Są tu: najdłuższa deska świata (rekord Guinnessa z 2002 roku), fotel prezydenta Lecha Wałęsy, ponaddwustuletni Dom Sybiraka sprowadzony z Syberii, pociąg z wagonami, które wywoziły Polaków na Wschód, bunkier Gryfa Pomorskiego i przebój lata 2007, czyli dom stojący "na głowie". To dla niego staliśmy w niemal dwugodzinnej kolejce! Ale było warto. Polecam.
Na teren skansenu wchodzi się przez sklepik pamiątkarski. Co jakiś czas pojawia się przewodnik. Warto poczekać, bo każdy opowiada niezwykle barwnie. Pierwszym eksponatem wioski jest najdłuższa deska świata. Ma aż 36 metrów i 83 centymetry długości! Zrobiono ją z około 120-letniego drzewa - daglezji, które na Kaszubach porastają niemałe tereny, choć sprowadzono je do Polski dopiero w 1833 roku. Pocięte drzewo miało ponad 51 metrów wysokości. Przy przygotowaniu tego eksponatu pracowały 34 osoby. Deska, która waży 1100 kg, trafiła do Księgi Rekordów Guinnessa w czerwcu 2002 roku. Jest tu też stół biesiadny na 200 osób. U jego szczytu stoi fotel prezydenta Lecha Wałęsy. - Wystarczy na nim przysiąść, by zapewnić sobie udaną karierę w polityce - zachęcał przewodnik i od razu do fotela utworzyła się kolejka.
Drewniany Dom Sybiraka sprzed niemal 240 lat, to miejsce, w którym mimochodem każdy z nas ściszył głos. Wysoki próg, wąskie wejście. Wszystko dokładnie takie jak ponad 8100 kilometrów stąd, w miejscowości Zapleskino - Wiercholeńsk. Obok domu pomieszczenie, w którym przebywali więźniowie obozów. Na ścianach zdjęcia - najpierw ze Wschodu, potem reprodukcje z obozów. Kawałek dalej płot i nazwy wszystkich miejsc, dokąd trafili wywiezieni Polacy. Obok tory i pociąg - lokomotywa z wagonami bydlęcymi. Przewodnik nie szczędzi szczegółów.
Łapiemy oddech po kilku krokach w las. - Zapraszamy do bunkra Gryfa Pomorskiego - zachęca przewodnik wskazując norę z prowizorycznymi schodkami. - Proszę ostrożnie, jest bardzo mokro. Wchodzą niemal wszyscy. Wąskie korytarze prowadzą do większego pomieszczenia, w którym wszystko wygląda prawie tak, jakby przed chwilą opuścili je żołnierze. Przewodnika otaczają zainteresowani. Przygasa światło. W tym momencie dzieci zaczęły się bać i musieliśmy podążyć do drugiego wyjścia z bunkra. Ledwie stanęliśmy w słońcu, a z bunkra zaczęły dochodzić odgłosy wybuchów bomb i strzałów. - Nie mogę tego słuchać. To straszne! - z tunelu wychodziły kobiety, kilkoro ludzi starszych...
Przed nami stanął dom "na głowie" i… kilkudziesięcioosobowa kolejka do niego. Teraz przydały się kanapki i napoje. Niemal dwie godziny stania urozmaiciliśmy sobie posiłkiem. Niektórzy przynosili sobie chleb ze smalcem i ogórkiem, z któregoś z drewnianych domków, które nie są tylko i wyłącznie eksponatami i reklamówką firmy, ale w których toczy się codzienne życie. Dzieciaki co chwila wołały siusiu, bo tak im się spodobały drewniane wychodki. Czytaliśmy instrukcję i zastrzeżenia dotyczące wejścia do domu do góry nogami. Pierwszy krok do wewnątrz. Fotele na suficie. Stolik także. Kwiaty na parapetach do góry donicami. Dzieci piszczą. Wszyscy trzymamy się ściany. Wchodzimy także na górę, czyli na właściwy parter. Nogi się trzęsą, bo podłoga nierówna. Dom "na głowie" ma także podtekst polityczny. Przeczytacie, gdy tam pojedziecie. A jedźcie koniecznie.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?