Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co dzieci i młodzież gniecie w środku, czyli rzecz o depresji, próbach samobójczych i walce z chorobą

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Pixabay
Lawinowo rośnie liczba dzieci i młodzieży, cierpiących na depresję. Przyczyniła się do tego nie tylko pandemia, zdalne nauczanie, wojna w Ukrainie. Problem jest złożony, tak jak i przyczyny tej choroby. Województwo lubuskie ma bardzo wysoki wskaźnik na zachorowania depresyjne, szczególnie u dzieci i młodzieży. Często zdarza się, że specjaliści diagnozują już zaburzenia emocji u dzieci w przedszkolach!

Tomek: - Zawsze się bałem o mamę

Od kiedy pamięta, zawsze się o coś bał. Zwłaszcza o mamę, że długo nie wraca z pracy.
- Gdy tylko była gdzieś dłużej, bo np. zasiedziała się u koleżanki, myślałem, że coś niedobrego się stało. Same czarne scenariusze stawały mi przed oczami – wspomina Tomek. – Jeśli byłem w domu, padałem na kolana i modliłem się: Panie Boże, wiem, że proszę po raz kolejny, ale to już ostatni raz. Proszę! Żeby tylko moja mama wróciła. Cała i zdrowie. Już więcej o nic nie będę Cię prosił…

Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.

Co dzieci i młodzież gniecie w środku, czyli rzecz o depresj...

Całował krzyż, święte obrazki. Obiecywał, że będzie się modlił na kolanach trzy godziny. Albo że przez tydzień nie będzie jadł cukierków. Byle by tylko wróciła. Nie była to ostatnia prośba. Za kilka dni znów na kolanach błagał o powrót mamy.
Jeśli był na dworze, namawiał swoje koleżanki i kolegów, by modlili się z nim. Co chwilę wychodził na drogę, by wypatrywać, czy mama nie wraca…
- Wiedziała, że się martwię. Że myślę ciągle, czy nie spotkało jej coś złego. Ale chyba nie miała świadomości, jak bardzo mnie ten strach ogarnia. Całego! – podkreśla Tomek. – Byłem mały, ale dokładnie pamiętałem dzień, w którym opuścił nas tata. Mama płakała na podłodze. Ja schowałem się pod stół. Wiedziałem, że dzieje się coś złego. Ale nie rozumiałem tych słów o małolacie, która zniszczyła rodzinę. Nie słyszałem nigdy tylu przekleństw, które wtedy padły w naszym domu. Bałem się, że i mama mnie zostawi.
Z czasem było trochę lepiej, ale strach pozostał. Wrócił, gdy mama Tomka zachorowała. Kazał jej obiecać, że go nie zostawi. Obiecała! Niestety nie była w stanie dotrzymać obietnicy. Rak okazał się silniejszy.
- Kompletnie nie wiedziałem, co się wtedy ze mną dzieje. Wiem tylko, że babcia dawała mi jakieś tabletki. Długo je brałem – opowiada Tomek. – Zamknąłem się w sobie. Całymi dniami płakałem. Tęskniłem za nią. Nie umiałem żyć bez niej. Wszędzie ją widziałem. Słyszałem jej głos. Chciałem być tam, gdzie ona była.
Nie chciał się modlić. Choć babcia go wiele razy o to prosiła. Nie rozumiał, jak Bóg mógł zabrać jego mamę. Przecież tyle się modlił. Tyle obiecał wyrzeczeń, żeby tylko była zdrowa.

Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Pixabay

To tylko czubek góry lodowej

Dane Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) mówią, że depresja jest jedną z najczęściej występujących chorób na świecie. Według prognoz do 2030 r. może być na pierwszym miejscu. Lekarze potwierdzają: Liczba dzieci i młodzieży leczonych z powodu depresji w ciągu ostatnich pięciu lat podwoiła się! Zdarza się, że depresja kończy się samobójstwem. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że samobójstwa są wśród nastolatków drugą najczęstszą przyczyną zgonów. Liczba prób samobójczych w grupie od 7 do 18 lat systematycznie rośnie (w 2021 roku wzrost był 70- procentowy w stosunku do roku poprzedniego). Pod tym względem zajmujemy drugie miejsce w Europie. Ale to tylko dane oficjalne, czubek góry lodowej…
Jak mówi Marcin Łokciewicz, artterapeuta z Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży w Zaborze, kiedy 20 lat temu rozpoczynał pracę w tej placówce, praktycznie przypadków depresji nie było.
- Trafiały do nas dzieci nadpobudliwe, używające amfetaminy, mające problemy ze szkołą czy przestrzeganiem zasad itd. – mówi M. Łokciewicz. – A potem coraz częściej pojawiała się depresja i dziś kiedy w naszym centrum mamy 85 pacjentów, to 60 z nich to osoby po próbach samobójczych, zmagające się z depresją.

