Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trzy godziny czekałam pod budynkiem szpitala, żeby zrobili mi test - opowiada Czytelniczka, która zachorowała na koronawirusa

Redakcja
Czytelniczka opowiedziała nam o swoich doświadczeniach z koronawirusem. (Zdjęcie ilustracyjne).
Czytelniczka opowiedziała nam o swoich doświadczeniach z koronawirusem. (Zdjęcie ilustracyjne). Jacek Katarzyński
- Już powoli żegnałam się z rodziną – mówi nasza Czytelniczka (dane do wiadomości redakcji), która zachorowała na koronawirusa. Swoją opowieścią chce przestrzec innych, by nie lekceważyli żadnych objawów. W końcu od tego zależy nasze życie. I życie tych, z którymi mamy na co dzień kontakt.

Proszę opowiedzieć, jak to się zaczęło w pani przypadku.

Na co dzień pracuję w Niemczech, a na weekendy wracam do Zielonej Góry. Gdy wszystko się zaczęło, to był jeszcze marzec. Czas, gdy granice nie były zamknięte, nie trzeba było przechodzić obowiązkowej kwarantanny. Na weekend wróciłam do domu. Zachowałam wszelkie środki ostrożności, z nikim się nie kontaktowałam, podróżowałam własnym autem, zamknęłam się w domu. Mimo wszystko, myślałam, że bierze mnie zwykłe przeziębienie. Tak mówiłam też kolegom w pracy. Wiedziałam, że tak szybko nie wrócę do zdrowia, bo mam bardzo obniżoną odporność, długo przechodzę każde przeziębienie. Zaczęłam chorować „standardowo”: duszności, stan podgorączkowy, kaszel, katar, zatoki. Po piątym dniu straciłam smak i węch i to mi dało do myślenia. A to już był ten moment, że pojawiły się problemy z dodzwonieniem się do lekarzy. Nie wiedziałam, co mam robić. Miałam takie przebłyski, że jednego dnia wstawałam, żeby zrobić sobie kąpiel, a za 10 minut nie byłam w stanie wstać z łóżka.

Zdecydowała się pani zgłosić na oddział zakaźny?

Tak. To był dzień, gdy miał wyjść lubuski „pacjent zero”. Połowa marca. Trzy godziny czekałam pod budynkiem szpitala, żeby zrobili mi test. Nie chciano ze mną o tym rozmawiać. A ja miałam mnóstwo objawów. I tak potworny ból oczu, że musiałam odwracać głowę, by w ogóle móc patrzeć. Na co dzień pracuję w Niemczech. Mogłam mieć kontakt z osobą chorą. Choć niemiecki odpowiednik sanepidu uspokajał nas, że pracujemy w innych pomieszczeniach, by zachorować, trzeba mieć dłuższy kontakt… Co jest totalną bzdurą! Gdy byłam pod szpitalem, zadzwoniłam do zielonogórskiego sanepidu. Usłyszałam, że mam iść do namiotu. Skoro już jestem, to niech mi zrobią ten test. Prosiłam, czy ktoś może go zrobić… Usłyszałam od pani doktor, że z tego co słyszy, to nie mam trudności w oddychaniu, a teraz wszyscy kaszlą, ona też. Zachciało mi się płakać. Byłam gotowa wrócić do domu. Ale pomyślałam: nie odpuszczę. Zadzwoniłam jeszcze raz. Powiedziałam, że jestem gotowa czekać parę godzin, byle ktoś mi ten test zrobił. Bo wiem, że na 1000 procent mam tego koronawirusa i po prostu się boję. Dopiero jak powiedziałam, że miałam kontakt w Niemczech z osobą z koronawirusem, od razu lekarka zaczęła inaczej ze mną rozmawiać. Zrobiono mi test.

Zaczęło się czekanie…

Trzy doby czekałam w domu na wyniki.

Myślałam, że już zejdę z tego świata.

Bałam się zasypiać. Tragedia. W końcu nie wytrzymałam. Gdy nie byłam już w stanie wstawać, poprosiłam lekarza o interwencję. Ten zadzwonił do Gorzowa, załatwił wszystko w pół godziny. Okazało się, że wynik jest pozytywny, od razu przysłano po mnie karetkę. Dziewiątego dnia od wystąpienia objawów trafiłam do szpitala. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie za późno.

Pomyślałam: no tak, będę kolejną cyfrą w statystyce, że miałam „choroby współistniejące”.

Bo 17 lat chorowałam na astmę i wciąż to podkreślałam. Mój system odpornościowy nie istnieje. Zwykłe przeziębienie przechodzę 3 tygodnie. W chwili przyjęcia do szpitala usłyszałam, że coś już jest na płucach. Totalnie się załamałam. Zaczęłam się żegnać z rodziną...

Jak jest w izolatce?

Kontakt z lekarzem wygląda zupełnie inaczej. Nie ma standardowych wizyt. Wszystko przekazuje się telefonicznie. Całkowicie to rozumiem. Każde wejście do pacjenta, to wymiana całej odzieży ochronnej. Jedna z lekarek przeprowadziła ze mną bardzo sensowny wywiad. Zobaczyła, że choroba utrzymuje się za długo. Od razu dostałam kroplówki, różne leki podnoszące odporność. 16 dnia… wdało mi się jakieś zakażenie. I kolejny stres. Zaczęły pękać mi żyły. Dramat. Dopiero po dawce antybiotyków, kroplówkach, zaczęłam wstawać. Zobaczyłam, że jest nadzieja.

Muszę powiedzieć, że opieka na zielonogórskim oddziale zakaźnym była naprawdę bardzo dobra.

Byłam w szoku, jak sympatyczne są… panie salowe. Niektóre pielęgniarki też były fantastyczne. Można było porozmawiać, dowiedzieć się czegoś, bo przecież człowiek jest zielony, jeśli chodzi o tę chorobę. Lekarze też otoczyli mnie już później kompleksową opieką. Nie mogę powiedzieć złego słowa. Jedynie droga do szpitala była ciężka.

Ile tygodni już trwa to pogorszone samopoczucie?

Od początku pierwszych objawów minęło… 5 tygodni. Mam znajomych, którzy koronawirusa przechodzą całkowicie bezobjawowo. Widzę, jak do tego podchodzą. Ich w domu roznosi. Jak mówią, że wszyscy to przejdziemy i nic nam nie będzie. Dla mnie to jest nie do pojęcia.

Ty możesz przechodzić chorobę łagodnie, dla innych to jest kwestia życia i śmierci.

To niebezpieczne, że osoby, który przechodzą wirusa bezobjawowo, mogą narażać innych ludzi. Jak tylko wychodzimy na ulicę, należy uważać. Ktoś obok nas może przechodzić chorobę bezobjawowo, nie musi wcale kaszleć. Na każdego trzeba uważać. Nie można lekceważyć żadnych objawów. Przy mojej słabej odporności jest jednak nadzieja, że z choroby można wyjść. Trzeba tylko trafić w dobre ręce. W moim przypadku i te leki, i kroplówki - to wszystko zadziałało.

Trafiłam na dobry moment i na dobrych ludzi. To było moje szczęście w nieszczęściu.

Jak się teraz pani czuje?

Już dobrze, choć nadal mam kaszel. Dalej biorę też leki na odporność. Miałam robione kolejne testy. W tym tygodniu miałam pobierane następne, oficjalnie już dostałam pozwolenie z sanepidu, że mogę wychodzić. Tutaj też pracownicy traktowali mnie świetnie… Policjanci, gdy przebywałam na kwarantannie, sprawdzali mnie regularnie. To była moja jedyna rozrywka w ciągu dnia (śmiech). Wciąż mnie pytali, czy dobrze się czuję, czy potrzebuję zakupów. Naprawdę fantastyczni ludzie. Teraz jestem już tzw. ozdrowieńcem. Choć u mnie wirus utrzymywał się bardzo długo. Nie życzę nikomu tego, co sama przeszłam. Przeraża mnie też to, że słyszy się, że ktoś nie doczekał testu. Może udałoby się go uratować, gdyby szybko go przebadano? Coś z tym systemem jest nie tak.

W sprawie opisywanej przez naszą Czytelniczkę i jej prośby o wykonanie testu, skontaktowaliśmy się ze Szpitalem Uniwersyteckim w Zielonej Górze. Przypomnijmy, że na początku marca szpital informował, że „zgodnie z wytycznymi Głównego Inspektora Sanitarnego, na Kliniczny Oddział Zakaźny powinny się zgłaszać wyłącznie osoby, które przebywały zagranicą w rejonach szczególnie zagrożonych oraz mają takie objawy chorobowe jak wysoka gorączka, kaszel, duszności”. Na początku za rejony zagrożone uznawano Chiny, potem także Włochy, następnie do nich dołączyły m.in. Niemcy. Określone objawy i powrót z miejsc zagrożonych kwalifikował do testu.

– To prawdopodobnie był taki czas, gdy jeszcze wszystkich nie kwalifikowano - mówi rzeczniczka szpitala.

- Dzisiaj praktycznie każdy, kto przyjdzie pod namiot, lekarz go zakwalifikuje, a pacjent ma objawy, typowe dla koronawirusa, to raczej wykonania testu mu się nie odmawia – dodaje rzeczniczka szpitala Sylwia Malcher-Nowak. – Dobrze, że pacjentka powiedziała wtedy, że miała kontakt w Niemczech, bo to zadecydowało o tym, że badania jej wykonano. Ankieta, którą wypełniają pacjenci, przychodzący do specjalnego namiotu, zawiera takie pytania. O to, gdzie się było, czy miało się kontakt z kimś, kto ma wynik dodatni na koronawirusa.

Przez namiot, który stanął przed zielonogórskim oddziałem zakaźnym przez pierwsze 3 tygodnie przewinęło się prawie 1500 osób. Każdy mieszkaniec, jak mówi rzeczniczka szpitala, został przebadany.

ZOBACZ TAKŻE: Jak własnoręcznie zrobić maseczkę?

KORONAWIRUS W POLSCE. RAPORT MINUTA PO MINUCIE

lubuskie
  • Zakażonych114 408
    + 740
  • Zmarło2 736
    + 0

14. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.

polska
  • Zakażonych:+33 480(4 886 154)
  • Zmarło:+33(105 194)
  • Szczepienia:+19 509(51 564 403)
więcej
Dane zaktualizowano: 31.01.2022, godz. 10:45 źródło: Ministerstwo Zdrowia
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto