To robota ryzykowna i niebezpieczna. Wysokościowcy są w niewielkim koszu, który dosłownie dynda na linie 40 metrów nad ziemią. Fachowcy najpierw "objęli" podstawę iglicy metalową liną - żeby utrzymać się blisko niej. A potem zaczęli ciąć spalony daszek: kawałek po kawałku. Ryzyko było tym większe, że obok nich dyndał... wielki pojemnik na odpady, który uniósł drugi dźwig.
Praca wyglądała więc tak, że ratownicy odcinali kawałek dachu, a potem wrzucali odcięte elementy do pojemnika.
Nie wiadomo ile potrwają prace. Rzecznik komendy wojewódzkiej PSP Dariusz Szymura tłumaczy, że priorytetem jest bezpieczeństwo. Nikt nie ma zamiaru pracować na czas.
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?