Kiedy pani Kazimiera upadła przy swoim domu, przez niemal godzinę nikt nie słyszał jej wołania o pomoc. To niewielka osiedlowa uliczka, rzadko ktoś tędy przechodzi.
- Mama przewróciła się wieczorem - mówi Jolanta Busłowicz, córka starszej pani. – Już był zmrok. W dniu, w którym mama upadła, było bardzo zimno. Dreszcz mnie przechodzi na myśl, jak to wszystko mogło się skończyć.
Nikt nie słyszał wołania...
Bo starsza pani z bólu nie mogła się podnieść. Jej cichego wołania nikt nie słyszał... Oprócz dwóch chłopców. 13-letni Franek Rożek i Janek Jantos wracali wieczorem z treningu piłki ręcznej. Przed nimi szła grupa kolegów. Śmiali się, rozmawiali. Nie usłyszeli nawoływań. Dopiero Franek i Janek zorientowali się, że coś jest nie tak. A gdyby nie zbieg okoliczności... Tego dnia trener po zajęciach z piłki ręcznej, po namowach Janka, wypuścił ich z zajęć innym wyjściem, chłopcy szli nową trasą. Dzięki temu dotarło do nich bardzo ciche nawoływania kobiety.
- Jak usłyszeliśmy wołanie, podeszliśmy do pani i zobaczyliśmy, że potrzebuje pomocy - wyjaśnia Franek. - Wciąż przy tej pani byłem i z nią rozmawiałem.
- A ja zadzwoniłem po pogotowie - mówi Janek. - Elegancko powiedziałem adres i tam trochę czekaliśmy.
Przykryli kocem, wciąż przy niej byli
Janek zdenerwował się, gdy karetka nie przyjeżdżała, zadzwonił jeszcze raz. Przykrył też panią Kazimierę kocem, by ta nie zmarzła jeszcze bardziej. W tym czasie Franek był przy niej. Aż do czasu przyjazdu karetki. Chłopcy wiedzieli jak się zachować, by nie powiększać rozległego urazu, bo w szkole mieli zajęcia z pierwszej pomocy.
- Już po fakcie ratownik spytał chłopaków, skąd taka ich reakcja - mówi tata Franka, Paweł Rożek. - A Franek powiedział: Wie pan, oglądam te programy np. „Na sygnale” - mówi z uśmiechem mężczyzna.
To są po prostu dwa anioły
Cała rodzina starszej pani, z panią Kazimierą na czele, mówi o chłopcach wprost, że to... anioły, które dotarły, gdy kobieta zaczęła tracić już nadzieję na pomoc. - W szpitalu okazało się, że mama ma uraz ręki i złamaną kość biodrową - mówi pani Jolanta. - Mama mogła zamarznąć na dworze. Chłopcy uratowali jej życie.
Nie mieliśmy kartkówki...
Uczniowie na drugi dzień powiedzieli swoich wychowawczyniom o wydarzeniu. - Dzięki tej całej sytuacji pani nam nie zrobiła kartkówki - śmieje się Franek. Chłopiec chodzi do zielonogórskiej SP 14, Janek do „piętnastki”. Szkoły postanowiły wyróżnić świetną postawę chłopaków. Franek został doceniony na apelu, o jego niezwykłej postawie mówi dyrekcja, wychowawczyni. Z Jankiem ma być przeprowadzony wywiad w szkolnej gazetce. Obaj dostali upominek od rodziny starszej pani. Dumy nie kryją ich bliscy. - Fajnie mieć takiego syna - mówi jeszcze tata Franka. - Przybiliśmy pionę i powiedziałem mu, że jestem dumny.
Gdy karetka odjechała, przyszedł czas na refleksję. - Miałem stresa - mówi Janek. - A Franek o swoich odczuciach mówił mi przez kolejne 20 minut.
Warto nieść pomoc
Czy mimo tak wielkich przeżyć, chłopcy uważają, że warto nieść pomoc? - Oczywiście - mówi Franek. - Dlaczego? Bo będziesz miał spokojną duszę. Jakbyś nie udzielił pomocy, to mogłoby się coś poważnego stać. Pomóc osobie w potrzebie to jednak jest też wyzwanie. I nie wszyscy dają radę mu sprostać. To jednak jest szok.
- Człowiek ma satysfakcję, że zrobiło się coś dobrego dla drugiej osoby - zauważa jeszcze Janek.
Jak obecnie wygląda stan pani Kazimiery?
– Mama już dobrze się czuje – mówi jej córka. – Jest w domu po operacji. Powoli porusza się po mieszkaniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?