Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Salwa: Operuje człowiek, a nie robot [ZDJĘCIA]

Redakcja
Paweł Salwa z Zielonej Góry jest dziś dyrektorem Polskiego Centrum Urologii Robotycznej Medicover w Warszawie. Opracował własną metodę operacji raka prostaty, którą interesują się m.in. Amerykanie
Paweł Salwa z Zielonej Góry jest dziś dyrektorem Polskiego Centrum Urologii Robotycznej Medicover w Warszawie. Opracował własną metodę operacji raka prostaty, którą interesują się m.in. Amerykanie ARCHIWUM SZPITAL MEDICOVER W WARSZAWIE, ARCHIWUM PRYWATNE
Ma 33 lata i blisko tysiąc operacji wykonanych robotem da Vinci (najwięcej w Polsce). Jest twórcą i dyrektorem Polskiego Centrum Urologii Robotycznej w Szpitalu Medicover w Warszawie. Był ordynatorem największej kliniki Urologii Robotycznej w Europie. Paweł Salwa jest… zielonogórzaninem.

Dziadkowie Pawła Salwy, jak sam mówi, przyjechali do Zielonej Góry zaraz po wojnie. Z czterech stron świata. Cała rodzina, oprócz siostry, mieszka w Winnym Grodzie. On z żoną - Jagodą (z Babimostu!), gdy tylko może odwiedza rodzinne strony.

W dzieciństwie nie myślał, że mógłby zostać lekarzem. Uważał się raczej, za ścisłowca, więc po ukończeniu Szkoły Podstawowej nr 7 wybrał klasę matematyczno-informatyczną w I LO w Zielonej Górze.

- W pierwszej, drugiej klasie myślałem o studiach ekonomicznych, ale w trzeciej zmieniłem zdanie - wspomina Paweł Salwa. - Nasza wychowawczyni, nauczycielka biologii, potrafiła tak zainteresować przedmiotem, że stał się on moją pasją.

Już w trzeciej klasie został laureatem ogólnopolskiej olimpiady biologicznej. Rok później powtórzył sukces (o czym informowała wówczas „GL”).

- Pamiętam wcześniej spotkanie w szkole z absolwentem Jedynki, który odniósł sukces w olimpiadzie chemicznej i opowiadał, że to otworzyło mu wiele drzwi… - mówi P. Salwa.- Wydawało się to takie mało realne…

Po maturze, jako laureat biologicznych zmagań, mógł wybrać sobie dowolną uczelnię. Postawił na Akademię Medyczną w Warszawie. Już po pierwszym roku stwierdził, że to trochę za mało. Dostał się więc na biotechnologię. Oba kierunki ukończył w tym samym czasie, bo medycyna trwa sześć lat, biotechnologia - pięć.

Przyznaje, że nie było łatwo pogodzić naukę na obu uczelniach. Ale widać przyswajanie wiedzy nie sprawia mu większych problemów. Czas studiów to także badania naukowe i liczne nagrody. Zielonogórzanin trzykrotnie otrzymał za swoje osiągnięcia stypendia ministra zdrowia, a także premiera i ministra edukacji. Dostał Medal Polskiej Akademii Nauk.

Studia medyczne skończył ze średnią 4,98 (na studiach obowiązuje system ocen od 2 do 5). Prawdopodobnie była to najwyższa średni w historii uczelni. Spodziewał się, że z takimi wynikami kierownicy klinik będą się o niego „zabijać”.

- Za dużo naoglądałem się amerykańskich filmów. U nas tak to nie działa - przyznaje pan doktor. Nie usłyszał od żadnego kierownika czy ordynatora: - Paweł, chcemy mieć ciebie u nas. Czekamy!

- Okazało się, że jeśli w Warszawie nie ma się pleców, to można sobie pracować jako wolontariusz - podkreśla P. Salwa. - Starsi koledzy niechętnie dzielą się doświadczeniem, pokazują nowe rozwiązania i możliwości techniczne.

Chciał specjalizować się w urologii. Dlaczego?

- W naszym kraju zdrowie mężczyzn wciąż pozostawia wiele do życzenia. Kobietom poświęca się wiele akcji profilaktycznych. Po Polsce jeżdżą mammobusy. Namawia się je do badań cytologicznych - opowiada zielonogórzanin. - Zdrowie mężczyzn to wciąż temat tabu. Od niedawna w listopadzie prowadzi się akację samokontroli jąder. I to wszystko. Poza tym jaki dostęp mają mężczyźni do urologów, skoro w całym kraju jest ich 700. A dla porównania - ginekologów kilkanaście tysięcy. Tymczasem liczba kobiet i mężczyzn jest porównywalna.

Skoro oferty pracy nie zapukały do drzwi Pawła Salwy, to postanowił wraz z żoną spróbować poza granicami kraju.

- Plan był taki, że wyjedziemy do Niemiec, zdobędziemy tam wiedzę i doświadczenie i wrócimy do Polski - wspomina.

Najpierw postanowił wyjechać na bezpłatny wakacyjny staż. By poznać system, podszkolić specjalistyczny język.

Tam się okazało, że amerykański sen może się spełnić.

- Już po dwóch tygodniach, choć wcale tak perfekt się nie posługiwałem językiem niemieckim, dostałem ofertę pracy - wspomina doktor Salwa. - Musiałem jednak wrócić do kraju, by odbyć roczny staż w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie (Wojskowy Instytut Medyczny). Tak też się stało, tu także nikt nie był zainteresowany, by mnie zatrzymać.

Tymczasem niemiecka klinika nie tylko oferowała zatrudnienie, ale by mieć pewność, że Polak ją przyjmie, zaoferowała mu roczne stypendium.

Przyszedł czas wyjazdu do Niemiec. Z żoną, z którą są razem od trzeciej klasy liceum, a która została lekarzem weterynarii.

- Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwy chleb - podkreśla.

Żona Jagoda Salwa (z domu Gieruła) 2 lata pracowała jako lekarz weterynarii, a potem w niemieckiej klinice męża opiekowała się pacjentami z Polski, pomagając im na poziomie językowym czy organizacyjnym.

Paweł szybko przekonał do siebie niemieckich lekarzy. Już w pierwszym roku napisał kilka prac naukowych. Szef kliniki zaproponował wyjazd na Europejski Kongres Urologii Robotycznej w Sztokholmie. To był rok 2013.

Po zaprezentowaniu tam wyników swoich badań, Paweł Salwa został zaproszony do udziału w Europejskiej Olimpiadzie Umiejętności na Symulatorze Robota da Vinci. I wygrał.

WIDEO: Tak przebiega budowa Centrum Matki i Dziecka.

- Wow! Paweł, nie wiedziałem, że ty masz takie umiejętności manualne! - powiedział szef kliniki. - Jeśli tak jest, to wystartuj w naszym programie szkoleniowym na robotach da Vinci. Jak sobie poradzisz to świetnie, a jak nie - to masz pecha. W Niemczech nikt się z nie patyczkuje i nie rozkłada czerwonego dywanu przed młodym emigrantem z Polski.

Szpital w Gronau, w którym pracował młody zielonogórzanin, to największa klinika urologii robotycznej w Europie. Wykonuje się tam rocznie ponad 1.400 operacji. W latach 2013-2014 jako operator da Vinci przeszedł stopniowe, modelowe i certyfikowane szkolenie pod auspicjami Europejskiego Towarzystwa Urologii Robotycznej. Szkolił się m.in. w Belgii, USA, Szwecji oraz Wielkiej Brytanii. Najpierw trzeba było wykazać się umiejętnościami na symulatorach, potem fantomach, zwierzętach, a następnie setkach operacji szkoleniowych na prawdziwych pacjentach

Przeprowadzane operacje były nagrywane, cięte na kawałki i anonimowo oceniane przez największe autorytety.

Niemal każdy rok to kolejne nagrody, wyróżnienia. W 2015 roku otrzymał drugą nagrodę na Europejskim Kongresie Urologii Robotycznej za doskonałe wyniki operacji usunięcia raka prostaty metodą da Vinci. Rok później został wybrany jednym z dwóch reprezentantów Europejskiego Towarzystwa Urologicznego (EAU) na odbywający się w Chinach Kongres i Konkurs IFFU 5th (International Forum on Frontiers In Urology). Zdobywając tam dwa wyróżnienia.

Doceniając sukcesy młodego Polaka, szef kliniki zaproponował mu stanowisko ordynatora na rok przed ukończeniem specjalizacji - w warunkach niemieckich to niebywałe wyróżnienie i pierwszy taki przypadek w historii kliniki, nie zapominajmy o tym, że mowa o emigrancie z kraju, który w tym okresie nie miał najlepszej prasy.

- Musiałem wtedy przeprowadzać dwie operacje dziennie, codziennie, od poniedziałku do piątku, do tego nadzorować oddział i oceniać kilkanaście rezonansów magnetycznych prostaty - opowiada doktor. - Dzięki temu zdobyłem tak potrzebne doświadczenie. A to jest bardzo trudne. Badania pokazują, że poziom mistrzowski osiąga się po przeprowadzeniu aż 500 operacji raka prostaty. By wykonać zabieg wycięcia nowotworu, trzeba mieć nie tylko sprawne ręce i nogi (aż siedem pedałów w robocie), ale najważniejsza jest głowa. Ona kieruje operacją.

Paweł Salwa podkreśla, że robot to tylko narzędzie, a to umiejętności człowieka decydują o sukcesie zabiegu. Dzięki wykorzystaniu technologii można całkowicie usunąć nowotwór, mieć pełną kontrolę nad trzymaniem moczu (nie trzeba korzystać z wkładek, pieluch), szybko powrócić do aktywności seksualnej. Inne korzyści to mniej komplikacji, mniejszy ból, mniejsze blizny czy krótszy pobyt w szpitalu w porównaniu z leczeniem tradycyjnym (otwartym) czy laparoskopowym.

Do kliniki w Gronau przyjeżdżało coraz więcej Polaków. W kraju nie mogli się poddać takim operacjom. - Chciałem to zmienić. Przez dwa lata przeprowadziłem wiele rozmów z ordynatorami, właścicielami prywatnych klinik w Polsce - wspomina P. Salwa. - Wiedziałem, że tylko one mogą się podjąć tego wyzwania. Do tej pory bowiem NFZ nie refunduje takich operacji.

Warszawski Szpital Medicover zdecydował się podjąć tego zadania. W jego ramach Paweł Salwa stworzył Polskie Centrum Urologii Robotycznej.

- Mam już swój zespół lekarzy, pielęgniarek, w ciągu pół roku wykonaliśmy 150 operacji, najwięcej w kraju - mówi dr Salwa. - Jak grzyby po deszczu powstają nowe kliniki robotyczne - próbują powtórzyć nasz sukces, jednak kupno maszyny to nie wszystko. Problem w tym że lekarze muszą się długo uczyć, pacjentów nie jest aż tak dużo. Początek bywa więc trudny.

Urolog ma też pacjentów z Zielonej Góry. Czasem, gdy jest u rodziców, spotyka się z nimi, by udzielić porad. Chciałby jednak, by tych operacji wykonywało się w naszym kraju jeszcze więcej. By roboty da Vinci trafiły pod strzechy i były dostępne - za sprawą refundacji NFZ .

- Drugie moje marzenie to rozpropagowanie mojej autorskiej metody operowania SMART (ang. Salwa Modified Advanced Robotic Technique) - mówi doktor Salwa. - Wyniki badań przeprowadzonych na jednej z największych w historii, bo 375-osobowej grupie, zoperowanych przeze mnie w ściśle określony sposób pacjentów, są bardzo dobre. Najważniejszym dla mnie wyróżnieniem jest chęć ośrodków europejskich i amerykańskich zaadoptowania tej metody u siebie.

Na czym konkretnie polegają ulepszenia oraz możliwości robotów da Vinci można więcej przeczytać na stronie www.urologiadavinci.pl .

WIDEO: Szpital w Słubicach będzie miał większy SOR i lądowisko

- Chciałbym, żeby ta moja metoda stała się standardem leczenia w Polsce. Żeby lekarze mogli przyjeżdżać do nas na roczne, półroczne szkolenia - mówi doktor. - Ostatnio byłem w klinice w Bawarii jako tzw. profesor wizytujący, gdzie przeprowadziłem dwie operacje pokazowe. Wierzę, że ta współpraca może być prowadzona na poziomie międzynarodowym. By pacjenci mogli być leczeni z wykorzystaniem najnowszych metod.

- Robotem da Vinci operujemy nie tylko raka prostaty, można nim wykonać każdą operację. Nie tylko w urologii, ginekologii czy w chirurgii ogólnej. W szpitalu Medicover przeprowadziliśmy pionierską w Polsce operację kardiochirurgiczną - dodaje doktor, który jest osobą, mającą ma na koncie najwięcej wykonanych operacji robotem da Vinci w Polsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Paweł Salwa: Operuje człowiek, a nie robot [ZDJĘCIA] - Gazeta Lubuska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto