Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

T.Love - słów kilka o koncercie

Bronicky
Bronicky
Koncert w Kawonie 06.12.2010r.
Fot. C. Bednarczyk
Koncert w Kawonie 06.12.2010r. Fot. C. Bednarczyk Bronicky
Jak co roku, w okolicach mikołajek, do Zielonej Góry przyjechał zespół T.Love... Byłem, posłuchałem, wróciłem... .

Do tej pory na koncertach T.Love byłem około dziesięć razy i każdy z nich był dla mnie wyjątkowy, chyba bardziej wyjątkowym był jedynie koncert Brygady Kryzys dawno, dawno temu...
Idąc, a raczej jadąc w poniedziałek do Kawonu, miałem w głowie wspomnienia z poprzednich czadowych występów zespołu i liczyłem na coś podobnego także tym razem. Doskonale pamiętam swój pierwszy w życiu koncert, w dawnej Estradzie, był to właśnie zespół T.Love... . Mocno pijany Ziggy Stardust z zespołu Rozkrock, jako konferansjer (do dziś nie wiem, jak on o własnych siłach wszedł na scenę po zakończeniu imprezy), awaria mikrofonu na początku koncertu (Muniek zdążyl tylko krzyknąć czadu, po czym mikrofon wysiadł), a później ponad dwie godziny takiego grania, że szyby w holu pękały, a basiście posypał sie na głowę tynk. Po tym koncercie bardzo długo nie mogłem dojść do siebie i chyba nadal nie doszedłem.
Liczyłem, ze wiele lat później przeżyję coś podobnego. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę to stosunkowo niska frekwencja, w porównaniu do poprzednich lat, kiedy na T.Love sala pękała w szwach, ale w końcu to poniedziałek. Publika jakby z roku na rok coraz starsza, kiedyś dominowało liceum, studenci, a tym razem to ja znacznie zaniżałem średnią wieku.
Lekkie spóźnienie - standard, więc nawet zbytnio nie zwróciłem na to uwagi. No i w koncu jest... . Wychodzi zespół, chwyta za instrumenty, na samym końcu na scenę wchodzi Muniek i się zaczyna. Pierwszej piosenki zupełnie nie kojarzę, kilku następnych też nie, w międzyczasie wyjaśnił, że grają set z nowymi kawałkami (czyżby zapowiedź nowej płyty?)
Później kilka starych, wolniej zagranych numerów, po czym na scenie pojawił się Tom Pierzchalski - saksofonista jeszcze z czasów T.Love Alternative. No, teraz na pewno zacznie się czad, będą stare numery, ludzie w końcu zaczną śmielej skakać. Niewiele było tych staroci, a te, które były, zostały bardzo mocno zwolnione. Na przykład nie sądziłem, że "Wychowanie" można zagrać jeszcze wolniej, a jednak można.
Bardzo mi brakowało piosenek z najbardziej czadowych płyt w dorobku kapeli (choć wśród nich ciężko wybrać jakąś jedną pozycję, albo którąkolwiek pominąć) Model 01, Prymityw, czy ostatniej I Hate Rock & Roll, zespół zagrał z nich po jednym utworze, nie zagrał natomiast nic z płyty Al Capone, czy Antyidol, co jest dla mnie wręcz barbażyństwem.
Muniek jakoś mniej ruchliwy niż zwykle, jego "układ choreograficzny" tym razem był nieco uboższy, ludzie też jakoś niezbyt chętnie sie bawili, nieśmiało podskakując w okolocach sceny.
Pamiętam, jak kilka lat temu T.Love grało w Filharmonii, gdzie byłem chyba jedyną osobą bez marynarki i spodni "na kancik", co nie zmieniło faktu, że po trzecim kawałku 80 procent publiki zerwało się z foteli skakać pod sceną.
Może to jesienna/zimowa deprecha, może zmęczenie, może jeszcze inna zimowa przypadłość zadecydowała o takim a nie innym wyborze repertuaru. Tak czy inaczej, na każdej trasie, T.Love zaskakuje czymś nowym i każdy koncert jest inny i na swój sposób wyjątkowy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: T.Love - słów kilka o koncercie - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto