Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ZIELONA GÓRA. Spotkanie z Teresą Gładysz, autorką książki "Z tęsknoty za Nieświeżem". Będą wspomnienia z Kresów Wschodnich

Redakcja
Teresa Gładysz z Zielonej Góry jest autorką książki "Z tęsknoty za Nieświeżem"
Teresa Gładysz z Zielonej Góry jest autorką książki "Z tęsknoty za Nieświeżem" Mariusz Kapała
W środę, 22 maja, o godz. 16 w filii Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Norwida przy ul. Podgórnej w Zielonej Górze odbędzie się spotkanie z Teresą Gładysz, autorką książki „Z tęsknoty za Nieświeżem”.

Teresa Gładysz z domu Kiewlicz urodziła się w 1932 roku w Nowogródku, skąd trzy lata później rodzina przeprowadziła się do Nieświeża i tam mieszkała aż do czasu zakończenia II wojny światowej. Swoje wspomnienia z Kresów, których część opowie uczestnikom środowego spotkania, spisała na kartach książki.

Fragment książki „Z tęsknoty za Nieświeżem”

Zbliżał się 1 września, przygotowywałam się do nowego roku szkolnego. Rano obudziłam się pełna radości, a tu mama nie czeka ze śniadaniem, fartuszek wisi, powinnam się ubierać, ale w mieszkaniu nikogo nie ma. Na podwórku rodzice i sąsiedzi rozmawiają podenerwowani. Podchodzę i mówię: „Mamo, już późno, trzeba się spieszyć do szkoły”. Mama odwraca się ze łzami w oczach: „Dziecko, nie ma szkoły, nie ma nic, jest tylko wojna”. Narastało przerażenie, ale życie w mieście toczyło się normalnie.

Latem 1939 na zamku Radziwiłłów było bardzo dużo gości, nawet księżna matka z całą świtą zjechała z Włoch. Sądzili, że tu, z dala od frontu i bombardowań, spokojnie przetrwają wojnę. Jakież było zaskoczenie, gdy 17 września o świcie wojska radzieckie wkroczyły do Nieświeża. O dziewiątej krasnoarmiejcy byli już na zamku. Zastali wszystkich przy śniadaniu. Oświadczyli im, że są w areszcie domowym i nikomu nie wolno stąd się ruszyć. Wkrótce książęta trafili do więzienia w Mińsku, a potem do obozu koncentracyjnego pod Moskwą. Radziwiłłów uratowała królowa Włoch, postawiła komunistom ultimatum: albo Radziwiłłowie zostaną uwolnieni, albo Włochy nie będą sojusznikiem ZSRR w wojnie.

Humor nie opuszczał nieświeżan. Na rynku pojawiły się oskubane do skóry koza i kura z przywiązanymi do szyi tabliczkami z napisem: „Izwinitie, czto ja hoła, no ja iż kołchoza, kak u was pożywu, to i obrastu” (przepraszam, że jestem goła, ale jestem z kołchozu, jak u was pożyję, to obrosnę).

Rosjanie z dwóch stron wkroczyli do miasta. Podenerwowani ludzie skupili się na podwórkach, tylko dzieci beztrosko bawiły się na ulicy. Wtem wjechał jakiś dziwny korowód. Na małych konikach, przy pęcinach owłosionych, siedzą jeźdźcy, nogami prawie dotykają ziemi. W brudnych, długich prawie do ziemi płaszczach (szynelach), na głowach dziwne czapki, u góry sterczący szpikulec. Koniki jadą nierówno, pojedynczo, dwójkami, czwórkami, między nimi furmanki wyładowane sprzętem i ludźmi. Dorośli mówią, że to wojsko sowieckie, w mundurach. Nie możemy uwierzyć. Porównujemy z naszymi ułanami: czyste mundury, lśniące buty, piękne rasowe konie idą czwórkami według maści, z uniesionymi łbami, jakby chciały dodać splendoru ułanom. A tu? Zbieranina jakichś obdartusów.

Następnego ranka Rosjanie zaczęli swoje rządy. Grabili sklepy, zajmowali domy, mieszkania, biura. Ludziom kazali przyjść do pracy, tylko kierownikami zrobili swoich. Najbardziej zainteresowani byli pochodzeniem i ewidencją ludności. Sprawdzali i zaznaczali nazwiska, porównując je z własną listą. Nikt nie wiedział, że mieli przygotowany przez szpiegów wykaz ludzi, których w pierwszej kolejności trzeba aresztować lub wywieźć. Dekorowali domy czerwonymi flagami, portretami Lenina i Stalina. Ale na razie humor nie opuszczał nieświeżan. Na rynku pojawiły się oskubane do skóry koza i kura z przywiązanymi do szyi tabliczkami z napisem: „Izwinitie, czto ja hoła, no ja iż kołchoza, kak u was pożywu, to i obrastu” (przepraszam, że jestem goła, ale jestem z kołchozu, jak u was pożyję, to obrosnę). Niestety, wkrótce żarty się skończyły.

Z tęsknoty za Nieświeżem urodziło się coś pięknego

Rosjanie szybko organizowali życie na zajętych terenach. W sklepach pojawiły się kartoniki z alfabetem polsko-rosyjskim. Rozpoczęli reorganizację szkolnictwa, wprowadzili obowiązującą u nich dziesięciolatkę, odpowiadającą u nas nauce od pierwszej klasy szkoły podstawowej do matury, językiem wykładowym został rosyjski. Wzięli się za wynaradawianie Polaków, urodzonym na terenie zakwalifikowanym przez nich jako Białoruś wystawiali zaświadczenia z wpisem narodowość „Białorusin”. Młodzież masowo odmawiała przyjęcia tych dokumentów. Wtedy grożono, że zostaną usunięci ze szkoły i będą musieli iść do pracy. Dewizą bolszewików było: „Kto nie rabotajet, tot nie kuszajet” (kto nie pracuje, ten nie je).

Rosjanie tymczasowo nie ingerowali w sprawy kościołów i cerkwi, ale stopniowo zajęli się dziećmi. Do bawiącej się gromadki podchodził politruk i pytał, czy wierzą w Boga. Jeśli mówiły, że tak, prowadził je przed dom, w którym wojskowi mieli swoje biura, kazał stanąć pod balkonem i zawołać: „Boh, Boh, daj konfiet” (Boże, Boże, daj cukierka). A potem: „Stalin, Stalin, daj konfiet” - wtedy wojskowy wychodził na balkon i rzucał garść cukierków, a politruk mówił: „Widzicie, nie ma Boga, on was nie słucha, a Stalin dba o was”.

Sowieci urządzili bal, zaprosili wielu mieszkańców. Oficer dumnie wprowadził swoją żonę, ubraną w zrabowaną koszulę nocną jako suknię balową...

Kiedyś do zegarmistrza przyszedł żołnierz, przyniósł budzik i pyta, ile można zrobić z niego zegarków na rękę, pięć czy sześć. Gdy usłyszał, że nie da rady ani jednego, groził zegarmistrzowi, że go zastrzeli. Innym razem Sowieci urządzili bal, zaprosili wielu mieszkańców. Oficer dumnie wprowadził swoją żonę, ubraną w zrabowaną koszulę nocną jako suknię balową...

Do naszego domu przyszedł wojskowy, miał dystynkcje na kołnierzyku, więc nie był to szeregowy. I pyta ojca, czy widział Radziwiłła i jakie buty nosił książę. Ojciec na to, że do jazdy konnej inne, na ulicę inne, na bal inne... I o co tak naprawdę chodzi. A wojskowy: „No bo wiesz, książę to tak jakby diabeł, on nie ma stóp, tylko takie racice jak u bydła, więc przecież nie mógł nosić normalnych butów, musiał to jakoś ukrywać”. To samo dotyczyło czapki. Czy ktoś widział księcia bez czapki i jak miał uczesane włosy, bo musiał ukrywać przed ludźmi rogi...

Zobacz wideo: Wspomnienia Teresy Gładysz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: ZIELONA GÓRA. Spotkanie z Teresą Gładysz, autorką książki "Z tęsknoty za Nieświeżem". Będą wspomnienia z Kresów Wschodnich - Gazeta Lubuska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto