Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po 31 latach sklep na deptaku przechodzi do historii. Czy kupowaliście tutaj torebki, walizki czy też plecaki? Od soboty lokal znika...

Redakcja
Ewa Stajer mówi, że przez te 31 lat najważniejszy był dla niej kontakt z klientem.
Ewa Stajer mówi, że przez te 31 lat najważniejszy był dla niej kontakt z klientem. Natalia Dyjas
To był chyba jeden z najdłużej działających na zielonogórskim deptaku sklepów. Był, bo w tę sobotę przechodzi do historii. Sklep Atem po 31 latach bycia ważnym miejscem dla mieszkańców, kończy działalność.

W witrynie sklepu tuż naprzeciwko ratusza pojawiła się krótka, ale wymowna informacja:

„Nasz sklep Atem został otwarty 18 września 1989 roku. Po 31 latach, czyli 14 marca 2020 roku zostanie zamknięty. Drodzy klienci, dziękujemy Wam za zakupy, a przede wszystkim, za zaufanie”.

Trwa głosowanie...

Czy uważasz, że zielonogórski deptak tętni życiem?

Kiedy zielonogórzanie zobaczyli, że ten punkt na mapie miasta znika, zaczęli dzwonić do właścicielki sklepu, Ewy Stajer. Z prośbą, by ktoś to miejsce opisał. Przecież nie może on tak po cichu po prostu zniknąć…

Klienci przychodzą z podziękowaniami

- Sklep prowadziłam 31 lat – mówi Ewa Stajer. – Wieść o tym, że się zamykamy rozeszła się wśród klientów. Przychodzą z podziękowaniami. Próbują coś kupić na pamiątkę. Jestem im za to wdzięczna.
Skąd decyzja o zamknięciu? - Przeważyły względy ekonomiczne – mówi pani Ewa. Podkreśla, że to nawet nie kwestia czynszu, bo lokal jest ich. - Próbowaliśmy przez parę lat wprowadzać innowacje. Wydawało nam się, że skoro tak długo jesteśmy na rynku, to sobie poradzimy. Przebił nas Internet.

Dawniej każdy chciał dotknąć produktu

31 lat to w handlu jak epoka. Jak zmienił się świat przez te trzy dekady?
- Jak otwieraliśmy sklep w 1989 roku, a było to jeszcze przy al. Niepodległości, sprzedawaliśmy pięć rodzajów torebek i pięć sztuk – mówi pani Ewa. - Nie mieliśmy zielonego pojęcia, czy ktoś będzie chciał kupić torebki ze skóry. Zaczynaliśmy też ze sprzedażą obuwia. Kiedyś ze wszystkimi się rozmawiało. Każdy chciał produkt dotknąć, zobaczyć. Ale przede wszystkim podyskutować. Teraz młodzi tego nie potrzebują. Dziewczyny nawet nie odłożą telefonu, wchodząc. Przechodzą przez sklep, nie kończąc rozmowy. I nawet nie wiedzą, czy ktoś tutaj stał, czy nie. A przecież dawniej zamawialiśmy konkretnie pod klientkę! Bo wiedzieliśmy, co ona lubi.

Jedna pani kupowała torebki 19 lat z rzędu

A jakie pani Ewa ma najmilsze wspomnienia ze sklepu? - Fajne były te momenty, kiedy przychodzili ludzie znani – przyznaje szczerze pani Ewa. – To miłe, że chwalili sobie obsługę w takim małym sklepiku. Była też pani, która miała postanowienie, że co roku będzie u nas kupowała torebkę. I tak było. Sprawdziliśmy, robiła to 19 lat z rzędu.

Sklep mieścił się tuż przy ratuszu. Można było w nim znaleźć galanterię skórzaną, walizki, torebki, portfele, paski, nakrycia głowy, dawniej jeszcze obuwie. Często przychodzili do niego goście zaproszeni na śluby w ratuszu. I robili zakupy. – Byliśmy przygotowani na to, żeby mieć papiery ślubne – mówi pani Ewa. - Ludzie wychodzili z prezentami na ostatnią chwilę. Wzmożony ruch był też zawsze przed świętami. Wtedy przychodziło bardzo dużo mężczyzn, którzy o torebkach nie mieli zielonego pojęcia. A my wiedzieliśmy, co jego żona kupiła i doradzaliśmy.

Kontakt z klientem był najważniejszy

Każdy czuł się tu dobrze zaopiekowany. Kontakt z klientem był dla pani Ewy najważniejszy. Że może doradzić, sprawić przyjemność. A i oni chętnie się jej zwierzali.

- Teraz, kiedy przychodzą klienci, to dziękują – mówi. - A ja im nie mogę podziękować, bo ze wzruszenia nie jestem w stanie mówić. Zdarzało się, że godzinę potrafiłam z klientkami porozmawiać. Przychodziły, opowiadały o swoim życiu. A potem wracały i opowiadały, jak się zmieniła sytuacja. Myślę, że takich sklepów jest coraz mniej.

Pani Ewa mówi, że nie zamyka sklepu z poczuciem, że dobrze robi. Tę trudną decyzję podejmowała 3 lata. Wracała z pracy i mówiła, że od następnego miesiąca sklep zamknie. Mijał miesiąc i znów otwierała szklane drzwi lokalu.

- Kiedy otwieraliśmy tutaj sklep, było zatrudnionych pięć dziewczyn i ja szósta. Później dołączył Paweł, który pracuje tu do dziś – mówi. - Wtedy, to rzeczywiście było wariactwo. Niedaleko był sklep z ubraniami. Tamten otwierał się o… 14.00. A my tutaj o 10.00 i do tej 14.00 wysprzedaliśmy wszystko, zanim oni otworzyli. Kobiety brały np. dwie pary tych samych butów, w ogóle ich nie mierząc. Pozmieniało się.

Rozmowę przerywa nam kolejna klientka. Pani Ewa z uśmiechem zaczyna doradzać, jaka apaszka pasować będzie do tego kapelusza. Tak, jak robiła to przez ostatnie 31 lat…

POLECAMY

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto