Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tu Sylwester Chęciński nakręcił "Samych swoich". Domy Kargula i Pawlaka stoją do dziś pod Wrocławiem [FILM, ZDJĘCIA]

redakcja
Dom Kargula w Dobrzykowicach pod Wrocławiem
Dom Kargula w Dobrzykowicach pod Wrocławiem fot. Marcin Fraczek
"Patrz no, Kaźmierz, Witia wierzchem jedzie. Nie może być. Na kocie? Nie, na koniu", "Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie" - dialogi z kultowej komedii zmarłego 8 grudnia 2021 r. Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi" bawią nas do łez. Film miał premierę 15 września 1967 roku. Oto garść ciekawostek z planu filmowego i zdjęcia domu Kargula i Pawlaka, który do dziś stoi w podwrocławskich Dobrzykowicach.

Prosta historia, a jaka genialna: dwie zwaśnione rodziny Karguli i Pawlaków trafiają z Kresów Wschodnich na Ziemie Odzyskane. Nienawidzą się od lat, bo Kargul, orząc, zagarnął ziemię Pawlaka aż o trzy palce, a na dodatek jego krowa narobiła Pawlakom szkód. A że taka zniewaga krwi wymaga, Janek Pawlak, najstarszy syn w rodzinie, ruszył z kosą na Kargula. Ze strachu przed karą za swój czyn musiał uciekać z rodzinnych Krużewnik (nosząc w sercu zadrę, że Kargul to wróg twój największy) do Stanów Zjednoczonych... Resztę każdy z Państwa na pewno zna, bo przecież "Sami swoi" to jedna z najpopularniejszych polskich komedii. Ale czy na pewno wszystko o niej wiemy?

Siemion był Pawlakiem, ale tylko w eterze

Zanim powstał film, było słuchowisko radiowe. Audycję (trwała niecałą godzinę) reżyserował Andrzej Łapicki, a Pawlaka grał Wojciech Siemion. O Kargulu się tylko w niej wspominało. Reżyser filmu, Sylwester Chęciński, zachwycił się opowieścią, która usłyszał w radiu. Uwielbiał wiejskie tematy, zaczytywał się w pamiętnikach osadników. Postanowił przenieść ją na ekran. Poszedł do zespołu filmowego, w którym kręcił filmy, a w drzwiach złapał go szef, wręczając mu do przeczytania tekst, czym go szalenie zdziwił, "Samych swoich".

Scenariusz napisał Andrzej Mularczyk. Pytany, skąd wziął pomysł, odpowiadał, że z życia. Pierwowzorem postaci Pawlaka był jego wujek Jan, który z Kresów jechał na Ziemie Odzyskane wagonami towarowymi (jak Kargule i Pawlaki). I gdy w okolicach Ścinawy na Dolnym Śląsku (wieś Tymowa) zobaczył pasące się krowy sąsiada ze Wschodu, z Boryczówki, z którym miał na pieńku, osiadł w tej samej wsi, co sąsiad (bo, jak mówił Pawlak do syna: "Wróg, a wróg. Ale mój, swój, nasz - na własnej krwi wyhodowany")

Niby wszystko szło jak po maśle, ale... Film miał być komedią, rozrywką, a reżyser w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że tak naprawdę miał opowiadać o dramacie, o przewiezieniu kilku milionów ludzi kilkaset kilometrów na zachód, o wielkiej zmianie mentalnej, jaka się z tym wiązała. Zaczął się wahać. Poza tym w latach 60. tzw. kino wiejskie było traktowane niepoważnie. Podśmiewano się z obrazów wychwalających wieś, elektryfikację, a na dodatek znajomi straszyli go, że nikt mu na film o wsi do kina nie pójdzie. Jednak Chęciński się zawziął, przełamał obawy i zaczął robić swoje.

Naturszczyk kontra gwiazda teatru

Najpierw postanowił skompletować obsadę. Pierwotnie Pawlaka miał zagrać wspaniały przedwojenny aktor Jacek Woszczerowicz. Kargulem od początku miał być Władysław Hańcza. Woszczerowicz przeczytał scenariusz. Bardzo mu się spodobał, niestety, obwarował przyjęcie propozycji tym, że zdjęcia muszą być kręcone w okolicach Warszawy (a nie, jak planowano, w okolicach Wrocławia), bo miał problemy z sercem i nie chciał się ruszać daleko od domu. I tak nie został Pawlakiem, a wielką szansę dostał znany z epizodów i małych ról drugoplanowych Wacław Kowalski. Skąd go reżyser wytrzasnął? Kowalski grał maleńką rolę w jego wcześniejszym filmie "Agnieszka 46". Ale Chęciński nie mógł go zapomnieć, bo podczas kręcenia rozwalał mu każdą scenę: miał grać poważnie, ale cokolwiek powiedział i zrobił, wszystkich śmieszył. No i najważniejsze - przepięknie mówił wschodnim dialektem. Tak cudnie, jak on, to nikt nie zaciągał. Chęciński twierdzi, że Kowalski się urodził po to, by zagrać Pawlaka. Miał wszystkie jego cechy, miał wschodnią mentalność. Dawał klimat filmowi - był spontaniczny, żywiołowy.

Inaczej rzecz się miała z Władysławem Hańczą - ogromne nazwisko, wielkie doświadczenia teatralne i aktorska przeszłość. I nagle musiał się starać dorównać na planie autentyczności Kowalskiego, nauczyć wschodniego "zadziorstwa" i zacząć mówić dialektem wschodnim. Z tym miał największy problem. Okazało się bowiem, że Hańcza jest głuchy na dialekt, choć grał kilka lat w teatrze w Wilnie. Skończyło się tym, że Hańcza dał w filmie twarz, ale głos trzeba było "pożyczyć" od innego aktora (w filmie mówi za niego Bolesław Płotnicki). Ale nie tylko Hańcza nie mówi w filmie swoim głosem.

Chęcińskiemu zależało na wiarygodności postaci, sytuacji, tekstu. Chciał, by jego bohaterowie mówili tak, jak się kiedyś mówiło. Dlatego pod Kowalskiego, na filmową żonę, wziął prostą aktorkę, Marię Zbyszewską, która była do tej roli jak marzenie. Tak samo dobrał aktorkę do roli matki - musiała być krew z krwi matka Pawlaka. Znalazł. Występowała w operetce łódzkiej. Aktorsko była słabiutka, o dialekcie w ogóle nie ma mowy. Nic nie potrafiła. Natomiast miała w twarzy wielką zaciętość, tak że od razu było wiadomo, że to matka Pawlaka. Zadziora. Głos matki podłożyła świetna przedwojenna aktorka Irena Malkiewicz-Domańska, amantka, dystyngowana dama. To ona wypowiada sławetne: "Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie", za którą magazyn "Film" przyznał w 2007 roku Złotą Kaczkę 50-lecia w kategorii "Najlepsza złota myśl za kwestię".

Większość zdjęć kręcono we wsi Dobrzykowice pod Wrocławiem, gdzie stały domy zwaśnionych rodzin (do dzisiaj stoją, choć płotu nie ma), a sceny z miasteczka to plenery Lubomierza (dziś działa tam Muzeum Kargula i Pawlaka oraz odbywa się Festiwal Filmów Komediowych - nagrodą są granaty, repliki tych, które matka Pawlaka wręczała mu, gdy jechał do sądu na rozprawę o kota). Do obu miejscowości tłumnie zjeżdżają fani filmu (i to już od 16 lat).

Zobaczcie film:

Za napisanie muzyki wziął się Wojciech Kilar (twórca muzyki m.in. do filmów "Drakula" Francisa Forda Copolli, "Rejs" Marka Piwowskiego, "Zemsty" Andrzeja Wajdy czy "Pianisty" Romana Polańskiego).

Nie ma mocnych z... wyrachowania

Sylwester Chęciński cały czas miał obawy, czy "Sami swoi" rozśmieszą. Czy będą bawić. W czasie pokazu w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu z przejęcia nawet wyszedł z sali. Chodził nerwowo po korytarzu a jego obawy szybko zostały rozwiane: zza drzwi słyszał śmiech. Wszedł na salę dopiero wtedy, gdy usłyszał brawa na koniec. Film odniósł wielki sukces. Do kin ludzie walili drzwiami i oknami. Biletów brakowało. Jednak o mały włos nigdy nie powstałyby kolejne część przygód Karguli i Pawlaków: "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć". Sylwester Chęciński chciał, żeby wszystkie kolejne filmy, które wyjdą spod jego ręki, były jeszcze lepsze. Bał się porażki i dlatego nie zgadzał się, żeby robić drugą cześć Pawlaków i Karguli. W końcu się jednak przełamał. Ba, zrobił nie tylko drugą, ale i od razu trzecią część. Co się stało?

W międzyczasie kręcił serial "Droga" z Wiesławem Gołasem w roli głównej. Jeden z odcinków mu się nie podobał, a w gazetach na nowo wróciła dyskusja: "Dlaczego Chęciński nie chce kręcić dalszych losów Pawlaka i Kargula?". Zarzucano mu, że marnuje świetny temat. Powoli zaczął wierzyć, że druga część może być dobra. Zrobił "Nie ma mocnych", ale od razu postawił warunek: "Proszę bardzo. Zrobię nie tylko tę drugą część, ale i trzecią. Żeby sfinalizować: bo w pierwszej John przyjeżdża do Pawlaków, a w trzeciej Pawlaki jadą do Johna, do Stanów".

Po latach przyznał, że nie chodziło mu o to, że był taki wrażliwy na film. Wyszło jego, jak sam mówił,... wyrachowanie. Twierdził, że nie był reżyserem festiwalowym, zapraszanym za granicę, że dzięki filmom nie zwiedził odległych krajów, więc pomyślał, że zrobi trzecią część, ale w Stanach Zjednoczonych, bo w Ameryce nigdy nie był, a chciał pojechać i ją zobaczyć.

Czarno-biały i w kolorze

Dzisiaj, ten 78-minutowy film ma fanów już w kolejnych pokoleniach. Jednym podoba się pierwotna, czarno-biała wersja z 1967 roku, innym - pokolorowana przez Polsat z 2000 r. Bohaterom filmu buduje się pomniki, powstają strony internetowe poświęcone "Samym swoim", na których fani wyszukują ciekawostki o filmie, a także wyłapują potknięcia filmowców podczas realizacji zdjęć. Trzeba przyznać, że są bardzo wnikliwi. Zauważyli np., że w scenie walki o kota na sznurze od bielizny raz jest prześcieradło, a raz go nie ma, albo gdy Witia i Kaźmierz wprowadzają babcię do piwnicy, to w jednym ujęciu Witia podtrzymuje ją z lewej strony, a Pawlak z prawej, a w kolejnym - odwrotnie. A w scenie powitania Jaśka na dworcu PKP na dworcowym zegarze raz widać godzinę 4.30, a sekundę później jest już 2.30.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Tu Sylwester Chęciński nakręcił "Samych swoich". Domy Kargula i Pawlaka stoją do dziś pod Wrocławiem [FILM, ZDJĘCIA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto