Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Psychika wysiada - mówią zielonogórzanie o życiu w pandemii koronawirusa. Dlaczego? Co jeszcze ich boli?

Redakcja
Jak się żyje w żółtej strefie? Co nam najbardziej doskwiera w dobie koronawirusa? - zapytaliśmy zielonogórzan na deptaku
Jak się żyje w żółtej strefie? Co nam najbardziej doskwiera w dobie koronawirusa? - zapytaliśmy zielonogórzan na deptaku Mariusz Kapała / GL
Liczba zakażeń koronawirusem wzrasta z dnia na dzień. Życie w żółtej strefie nas ogranicza. Co najbardziej nam przeszkadza każdego dnia? Co chcielibyśmy zmienić? Zapytaliśmy o to przechodniów na zielonogórskim deptaku.

- Co mi najbardziej przeszkadza? Bezsilność, że niewiele w tej sprawie mogę zrobić. Jestem wściekła, że przez tyle miesięcy ani w Polsce, ani w innych krajach nie potrafiono poradzić sobie z koronawirusem – mówi Kamila Wielobłocka, - Takie bogate państwa, tak rozwinięta technologia, a my z jednym wirusem nie potrafimy nic zrobić. Ludzie umierają, szpitale nie dają już rady. Gospodarka pada. I naprawdę nic w tej sprawie nie można zrobić.

Koronawirus kłębi się w naszych głowach, a tu nawet szczepionki na grypę nie ma

Krystyna Dowbija zauważa, że największe straty nie tylko w jej przypadku wiążą się z psychiczną stroną pandemii.
- O tym się nie mówi, ale to jest wielki problem, jak wielkie spustoszenie sieje epidemia w ludzkich duszach. One naprawdę krwawią. Najbardziej. Jakie uczucia nami targają i jak bardzo trudno sobie z nimi radzić, gdy nie ma spotkań z przyjaciółmi, do lekarzy trudno się dostać, a teleporada nie jest lekarstwem dla psychiki.
- Żyjemy w żółtej strefie, oby zaraz nie w czerwonej. Obostrzeń jest dużo. Życie staje się bardziej jałowe, takie nie w pełni - mówi Ewelina Kabałka. - Trzeba sobie jakoś radzić, by nie zwariować. Chciałoby się maksymalnie zabezpieczyć przed korinawirusem, przed innymi chorobami. A tymczasem kolejny stres i zawód - nie ma w Polsce dostępnej szczepionki na grypę. To jest prawdziwy skandal.

Z powodu wzrostu liczby zakażonych koronawirusem, sami sobie narzucamy kolejne obostrzenia

Zdaniem Tomasza Gorlicza, wszystkie państwa powinny teraz połączyć siły i zrzucić się na badania i wysiłku, by wymyślić lekarstwa, szczepionki, tanie testy. Nie ma czasu, bo każdego dnia umierają kolejni ludzie. Teraz nic ważniejszego nie powinno być. Jak poradzimy sobie z koronawirusem, to inne rzeczy szybko się odbuduje. Im dłużej to będzie trwać, tym ze wszystkim będzie trudniej.
Według Kingi Wasilewskiej-Dybaś przerażające jest to, co obecnie dzieje się w szpitalach. Trzeba było wcześniej się do tej sytuacji przygotować. Przede wszystkim ściągnąć do szpitali kadrę, nawet kosztem podwyżek dla lekarzy i pielęgniarek. Zachęcić tych ze wschodu, by się do nas przenieśli, wynajmując im mieszkania itd. Postarać się o to, by robić przesiewowe testy.
- Żyje mi się okropnie. Psychicznie nie daję już rady. Bardzo się stresuje od wielu miesięcy – przyznaje Stefania Nowak. – Najbardziej brakuje im w tej sytuacji spotkań ze znajomymi, rodzina. Jestem towarzyską osobą i nie umiem żyć w samotności. Obawiam się, że skutki psychiczne nie tylko w przypadku mojej osoby będą ogromne.
Dariusz Kownacki uważa, że życie się zmieniło i choć oficjalnych ograniczeń na razie dużo nie ma, to jednak ludzie sami sobie je narzucają, bo się po prostu boją.
- Moja rodzina lubiła chodzić w soboty, niedzielę na obiady do restauracji. Moja żona już zapowiedziała, że teraz kończymy z tą tradycją – mówi pan Dariusz. – Podobnie rezygnujemy z rodzinnych wyjść na basen i siłownię.

Najbardziej brakuje nam teraz kontaktu z ludźmi, rozmów, uśmiechu

- Latem człowiek trochę odetchnął, jakoś tak nie myślał o wszystkim. Spotykał się na działce z innymi ludzi. Zagadał. Jakoś ten czas wśród kwiatów, na świeżym powietrzu mijał – mówi Barbara Kupiszek. – Teraz siedzimy w domu i się stresujemy. Brakuje mi ludzi, ich uśmiechu, rozmów. Gdy wychodzę teraz do sklepu, wiedzę przygnębione twarze w maseczkach i od razu smutno się robi na duszy.
- Mam znów doła i nie wiem, jak sobie z tym poradzę – przyznaje pani Iwona. – Strasznie źle znoszę tę sytuację. Mieszkam sama. Nikt mnie nie odwiedza, bo znajomi się boją. Psychicznie wysiadam.
- Ja po prostu o tym wszystkim nie myślę. Owszem, staram się zachowywać dystans, dezynfekować ręce, nosić maseczkę, ale też nie ograniczam swojego życia. Staram się żyć jak dawniej – przyznaje Wojciech Jakubek.
Ewa Kotwicka – Ulbrycht; - To niekomfortowa sytuacja. Ciężko się żyje, ciężko się robi zakupy. Człowiek się czuje odizolowany. Nie ma spotkań towarzyskich. Rodziny nie można odwiedzić.

Dzwońmy, piszmy do siebie jak najczęściej

- Epidemia trwa już kilka miesięcy i nie widać jej końca. Jestem załamana - przyznaje Grażyna Tomaszewska. - Ciężko mi się chodzi w maseczce, ciężko mi się rozmawia. Wszystko mnie to denerwuję, ale jakoś trzeba żyć…
Dariusz Śmigielski: - Nie jest to przyjemne. Chodzę w przyłbicy. Noszenie tego cały czas jest uciążliwe, szczególnie gdy wchodzi się do instytucji. Ale należy tego przestrzegać, taki jest nasz obowiązek jako obywateli tego kraju. Musimy się jakoś chronić
Tomasz Puziak: - Maseczka to jest jakieś utrudnienie, ale musimy się jakoś chronić. Ważniejsze jest zdrowie niż wygoda. Żeby tylko gorzej nie było…Daj Boże, żeby się to jak najszybciej skończyło, bo i gospodarka musi się jakoś kręcić.
- Żyjemy w ograniczeniach, ale dbajmy o swoją kondycję jak możemy. O kontakty z ludźmi, dzwńmy, piszmy do siebie jak najczęściej. Czujmy, że jesteśmy razem - mówi Marcelina Jazów.

ZOBACZ TEŻ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto