek,
  • środki na pchły,
  • podkłady,
  • proszek do prania,
  • płyn do naczyń,
  • środki czystości,
  • fanty na bazarek (jakiekolwiek), który organizowane są cyklicznie na bieżące potrzeby pani Liliany.

Rzeczy można podrzucić w dwa zaprzyjaźnione miejsca:

  • Drogeria Silcare, ul. Pieniężnego 23c (koło Domu Handlowego)
  • Kardamon - sklep wegański, ul. Słowacka 12B

W internecie funkcjonuje też Bazarek dla Pani Liliany Tu znajdziesz link do strony i profil facebookowy: "Pani Liliana od miejskich kotów", gdzie na bieżąco pojawiają się wszelkie informacje.

Jest także zbiórka pieniędzy na koty: Link do zrzutki na koty pani Liliany

Może ktoś zdecyduje się pomóc kotom? Wiele razy udowodniliście, że los zwierzaków nie jest Wam obojętny.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto