Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabili człowieka. Upiekli go. Zjedli. Właśnie ruszył proces. Zbrodni miało dokonać 5 mężczyzn, także z Zielonej Góry. Kim była ofiara?

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
Zbrodni na nieznanej nam ofierze miała dopuścić się piątka mężczyzn, głównie z powiatu choszczeńskiego, ale też z Zielonej Góry.
Zbrodni na nieznanej nam ofierze miała dopuścić się piątka mężczyzn, głównie z powiatu choszczeńskiego, ale też z Zielonej Góry. Archiwum
Najpierw podcięli ofierze gardło tak, że głowa niemal odpadła. Później zaczęli piec ciało. Resztkę chcieli rozdać jako mięso królicze. Wyrzucili je też do jeziora. Rusza proces o kanibalizm.

- To będzie bardzo trudna do osądzenia sprawa. Nigdy nie znaleziono zwłok. Poza tym nie ustalono nawet, kim była ofiara. Ona jest zatem, po trochu, wirtualna - mówi gorzowski mecenas Jerzy Synowiec. Jest obrońcą Rafała O., jednego z oskarżonych w bodaj najbardziej bulwersującej zbrodni w ostatnich 20 latach - i to nie tylko w Lubuskiem! Dotyczy ona zamordowania, a następnie zjedzenia części ciała człowieka! Miało do tego dojść nad jeziorem w Ługach w powiecie strzelecko-drezdeneckim. Było to, jak napisano w prokuratorskich dokumentach, „któregoś z nieokreślonych dni 2002 r.”. Zbrodni na nieznanej nam ofierze miała dopuścić się piątka mężczyzn, głównie z powiatu choszczeńskiego, ale też z Zielonej Góry.

Gdzie będzie rozprawa?

O sprawie kilka razy pisaliśmy w zeszłym roku, gdy w szczecińskiej prokuraturze dobiegało końca śledztwo i napisany został akt oskarżenia.

Jesienią zeszłego roku akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Gorzowie. Ten jednak „stwierdził swoją niewłaściwość miejscową” i postanowił przekazać sprawę do Sądu Okręgowego w Szczecinie. Gorzowski sąd zrobił to, ponieważ początek całej zbrodni miał miejsce jeszcze na terenie Zachodniopomorskiego. To szczecińska prokuratura prowadziła też śledztwo.

Ustalenie, który sąd będzie zajmował się sprawą, wynikało z tego, że do całego zdarzenia doszło na terenie dwóch województw. Sprawcy mieli bowiem spotkać się z ofiarą jeszcze we wsi Łasko koło Bierzwnika (kiedyś było to województwo gorzowskie, ale teraz to Zachodniopomorskie).

Proces ruszy za kilka dni

Dziś wszystko już jest jasne. Sprawą będzie zajmował się sąd w Szczecinie. Jest już wyznaczony pierwszy termin rozprawy. To poniedziałek 22 lutego. Proces będzie się toczyć w największej sali szczecińskiego sądu, ale na razie nie wiadomo, czy jawnie. Proces będzie miał charakter poszlakowy.
Na ławie oskarżonych zasiądzie czterech mężczyzn. To Robert M. (rocznik 1976), Rafał O. (rocznik 1979), Janusz Sz. (rocznik 1970) oraz zielonogórzanin Sylwester B. (rocznik 1961). Zdaniem prokuratury zbrodni mieli się oni dopuścić wraz z nieżyjącym już Zbigniewem B.

Nikt w to nie wierzył

Poniekąd to właśnie od Zbigniewa B. rozpoczęło się śledztwo w tej sprawie. O tym, czego miał dokonać wspólnie z pozostałą czwórką przez wiele lat opowiadał swoim znajomym. Robił to zwykle po alkoholu. Historia wydawała się słuchaczom jednak tak niewiarygodna, że nikt w nią nie uwierzył. Gdy jednak w 2017 r. Zbigniew B. umarł, jeden z jego znajomych wysłał na policję mail z opisem opowieści zmarłego.
Policjanci sprawę potraktowali poważnie i od razu zaczęli obserwować tych, o których mówił Zbigniew B. Udało się im nawet nagrać, jak o tej zbrodni mówi drugi z jej sprawców. A historia pokrywała się z opowieścią zmarłego.

Jak miało dojść do zbrodni?

Pewnego dnia 2002 roku grupa pięciu mężczyzn przyjechała do smażalni ryb w Łasku koło Bierzwnika. W tym samym lokalu była też późniejsza ofiara. To mężczyzna, którego - na użytek opowieści w GL - nazywamy Piotrem.
W trakcie zakrapianej nasiadówy w smażalni pojawił się pomysł, by pojechać nad jezioro w Ługach. Tam „Piotr” został pobity przez Roberta M. Ówczesny 26-latek miał żywić urazę do ofiary.

Po pobiciu „Piotra” przez Roberta M. na ofiarę miał się rzucić Zbigniew B. (czyli ten sprawca, który już nie żyje). Miał on sięgnąć po ogromny nóż i poderżnąć „Piotrowi” gardło. Głowa ofiary została wówczas niemal odcięta od ciała.

Wbijali mięso na patyki

Po zabiciu „Piotra” mężczyźni rozpalili ognisko i... zaczęli piec jego ciało. By szybciej się upiekło, pokroili je na kawałki. A te kawałki nabijali z kolei na wystrugane patyki. Niektórzy z mężczyzn jedli z obawy, by nie skończyć tak jak „Piotr”, inni zjedli tylko kilka kęsów. Po zjedzeniu części ciała postanowili pozbyć się resztek. Włożyli część do pontonu, wypłynęli na jezioro i wrzucili do wody. Część chcieli także rozdać... jako mięso królicze.
Jak opisywała przed trzema laty zachodniopomorska „Wyborcza”, do zbrodni miało dojść spontanicznie. Szef całej grupy chciał bowiem rozprawić się z człowiekiem, z którym miał na pieńku. „Pomysł kanibalizmu narodził się już po zabiciu ofiary” - pisała ogólnopolska gazeta. Jeden z podejrzanych miał przyznać się do zbrodni podczas pobytu w areszcie. O tym, że zjadł człowieka, miał opowiedzieć jednemu ze współwięźniów.

Zwłok szukano w jeziorze

Podejrzanych zatrzymano 15 października 2017 r. Po ich zatrzymaniu zaczęły się poszukiwania ciała. Trzy lata temu zimą z jeziora wyłowiono nawet szczątki ludzkie, które mogły należeć do ofiary.
Dziś z czwórki oskarżonych dwóch jest na wolności. Sąd wypuścił ich z aresztu. Uznał bowiem, że dowody ich winy są za słabe. Już choćby to pokazuje, że może być ciężko skazać oskarżonych.

Kanibalizm milczenia

- Znane nam są opisy w prasie, że mamy tutaj do czynienia z „ohydną zbrodnią”. Bulwersujące społeczeństwo fakty nastąpiły też już po popełnieniu zbrodni zabójstwa, chodzi bowiem o kanibalizm. Trzeba też pamiętać, czemu miało to służyć - jedzenie szczątków ludzkich miało służyć temu, żeby każdą z osób, które były zamieszane w to zdarzenie - nie mówię, że brały w nim udział - na przyszłość przymusić do milczenia. I to chyba się po części udało - mówił szczeciński sędzia Andrzej Olszewski.

A może to sekta?

- To jest tak niepojęta zbrodnia, że aż trudno ją wytłumaczyć. Jej można dopuścić się chyba jedynie w upojeniu alkoholowym albo po narkotykach. Gdyby to było z głodu, to jeszcze byłoby to jakoś wytłumaczalne - mówił nam anonimowo w zeszłym roku jeden z psychiatrów z zachodniej Polski. - To może być też jeszcze coś innego, np. wpływ jakiejś osoby, jakaś sekta czy coś takiego... - dodawał.

W polskim prawie kanibalizm traktowany jest jako zbezczeszczenie zwłok. Grozi za to do dwóch lat pozbawienia wolności. Za zabójstwo oskarżonym grozi jednak dożywocie.

Czytaj również:

WIDEO: Zabity, ograbiony i częściowo zjedzony. Podejrzani o zbrodnię i kanibalizm po 15 latach trafili do aresztu

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto