Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ulica Sulechowska 31-33 – Tutaj nadal się czuje magię dzieciństwa

Alicja Skowrońska
Alicja Skowrońska
Od lewej: pani Alfreda, pan Ryszard, pani Helena. Mieszkańcy kamienicy. Panie są świadkami czasów pionierskich naszego miasta. Są jego historią.
Od lewej: pani Alfreda, pan Ryszard, pani Helena. Mieszkańcy kamienicy. Panie są świadkami czasów pionierskich naszego miasta. Są jego historią. Alicja Skowrońska
O tym miejscu można było przeczytać przed kilku laty w Gazecie Lubuskiej. Jesienią 2004 odbyło się spotkanie dzieci, które tutaj spędziły dzieciństwo. Dwa lata później skrzyknęli się jeszcze raz. Dzieci z podwórka spotkały się ponownie po 50 latach.

Dzieci z magicznej kamienicy i magicznego podwórka. Nie można inaczej bo dzieciństwo wspominane po kilku dekadach jest już magią. Tutaj zamieszkały dzieci, które dzieciństwo miały przerwane przez wojnę. Tutaj ich dzieciństwo wróciło. Dzieci, które żyły w Zielonej Górze lat pierwszych.Byłam pod wrażeniem artykułów Leszka Kalinowskiego, który pisał o zjeździe ,,dzieci z podwórka". Wiele sytuacji były także wspomnieniami moimi, rodzeństwa i dzieciaków z osiedla Wazów. Tyle, że w ich przypadku działo się kilka lat wcześniej. Grali w kiczkę i palanta. My też. Mieli swoje drzewo – lipę. U nas też było drzewo. Nawet dwa – kasztan i czeremcha. Nieznanym też było zamykanie drzwi na klucz.Przyjechali ze Wschodu, Francji, Westfalii (Niemcy), Wielkopolski. Los sprawił, że tutaj mieli mieli znaleźć swoje miejsce. Rodzice pracowali w Zastalu. Mieszkania były zakładowe, zastalowskie. Tutaj ich dzieci miały spędzić najpiękniejszy okres w życiu – dzieciństwo. W mieście pełnym zieleni. Miały podwórko, miały lipę, miały stadion oraz... wieżę spadochronową.Rok temu zatrzymałam się na podwórku tej kamienicy. Było już inne niż widywane przeze mnie przez dziesiątki lat. Pod lipą byli osoby młode i starsze. Niemal rok upłynął kiedy ponownie tutaj się zatrzymałam. Właściwie nawet specjalnie. Chciałam bliżej poznać osoby, o których czytałam w Gazecie Lubuskiej. To już blisko miesiąc, a ja nadal jestem pod wrażeniem tak mile spędzonego czasu. Panie Alfreda i Helena jako starsze od pana Ryszarda pamiętają więcej, a właściwie wszystko. Historie dziecięcych wybryków i późniejsze zdarzenia kiedy pozakładały rodziny. Pan Ryszard to niemal młokos przy sąsiadkach, ale podkreślał z dumą, że jest z Chynowa, nawet poprawiał – dumny chynowiak oraz z Sulechowskiej, z tej kamienicy. Tutaj mieszka od 39 lat, niejako wżenił się bo żona z niej pochodzi.Bezcennymi były opowieści obu pań. Wręcz chłonęłam. Pani Alfreda przyjechała ze Wschodu. Zapytała się czy widziałam film ,,Sami swoi", żeby od razu sobie odpowiedzieć, że na pewno widziałam. Jechali ze Wschodu jak Kargule i Pawlaki, w wagonie towarowym. Z krówką. Było ciężko wyjeżdżać z rodzinnych stron, w nieznane. W Zielonej Górze mieszka od 1945 roku, a w tej kamienicy od 1955 roku.Z kolei pani Helena mieszka tutaj niemal całe życie. Przyjechała do Zielonej Góry w 1947 roku. Tato był wcześniej i jak zaistniały warunki mieszkaniowe, dotarła mama z dziećmi. Przez 11 miesięcy mieszkali przy Wagmostwie, w tym niższym z dwóch budynków. Kiedy wyremontowano mieszkania w kamienicy, przeprowadzili się. Był już rok 1948. Mieszka do dnia dzisiejszego. Równie długo mieszka pan Bruno, który w tym dni kiedy się poznaliśmy, był u syna.Kiedy panie milkły, ja się pytałam bo ciągle było mnie mało. Jak pamiętam, kamienica zawsze tak samo wyglądała. Teraz się zmienia i nie miałam na myśli zielonego skweru, który pojawił się w ubiegłym roku. Wyłania się przedwojenna elewacja. Remonty rzeczywiście ją omijały. Pani Alfreda dokładnie pamięta kiedy był. W 1961 roku, kiedy wykorzystała rusztowania, żeby zająć się oknami. A była wówczas w ciąży z jednym ze swoich dzieci.Zawsze też uważalam, że z tej części miasta było wszędzie daleko. Ale jak usłyszałam, Zastal był blisko, tam rodzice pracowali.Było jednak rzeczywiście daleko. Peryferie miasta. Pani Helena chodziła do szkoły przy Chopina, tej z czerwonej cegły. Krótko klasy były w kamienicy naprzeciwko dzisiejszego pogotowia ratunkowego. A później była szkoła w dzisiejszym Medyku. Droga nie wydawała się długa. Było pełno ogrodów. Przy cmentarzu była ściezka.Dotarło do mnie, że nawet nie zaczęto budowy osiedla Wazów. To było tak inne miasto, że już nie sposób sobie wyobrazić. Ale moje przemiłe rozmówczynie pamiętają!Także czas kartek na chleb. Dzieci chodziły do późniejszego ,,Złotego Roku", a następnie miały drogę rzeczywiście długą, do sklepu gdzie była ,,Ratuszowa" (teraz jest tutaj Bank PKO BP, od strony ulicy Mariackiej). Brały wózek bowiem hurtem wykupywały chleb. Czasy były bardzo trudne. Dzieci niejednokrotnie wracały do domu bez chlebka...Kiedy nie było obowiązków, był czas zabaw. I psot. Niemal każdy miał coś na sumieniu. Niektóre psoty wydały się podczas spotkań w roku 2004 i 2006. Śmiech ich roznosił z powodu przyznania się po tylu latach z tych małych tajemnic.Rodziców łączyła praca w Zastalu. Zastal też łączył dzieci. Tutaj mieszkał również Franciszek Rzeźniczak, kapelmistrz zakładowej orkiestry. Najbardziej znanej w Zielonej Górze. Na osiedlu Zastalowskim jest ulica, której jest patronem. Miasto uhonorowało zasłużonego obywatela. Kiedy pan Franciszek potrzebował werblistów, nie szukał daleko. Zawsze kogoś wyłuskał z podwórkowej gromadki. Kilku zostało muzykami zawodowymi, grają też w dzisiejszej orkiestrze zastalowskiej.Może się wydawać, że dzieci miały wszędzie daleko. Ale jedno miały obok domu. Stadion. Tutaj spędzali mnóstwo czasu. Skakali też z wieży spadochronowej. Popisy córki Franciszka Rzeźniczaka, Ireny nawet dziś pani Helena wspomina z przejęciem.Kiedy pogoda jest łaskawa, panie siadają na ławeczce, przy swojej lipie. Która kiedyś była wątłym drzewkiem. Nie mogą się nadziwić jak się obroniła skoro ją latami obsiadywali. A kiedy ławka jest zajęta, pani Alfeda i pani Helena idą na miesce, które jest nierozerwalnie związane z ich dzieciństwem i młodością – na stadion. Tutaj czują się najlepiej. I tutaj można je często spotkać. Nawet powiedziały, że jak ich nie zastanę na podwórku, na stadionie będą na pewno.Zmieniło się niemal wszystko. Ale duch radosnego dzieciństwa w kamienicy przy ulicy Sulechowskiej 31-33 nadal się unosi. Miejsce magiczne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ulica Sulechowska 31-33 – Tutaj nadal się czuje magię dzieciństwa - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto