Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W przychodni Batorego nie chcą leczyć łodzianina

Joanna Barczykowska
Miron Kowalski od marca walczy o to, aby móc leczyć się blisko domu
Miron Kowalski od marca walczy o to, aby móc leczyć się blisko domu fot. Łukasz Kaczyński
Pan Miron ma cukrzycę, dwa lata temu przeszedł rozległy zawał serca. Powinien być pod stałą opieką lekarzy.

Ale od marca nie ma swojego lekarza pierwszego kontaktu. Powód?

Choć brzmi to nieprawdopodobnie, został skreślony z listy ubezpieczonych w dotychczasowej przychodni, a jego deklaracja wyboru lekarza pierwszego kontaktu została wycofana z systemu. - Mieszkam kilka metrów od przychodni "Batorego" przy ul Elsnera, a na rutynowy pomiar cukru muszę jeździć do specjalistycznej poradni w "Matce Polce". Jestem stary i chory, nie mam siły kursować na drugi koniec miasta kilka razy w miesiącu - żali się Miron Kowalski.

W lutym łodzianin dostał z Miejskiej Poradni "Batory" pismo, które wprawiło go w osłupienie. Poinformowano w nim, że szefowa placówki Ewa Oboza "odstępuje od dalszego leczenia pacjenta". Jego deklaracja została wycofana z systemu 31 marca. Od tej chwili chory mężczyzna nie ma swojego lekarza. - Sam chciałem zmiany, bo z panią dyrektor nie mogłem się dogadać. W przychodni jest kilkunastu doktorów, żaden nie chciał mi pomóc - mówi pacjent.

Zgodnie z ustawą, lekarz ma prawo odstąpić od leczenia pacjenta w szczególnych przypadkach. Ale takiego prawa nie ma cała przychodnia. Jednoznacznie wyraził się na ten temat Narodowy Fundusz Zdrowia. "Działanie dyrektora placówki zostało ocenione negatywnie. Po rezygnacji z leczenia przez lekarkę Ewę Obozę, pacjent nadal ma prawo pozostać pod opieką dotychczasowej poradni, wypełniając deklarację wyboru innego lekarza" - orzekła w piśmie do pana Mirona Ewa Kacprzak, naczelnik wydziału spraw świadczeniobiorców łódzkiego oddziału NFZ.

Pan Miron deklarację wypełniał. I to kilka. - Chciałem przepisać się do innego lekarza. Ale żaden, mimo że nigdy mnie nie poznali, nie chciał mnie przyjąć - żali się Kowalski.

Dyrektor przychodni w uzasadnieniu skreślenia pana Mirona z listy jej pacjentów zarzuciła mu nagminne zakłócanie porządku w przychodni. Złożyła nawet przeciwko niemu pozew do sądu. - Jestem lekarzem od 37 lat i nigdy nie miałam sytuacji, w której oddałabym sprawę do sądu w związku z nieprzyzwoitym zachowaniem pacjenta. To świadczy o tym, że pan Miron musiał się bardzo postarać - mówi Ewa Oboza, dyrektor Miejskiej Poradni "Batory", ale nie chce zdradzić szczegółów.
Łodzianin przyznaje, że dochodziło między nimi do kłótni, ale zarzeka się, że nigdy nie zachował się nieodpowiednio.

- Nie chciałem się leczyć u pani Obozy. Dawała mi skierowania na płatne badania, mimo że można było je zrobić bezpłatnie w przychodni. Jestem emerytem i nie mam góry pieniędzy. Dwa lata temu miałem zawał i nie mogę się denerwować, a pracownicy przychodni doprowadzali mnie do ostateczności - tłumaczy się Kowalski.

Łodzianin złożył skargę do NFZ. Po zbadaniu sprawy Fundusz zobowiązał przychodnię do zwrotu kosztów, które pan Miron poniósł na płatne badania, m.in. na rtg. płuc.

Dyrektor Oboza wysyłała pana Mirona do innej przychodni. Kilka propozycji zawarła w piśmie o skreśleniu go z listy pacjentów. - Nie chcę zmieniać rejonu. Tu leczę się od lat, tu mam blisko - mówi Kowalski.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto