Mieszkańcy czują się zagrożeni. Boją się wyjść z domu.
- Nie wiemy, kiedy zaatakuje dzika locha, boimy się o swoje życie - mówią. - Ostatnio przechodziłem na skróty i nagle wyskoczyła zza krzaków, chciała mnie zaatakować, ale zrezygnowała, chroniła młode, podniosła siatkę w ogrodzeniu, przepuściła młode, a później uciekła - opowiada pan Ryszard Błażejewski.
Locha czuje się tak pewnie, że ryje ogródki, podchodzi pod domostwa w biały dzień, niszczy ogrodzenia, atakuje ludzi. - Ostatnio zaatakowała sąsiada, który chciał jej zrobić kilka fotek, tak uciekał, że mało nóg nie połamał - relacjonuje pan Ryszard, który pokazuje nam legowisko lochy. - Żona w niedzielę szła do kościoła, nagle na drogę wyszła maciora i nie chciała jej przepuścić. Czuje się jak u siebie - dodaje.
- Sąsiadkę, dzik ganiał po całym ogrodzie. Ma ogromnego wilczura, ale biedne zwierzę boi się wyjść na podwórko, taki jest wystraszony - opowiada Błażejewski.
To nie jest pierwszy raz, gdy dziki terroryzują mieszkańców Jędrzychowa. - Wcześniej latały tutaj całe watahy. Trzy domy dalej sąsiedzi stali na balkonie, a maciora z młodymi tulipany im zjadała, a oni bali się wyjść z domu, bo ich atakowała. Takie cyrki tu były - mówi pan Ryszard.
- Dziki są dla nas poważnym zagrożeniem, zgłaszaliśmy do urzędu, ale nikt nam nie potrafił pomóc, tłumaczą, że nic nie mogą zrobić, bo locha ma małe. A co z nami? - pyta pani Bożena Błażejewska.
- Znam problem - mówi Beata Kmiecik, inspektor w Biurze Gospodarki Komunalnej w urzędzie. - Jesteśmy w trakcie podpisywania nowej umowy na odławianie dzikiej zwierzyny. To niestety trochę musi potrwać, ale takie są procedury. Na pewno tematem lochy się zajmiemy.
- Niech postawią chociaż jakieś tablice informacyjne, tutaj mieszka mnóstwo rodzin z dziećmi. Dojdzie do jakieś tragedii - apeluje i ostrzega pani Bożena.
Dziki to poważny problem w Zielonej Górze. Zwierzęta na dobre zagościły w mieście. Kilka miesięcy temu zadzwonił do nas Czytelnik, który zauważył dziki przy ul. Monte Cassino. Zwierzaki szukały jedzenia w śmietnikach.
Mieszkańcy mówią nawet o inwazji. Nie ma, dni ani nocy bez dzików na osiedlach. - Strach wyjść z psem, bo można nadziać się na dziki - pisała do nas pani Krystyna z os. Słonecznego.
Dziki świetnie czują się w osiedlowych krzakach. Część z nich jest tak zarośnięta, że zapewniają dzikom doskonałą ochronę. Ludzie dodają, że zaczynają bać się dzików. - Nie czekajmy do czasu, aż dzik kogoś zaatakuje i porani. Z tym trzeba coś zrobić szybciej - mówi Tadeusz z ul. Łużyckiej.
Ludzie, widząc dziki, na miejsce wzywają policję.
- Tylko co mamy z nimi robić? Staramy się je przeganiać, ale one się nie boją - mówią nam policjanci. Dodają, że interwencji z dzikami jest dużo, a oni są bezsilni. Mundurowi podkreślają, że do tych zwierząt powinno się wzywać leśników lub straż leśną. - Przecież do kradzieży w sklepie nie wzywa się leśnika - podkreślają policjanci.
POLECAMY RÓWNIEŻ PAŃSTWA UWADZE:
Dzik zadomowił się na zielonogórskim cmentarzu
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?