Julia: - Puściły zahamowania, bo wreszcie poczułam się ważna

Zawsze czuła się gorsza. Od Igi, Kaśki, Anki, Eweliny, Inez… od każdej dziewczyny z klasy, ba - szkoły. Choć się odchudzała, nogi zawsze były jak kołki. Nie miała markowych ciuchów.
- Chodziłam po lumpeksach i szukałam rzeczy z odpowiednimi znaczkami firmowymi. Też chciałam mieć takie jak koleżanki – opowiada Julka. – Wstydziłam się przebierać na wuef w szatni. Bo one nawet stroje sportowe, bieliznę miały markowe. A ja gacie za 3 zł kupione na giełdzie.
Nie zapraszała koleżanek do domu. Mieszkała w jednym pokoju z siostrą i bratem.
- Wstydziłam się, że mamy tylko dwa pokoje. Na dodatek z meblami na wysoki połysk po babci. Najgorsze było jednak to, że nigdy nie wiedziałam, kiedy ojciec pójdzie w cug i znów się będzie awanturował – podkreśla Julia. – Stawałam w obronie mamy, gdy podnosił na nią rękę. Nienawidziłam go, życzyłam śmierci. Nie wierzyłam w ani jedno słowo, gdy klękał i przyrzekał, że już nigdy w życiu nie dotknie wódki.
Cały czas czuła ten okropny zapach alkoholu i moczu. Ale sama też nie odmawiała piwa, gdy koleżanki namawiały. Nie mogła wyjść na sztywniarę.
- Z nimi czułam się kimś innym. Czułam się ważna, lubiana. Jak coś wzięłam, całkiem zapominałam o problemach – mówi. – Męczyło mnie jednak, że udaję, oszukuję, bo przecież ani nie mam kasy, ani moi starzy nie są tacy w porządku. Raz nawet wyparłam się młodszej siostry. Była ubrana w moje stare ciuchy i wyglądała jak sierota. Znajome z innej szkoły pytały, kto to jest, bo do mnie zawołała. A ja powiedziałam, że jej nie znam. Że pewnie mnie z kimś pomyliła.
Nie stać jej było nawet na kawę, więc zaczęła podbierać po 5 – 10 zł z portfela matki. Ale to wszystko było za mało. Chciała gdzieś zarobić. Pomagała rozładować towar w sklepie, ale to były grosze. Szukała sposobów dorobienia w internecie.
Kiedyś na czacie poznała gościa, który zaproponował, że jej zapłaci, jak pokaże coś na kamerce. Nie chciała, przecież nie jest jakąś pierwszą lepszą.
Po kilku dniach sama szukała już znanego jest nicka na czacie. Potem także i innych.
Czuła się taka ważna, doceniona. Usłyszała tyle pozytywnych opinii na swój temat. To nic, że czasem wulgarnych.
Z czasem okazało się, że jednym z oglądaczy był Łysy z sąsiedztwa. Rozpoznał ją. Potrzebował kasy. Zagroził, że zrobił zdjęcia podczas jej pokazu na kamerce i jeśli nie da mu 5 tys. zł, opublikuje je w internecie..
- To mnie przerosło. Ścięło z nóg. Coś takiego się ze mną stało, że nie byłam w stanie panować nad sobą – wspomina Julia. – Nie byłam w stanie wstać z łóżka…

Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Pixabay

Z jednej strony kochają rodziców, z drugiej się ich wstydzą

Dziś różnice majątkowe są bardziej widoczne. Młodzi niczego nie muszą zdobywać. Jak ktoś ma mniej, czuje się gorszy. Ciuchy muszą być markowe, bo siara.
- Masz nie takie buty, bluzę, nie taki tatuaż... I to już wystarczy, by kpić, stosować przemoc psychiczną wobec rówieśników - przyznaje prof. dr hab. Zbigniew Izdebski z Uniwersytetu Zielonogórskiego oraz Uniwersytetu Warszawskiego. - Dziewczyny chcąc zdobyć lepsze ciuchy, próbują zarabiać np. na sekskamerkach. Innym problemem są... rodzice. Bo nie tak się ubierają, pracują nie tam, gdzie wypada, mają nie taki samochód... Młodzi z jednej strony zaczynają się ich wstydzić. Bo co powiedzą koledzy. Z drugiej przecież bardzo ich kochają. Emocje buzują...
Dorosłym takie problemy mogą wydawać się mało ważne, ale one bardzo dotykają młodych ludzi, którzy nie potrafią sobie z nimi poradzić. Ulegają presji rówieśniczej, uciekają ze szkoły, uciekają w wirtualny świat, zamykają się w sobie, popadają w depresje albo w uzależnienia.
Dr hab. Iwona Grzegorzewska, prof. UZ na spotkaniach m.in. z nauczycielami i pedagogami podkreśla, że mało jest dzisiaj realnych, bliskich więzi, bo młodzież głównie funkcjonuje w mediach społecznościowych. Bliska więź niestety jest trudniejsza do zdobycia i realizowania, i to też utrudnia radzenie sobie z różnymi sytuacjami. Coraz większe są oczekiwania i wymagania, które świat dorosłych stawia młodym ludziom. Jednym z najtrudniejszych zadań w tym okresie jest to: jak być blisko z rodzicami, a jednocześnie daleko…

Patryk: - Miałem wszystko, a jednak w środku bolało

Patryk miał brata Kamila, ale dużo starszego. Kontakt z nim był słaby. Zresztą on szybko wyprowadził się z domu… Żył jak jedynak. Niczego mu nie brakowało. Miał swój pokój, ba nawet mieszkanie mu rodzice kupili, ale jako że nie był pełnoletni, na razie je wynajmowali. Nie wiedział, co to znaczy odkładanie na jakąś wymarzoną rzecz. Wystarczyło, że powiedział i od razu ją miał. Prywatne lekcje na basenie, z angielskiego i hiszpańskiego. Sauna, masaże dla relaksu. To była codzienność. Na 18. urodziny miał dostać samochód.
Ojciec biznesmen, matka – lekarka. Cenieni za swoją fachowość, charytatywne działania, perfekcje. Można powiedzieć – idealna rodzina, wymarzone życie…
- Żyłem trochę jak w bańce, nie wiedziałem, co znaczy prawdziwy świat. Dopiero potem uświadomiłem sobie, co to znaczy mieć problemy – wspomina Patryk. – Zawsze mi czegoś brakowało, źle się czułem, choć nie wiedziałem dlaczego.
Dom był sterylny. Nowocześnie urządzony. Stylowo, bez przepychu.
- Jak wracałem ze szkoły, była tylko pani Irena, która sprzątała i gotowała u nas od zawsze – mówi Patryk. – Kiedyś bawiła się ze mną, ale odkąd jej mąż zachorował i nie wstawał z łóżka, szybko robiła co musiała i znikała. Dom znów był pusty.
Bardzo chciał być jak inni. Ale koledzy byli kolegami, gdy miał kasę. Gdy postawił pizzę czy colę, a czasem i coś mocniejszego. Starał się naśladować chłopaków z klasy. Nie bardzo to mu wychodziło. Nie był sobą. To go przytłaczało.
- Miałem dwie twarze. W szkole byłem dowcipny, uśmiechnięty. Udawałem, że zlewam oceny, że się nie uczę… W domu nie byłem w stanie powstrzymać płaczu – opowiada nastolatek. – Nie chciałem zawieźć rodziców. Kochałem ich. Oni widzieli we mnie człowieka sukcesu. A ja uczyłem się do rana, by spełnić ich oczekiwania. Nie dawałem rady. Chciałem być luzakiem w oczach kolegów i perfekcjonistą w oczach rodziców.
Wiele razy próbował z kimś o tym porozmawiać. Zawsze kończyło się fiaskiem. Bo jakie on mógł mieć problemy? Wyglądał jak młody Brad Pitt, miał kochającą i bogatą rodzinę. Cóż chcieć więcej?
I nagle wszystko się zmieniło, gdy w szkole pojawił się Marcin. Razem z rodzicami przeprowadził się z drugiego końca Polski. Patryk pokazał mu miasto. Okazało się, że mają wspólne pasje. Pływanie, gra na gitarze, podróże, rower i konie. Wiele godzin spędzali razem. W stadninie, na basenie.
- Pokazałem mu całą okolicę. Jeździliśmy po niej rowerami. Było ekstra – wspomina Patryk. – Czułem się, jakby urosły mi skrzydła. Byłbym w stanie góry przenosić. Coraz więcej mówiliśmy sobie o rodzinie, o tym co nas gniecie gdzieś w środku. Bo on też miał swoje, wewnętrzne problemy. Nosiliśmy nawet takie znaczki z literą P. To miało oznaczać przyjaźń. Na śmierć i życie.
Z czasem Marcin coraz rzadziej wpadał do Patryka. Zawsze znalazł jakiś powód, by w ostatniej chwili napisać: Sorry, coś mi wypadło. Mijały miesiące.
- Wiem, że wiele osób czytając to, pomyśli: Ale mi też problem?! Dla mnie był ogromny. Zaangażowałem się w tę przyjaźń całym sobą. Potrzebowałem jej jak powietrza. I nagle tego powietrza mi zabrakło – opowiada. – Prosiłem go o kolejne spotkania, rozmowę. Nie wiem, co nagle się stało, że się tak odsunął. Przepraszałem go nie wiadomo za co. I źle się z tym czułem. Nie mogłem spać w nocy. Straciłem apetyt. Przestało mi zależeć na czymkolwiek. Natłok myśli powodował, że płakałem bez powodu. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Coraz częściej myślałem, że lepiej by było, gdyby mnie nie było…

Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Pixabay

Geny, konstrukcja psychiczna, sposób wychowania, doświadczenia

Szacuje się, że co trzeci uczeń doświadcza problemów psychicznych. Największy wzrost zachorowań dotyczy depresji i zaburzeń lękowych.
Jak podkreślają psycholodzy - nie są znane przyczyny występowania depresji u dzieci czy młodzieży. Najczęściej wskazuje się splot trzech czynników: biologicznych, psychologicznych i środowiskowych. Biologiczne oznaczają to, co przejmujemy w genach. Jeśli jeden z rodziców cierpiał na depresję, to istnieje duże ryzyko, że może mieć te problemy i dziecko. Gdy i ojciec jeszcze był depresyjny, ryzyko jeszcze bardziej się zwiększa. Czynniki psychologiczne oznaczają konstrukcję psychiczną dziecka. Np. wrażliwe, delikatne trudniej przeżyją przykre dla nich zdarzenia. Co może prowadzić do zachowań depresyjnych. Natomiast czynniki środowiskowe dotyczą tego, czego młody człowiek doświadcza. Jak jest wychowywany w rodzinie, czy doświadcza przemocy w domu czy w szkole. Najczęściej depresja pojawia się w chwili utraty bliskiej osoby. Ale nie tylko dotyczy to śmierci, lecz także zerwania z dziewczyną czy przyjacielskiej zdrady. Często też choroba ta związana jest z doświadczaniem przemocy psychicznej, fizycznej czy seksualnej.

Hania: - Zawsze wszystko musiałam robić na rozkaz

- Nie potrafię. Nie dam rady. Nic z tego nie będzie – to mówiła najczęściej, gdy stawało przed nią jakieś zadanie do wykonania. Małe czy duże. Nieważne. Zawsze wskazywała kogoś innego, kto mógł to zrobić. Na pewno lepiej niż ona. Bo ona po prostu się nie nadaje.
- W domu od dziecka słyszałam, że to robią źle, to jak zwykle mi nie wychodzi. Że wszystko tylko psuję, jak się za coś wezmę. Codzienne czynności stawały się dla mnie mega ciężkim wyzwaniem, więc rezygnowałam, zanim zaczęłam – opowiada Hania.
Ojciec rządził nie tylko w wojsku. Także w domu był tym, do którego należało ostatnie zdanie. Zresztą, dyskusji nie było. Ani o tym, czy może pojechać na obóz. Ani o tym, czy może pomalować paznokcie, ani o tym, do jakiego liceum pójdzie. O modnych ciuchach czy dyskotekach nie było mowy.
- Na ogólniak się zgodziłam. Ale na wojskową klasę już nie. To był pierwszy i ostatni raz jak mu się postawiłam. Mama stanęła w mojej obronie. On? Nie odzywał się dwa miesiące, gdy się uparłam, że tym razem nie zrobię tego, czego chce – zauważa Hania. – Wszystko musiało być zawsze pod sznurek, natychmiast wykonane, bez dyskusji. Rozkaz to rozkaz.
Było jej źle z tym, że choć się starała, ojciec nigdy nie pochwalił.
- Mama powtarzała tylko: Wiesz, jaki on jest. Zrób to dla mnie. Dla świętego spokoju. Nie chcę kolejnej awantury. No i się godziłam na wszystko – opowiada. – Coraz bardziej czułam się jak marionetka. I to dość kiepska. Bo to pociąganie za sznurki i tak nie dawało zadowalających efektów. Ojciec wiecznie mówił, że za słabo się staram, że za cienka jestem w uszach.
Stresowała się wszystkim. Że szkołę zawali. Że nie jest dość dobra, by koleżanki ją akceptowały. Że żaden chłopak nie zwróci na nią uwagi.
Nie podejmowała żadnej inicjatywy. Ani w domu, ani w towarzystwie rówieśników.
- Uważałam, że inni mają lepsze pomysły, zrobią to lepiej – wspomina Hania. – Innych to denerwowało. A ja bałam się to zmienić.
Niepowodzenia zaczęły ją przytłaczać. Na zawodach upadła na bieżni przed metą. Z matematyki dostawała jedynkę za jedynką. Koleżanki nie zaprosiły ją do domku nad jeziorem, gdzie organizowały imprezę. Na dodatek przytyła, miała pryszcze na twarzy. Jeden z uczniów nazwał ją paszczurem.
W internecie pojawiły się krzywdzące komentarze na temat gry Hani w szkolnym przedstawieniu. To bolało…
- Faktycznie, wszystkiego, czego się tknęłam, okazywało się wielką porażką. Płakałam i wybuchałam z byle powodu. Nigdy nie byłam tak agresywna – przyznaje Hania. – Cały czas czułam smutek, przygnębienie, bolała mnie głowa. Nie mogłam spać. Siedziałam zamknięta w swoim pokoju. Zaczęłam bać się ludzi… Nawet nie wiedziałam dlaczego… To było za dużo na moją jedną głowę.

Twarze depresji mogą być różne

Depresja kojarzy się nam z niechęcią, apatią, smutkiem i płaczem, izolacją od otoczenia, zamykaniem się w sobie, zaburzeniami snu, lękiem, poczuciem beznadziei. Ale może też objawiać się krzykiem, trzaskaniem drzwiami, rzucaniem plecakiem czy książkami. Także i w ten sposób dzieci i młodzież próbują odreagować to, z czym sobie nie radzą. Szczególnie niebezpiecznym objawem depresji są myśli samobójcze. Zdarza się, że chorobie towarzyszą np. zaburzenia związane z jedzeniem (bulimia czy anoreksja).
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Powinni towarzyszyć dziecku cały czas, zauważać zmiany w jego zachowaniu. Być czujni, gdy jest rozdrażnione. Czasem wspólnie może się udać rozwiązać problem. Ale rodzic musi wiedzieć, co jest powodem smutku czy agresji dziecka.
- Nie wystarczy po pracy zadać retoryczne pytanie, jak było w szkole? Może warto wyłączyć telefon i porozmawiać od serca, wykazać zainteresowanie, a nie zrzucić tę rolę na media społecznościowe, które powodują, że dzieci i młodzież żyją w innym, wirtualnym świecie. Czują presję oceniania, porównywania. I nie czują zagrożeń… - podkreśla terapeuta Marcin Łokciewicz.
Gdy problem staje się trudniejszy do rozwiązania, potrzebna będzie pomoc specjalistów. Im szybciej o nią poprosimy, tym lepsze będą efekty.

Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Pixabay

Eryk: - Dziewczyna była całym moim światem

Zawsze żartował z siebie. Inni cenili go, że ma do siebie dystans. W domu już mu do śmiechu nie było.
- Było mi źle. Bo widziałem, że delikatnie mówiąc urodą nie grzeszę. Że jestem gruby. Znalazłem sobie sposób na to, by być lubianym. Byłem klasowym śmieszkiem. Początkowo nie bardzo mi to wychodziło – wspomina Eryk. – Z czasem byłem w tym coraz lepszy.
To bolało, gdy słyszał, jak wołają na niego Sadło albo Grubas. Czasem ciężko było ukryć łzy. Ale udawał, że śmieje się z tego.
Wstydził się nawiązywać nowe kontakty. Wystarczyły mu te szkolne. Dlatego nie chciał pojechać na obóz czy kolonię. Wolał wakacje spędzić w domu.
Nie zależało mu na ciuchach czy modnej fryzurze. Przecież i tak to nic nie zmieni. Żadna dziewczyna nie zwróci na niego uwagi. Nawet rodzicom nie zależy, żeby coś zmienił w sobie. Myślą, że jest mu dobrze jak jest. Zresztą nigdy się nie skarżył.
- Nie było między nami dobrego kontaktu. Strasznie zazdrościłem innym kolegom, gdy opowiadali o wspólnych wyjazdach, o tym, jak żartują ze swoimi starymi, że mówią im o wielu rzeczach albo ich się radzą – mówi Eryk. – Nie miałem nigdy takiego wsparcia. Musiałem ze wszystkim radzić sobie sam. A nie radziłem sobie z wyglądem, brakiem akceptacji, samotnością. Bo nigdy nie miałem ani przyjaciela ani dziewczyny.
Chęci do życia nabrał, gdy poznał Natalię.
- To było dziwne uczucie, nagle zaczęło mi na wszystkim zależeć. Chciałem się znów uczyć. Zacząłem zwracać uwagę, jak się ubieram i jak wyglądam. Nowe ciuchy, nowa fryzura. Nawet na siłownie zacząłem biegać – wspomina. – Chciałem z nią być 24 godziny na dobę. Patrzeć na nią, przytulać się, słuchać…
Wydawało mu się, że ona akceptuje go takim, jakim jest. Ale on dla niej chciał być jeszcze lepszy. Dlatego się starał.
Był dla niej w stanie zrobić wszystko. Wiedziała to. Rozmawialiśmy o wszystkim. Tylko jej mówiłem, jak się czuję, jaką mam sytuację w domu, jak boli mnie nazywaniem Sadłem itd. – mówi Eryk. – Rozumiała te moje problemy. Tłumaczyła, że najważniejsze jest to, że mamy siebie nawzajem i nie damy się nikomu skrzywdzić. Było naprawdę cudownie. A ja czułem się jak w siódmym niebie. Z czasem jednak coś zaczęło się psuć. Natalia nie było już taka kochana i wyrozumiała. Zaczęła mi mówić, co mam robić, a czego nie robić. Coraz częściej krytykowała moje zachowanie. Odsuwała się ode mnie. Nie widziałem, co się dzieje. Pytałem, prosiłem, by wyjaśniła, o co naprawdę chodzi. Z czasem dowiedziałem się o co. O Rafała. Poznała go w internecie. Zaczęli się spotykać. Przez jakiś czas była z nim i ze mną. Do czasu, aż jej koleżanka mi powiedziała, że jest jej mnie żal.
Pytałem Natalię, o co chodzi. Kłamała, że nic się nie zmieniło. Aż któregoś dnia oznajmiła: - To jednak nie jest to, czego szukam. Pomyliłam się. Nie ma sensu dłużej się spotykać. Szkoda czasu.
Prosił. Błagał. Obiecywał, że spełni każde jej życzenie. Ona? Nie chciała dać mu kolejne szansy. On? Nie chciał dłużej żyć…

Depresja to nie chandra. Jak działa system pomocy

Marcin Łokciewicz: - Przypomnę, że depresja jest to choroba, którą leczy się farmakologicznie i za pomocą psychoterapii. Nieleczona może się skończyć próbą samobójczą. Nie jest to chandra, nie wyjdzie się z niej za pomocą czekolady, piesków czy kotków, spacerków czy np. okularów antydepresyjnych! Coraz częściej zapadają na nią nieletni i brak terapii może się zakończyć tragedią. Dlatego nie bagatelizujmy objawów, a jeśli jest potrzeba, korzystajmy z pomocy specjalistów!
Nie od dziś alarmuje się, że ta pomoc jest wciąż niewystarczająca. Brakuje specjalistów, placówek… Choć to się zmienia. Podstawą funkcjonowania nowego systemu są środowiskowe ośrodki psychologiczno-terapeutyczne. W Polsce docelowo ma być ich 400. W województwie lubuskim takie placówki znajdziemy m.in. w Gorzowie Wlkp., Zielonej Górze, Nowej Soli, Żarach, Świebodzinie, Kostrzynie nad Odrą, Sulęcinie, Sulechowie… By się tam dostać nie trzeba żadnego skierowania, można wejść do nich prosto z ulicy. Tu otrzymamy pomoc od specjalistów, ale nie od lekarzy – psychiatrów. Jak pokazują badania – podkreśla prof. dr hab. Małgorzata Janas – Kozik, pełnomocnik ministra zdrowia ds. reformy w psychiatrii dzieci i młodzieży – 30-40 procent młodych ludzi nie wymaga w pierwszym kontakcie lekarza-psychiatry. Dopiero specjaliści po diagnozie psychologicznej, próbie wsparcia, psychoterapii, decydują, czy potrzebna jest konsultacja psychiatry. Zwykle dzieje się tak wtedy, gdy potrzebna jest farmakoterapia.
I tu mówimy już o 164 poradniach zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży. Tu jednak system się przytyka, kolejki się nie zmniejszyły. Jest jeszcze wiele do zrobienia. Na końcu systemu są oddziały psychiatryczne dla dzieci i młodzieży. W Polsce jest ich 35.
Marcin Łokciewicz pisząc książkę „Zamek rządzi” chciał też skończyć z mitami i błędnymi wyobrażeniami, związanymi z leczeniem psychicznych zaburzeń. Bo szpital to nie gumowe pokoje z drzwiami bez klamek, to nie psychiatrzy sadyści…
- Już dziś na miejsce czeka się trzy, cztery miesiące. Terminy się przesuwają, bo cały czas karetki dowożą nam niedoszłych samobójców z całej Polski. Musimy ich przyjąć interwencyjnie – mówi Marcin Łokciewicz. – Zdarzają się kolejki pod szpitalem. Niedawno tak właśnie było, jednego dnia przyjechało sześć karetek ze Szczecina, Wrocławia, Krakowa i innych miejscowości. Młodymi ludźmi, którzy targnęli się na życie, trzeba się zająć długotrwale, podejść do nich globalnie. Żeby wreszcie uwierzyli w siebie. By dostrzegli, że życie jest przed nimi i że jest piękne, i nie można z niego rezygnować…

Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole.
Twarze depresji mogą więc być różne. Dlatego rodzice i nauczyciele muszą być wrażliwi na różne zachowania dzieci czy uczniów w szkole. Pixabay

Rodzice też potrzebują wsparcia

Izabela Sumińska, konsultantka wojewódzka ds. psychologii klinicznej, podczas niedawnej konferencji „Zdrowie psychiczne – problem czy wyzwanie”, zorganizowanej w urzędzie marszałkowskim, podkreślała, że konieczna jest też praca z rodzicami, bo trzeba nauczyć ich rozmawiać z dziećmi. Trzeba pamiętać o dwóch zasadach: nie ucz swojego dziecka, aby się mało ceniło. A druga jakże ważna: pośpiech niszczy człowieka. Zatrzymaj się! Depresja jest zmuszeniem człowieka do zatrzymania się i dbania o siebie!
Zobacz wideo: spotkanie z Marcinem Łokciewiczem

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto