Śmiecimy coraz więcej. Nie zastanawiamy się, co i gdzie wyrzucamy. Byliśmy na wysypisku śmieci w Raculi. Zobacz zdjęcia!

Miejsce to pomaga nam w zagospodarowaniu śmieci od ponad 60 lat. I zmienia się, tak jak zmienia się nasza świadomości, normy i zasady, związane z ekologią.

Każdego dnia ktoś musi się zająć naszymi śmieciami. Nie myśli o ich pracy, o zajmowanym przez odpady miejscu. A czasem wystarczyłoby odkręcić zakrętkę z plastikowej butelki i przydeptać ją nogą, by stała się mniejszym śmieciem. Niewiele wysiłku kosztuje nas też to, by pamiętać, do jakich pojemników powinien trafiać plastik (żółtych) czy papier (niebieski). Najłatwiej wszystko wymieszać i niczym się nie przejmować... Jednak takie myślenie nie będzie się nam na dłużej opłacać. Bo za zmieszane odpady zapłacimy dużo więcej niż za te segregowane. Nie bez znaczenia jest też to, że postępując nowocześnie, zadbamy o nasze otoczenie.
Pracownicy wysypiska w Raculi apelują, byśmy większą uwagę przywiązywali do segregacji śmieci.

Zobacz film: Wysypisko śmieci w Zielonej Górze Raculi:

Pamiętajmy też, że każdy z nas może przywieźć odpady do Raculi - raz do roku. O czym musimy pamiętać?
Zgodnie z Regulaminem Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych osoba przyjeżdżająca do PSZOK powinna okazać na prośbę pracownika potwierdzenie zapłaty za wywóz odpadów (jeżeli jest mieszkańcem domku) lub potwierdzenie zapłaty za czynsz za ostatni miesiąc (jeżeli jest mieszkańcem bloku). W regulaminie jest także informacja, że do punktu są przyjmowane tylko posegregowane odpady i że nie ma możliwości segregacji na miejscu. Warto więc przed przyjazdem przeczytać regulamin.

Okazuje się, że produkujemy coraz więcej śmieci. Wzrost nastąpił o 600 ton. W porównaniu rok do roku kierowcy MZG musieli przejechać więcej o 40 kilometrów (wzrost kosztów paliwa, pracy). Trzeba też było odebrać ponad tysiąc ton odpadów w tzw. brązowych workach. Chodzi o odpady wysokokaloryczne, które trzeba spalić lub korzystając z usług innych firm wywieźć. To też dodatkowe koszty. W ciągu roku trzeba było za nie zapłacić pół miliona złotych więcej niż rok wcześniej.